piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 28


PASJA


CZ.28



- ŻE CO?! - wrzasnęłam na cały głos, byłam wściekła. 
Weronika tylko po raz kolejny spuściła wzrok. Tym razem bariera została przekroczona i postanowiłam wkroczyć do akcji. Otóż Szanowny Pan Zbigniew Bartman przyszedł dzisiaj na śniadanie... nie, wróć, na obiad, bo na śniadanie raczej nikt nie był zdolny zejść po wczorajszej imprezie. Otóż szedł z wielkią śliwa pod okiem. Nikt nie mógł się dowiedzieć od niego co się stało, a może po prostu wszyscy mieli takiego kaca, że nie kojarzyli. Zaraz po nim zeszła wściekła Weronika. Mordowała go wzrokiem, a on siedział skulony w kącie sali. Opowiedziała mi po długich namowach co się stało, na co ja zareagowałam wcześciej wspomnianym: ŻE CO?!


Obudziłam się nad ranem, no przynajmniej wydawało mi się, że to rano, bo na zegarku widniała godzina 12. Głowa tak cholernie mnie bolała, że nie byłam wstanie wytrzymać. Nie pamiętałam nic z wczorajszej nocy. Ostatnie to to, jak Agata próbuje wyrwać mi kolejny kieliszek wódki. Dalej jakby urwał mi się film. Jak zwykle po przebudzeniu nie byłam w pełni świadoma, ale nagle poczułam silną woń perfum... męskich perfum. Odwracam się na drugi bok, a tam...
- Kurwa mać! - zaraz po tym, jak otrząsnęłam się z pierwszego szoku, tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Bartman poderwał się nagle jakby ktoś wylał na niego kubeł zimne wody.
- Co się dzieje? - spytał zdezorientowany.
- Ty gnojku! Jak mogłeś?! - wrzeszczałam na niego.
- Wera, co się stało? - dalej udawał głupiego... nie, po co miałby udawać?
- Jak to co się stało?! - sama nie byłam pewna, ale dalej wrzeczałam - No właśnie, co tu się stało? - on jakby zrozumiał o co mi chodzi, bo tylko uśmiechną się zalotnie.
- Przyszliśmy tu w nocy, a dalej to już... - dalej sie szczerzył i zbliżył się do mnie na niebezpieczna odległość i próbował dostać się do moich ust. Moja reakcje mogła być tylko jedna. Odepchnęłam go mocno i przywaliłam pięścią prosto w tę piękną twarzyczkę. On zwinął się z bólu, bo trzeba przyznać, że prawy sierpowy mam całkiem niezły, ja za to chwytając szybko swoje ubrania i bieliznę, której również było mi brak, wybiegłam z pokoju.
Po jakiejś godzinie przyszedł czas na obiad. Zeszłam nadal wściekła i miałam ochotę wszystkich tam pomordować, a w szczególności JEGO.
- Co jest? - spytała mnie Agata, kiedy już po raz kolejny wyżywałam się na moim śniadaniu, robiąc z niego jedną, wielką paćkę. Na sam widok robiło mi się niedobrze.
- Weronika, gadaj do cholery co się stało?! - Agata nie wytrzymała, a ja chcąc nie chcąc opowiedziałam jej mój cudowny poranek.
- ŻE CO?! 


Poderwałam się z miejsca i wściekłym krokiem podążyłam w stronę stolika chłopaków, gdzie siedział również Bartman i Kurek. Spiorunowałam tego pierwszego spojrzeniem i dałam znak, żeby wyszedł ze mną ze stołówki. Ten ani drgnął.
- Cholera, Bartman. Rusz tą dupę, albo ci w tym pomogę! - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Chyba podziałało, bo po chwili staliśmy już sami na korytarzu przed stołówką.
- Jak mogłeś coś takiego zrobić?! - nie owijałam w bawełnę, od razu na niego naskoczyłam.
- Sam tego nie zrobiłem, przecież ona chciała - próbował się bronić, jednak w najgorszy możliwy sposób.
- Chciała?! Proszę cię, nie rozśmieszaj mnie! Ona była przecież zalana w trupa, a ty nie. Dobrze wiedziałeś, że cię nie lubi, miałeś świadomość co robisz, w przeciwieństwie do Weroniki - wrzeszczałam już chyba tak, że słyszeli mnie na 2 kilomentry. Nawet ciekawskie wzroki (czyt. wszystkie wzroki) przyglądały się nam uważnie.
Mój argument był mocny, bo Bartman spuścił wzrok.
- Wykorzystałeś pijaną kobietę i masz za swoje - wskazałam na jego limo pod okiem, odwróciłam się na pięcie i wróciłam do Weroniki, jakby nigdy nic skończyć śniadanie. Bartman jednak już nie zaszczycił nas swoją obecnością.

Około godziny 16 wszyscy zaczęli się pakować. Wracaliśmy do Polski. Chłopcy mieli tydzień wolnego, a później szybki powrót do Spały i prosto do Londynu. Chociaż jako reprezentantka tam nie pojadę, to jako kibic z całą pewnościom. Weronika, Lilka, Kinga i z tego co wiem, kilka innych dziewczyn z reprezentacji też się wybiera dopingować naszych chłopaków. 

Na lotnisku w Warszawie pojawiliśmy się około 2 w nocy. Wszyscy byli wykończeni, bo latanie bez przerwy przez miesiąc nawet na najmmiejsze odległości nikomu nie służy. W dodatku w trakcie loty mieliśmy kilka problemów. Otóż pojawiły sie dość spore turbulencje, bo wlecieliśmy w stefę burzy. Trzęsło niemiłosiernie, a ja latałam do łazienki 3 razy, by pozbyć się zawartości mojego żołądka. Na dodatek Bartek chyba by umarł tam ze strachu, ale widząc mój stan, jako prawdziwy mężczyzna jakoś się powstrzymał. Dobrze, bo już miałam trumnę zamawiać. A on taki niewymiarowy to jeszcze same problemy zamiast korzyści by z tego wynikły... Ktoś, kto swoją drogą ma szczęście, że nie wiem kto to, usadził Weronikę i Bartmana koło siebie. I tak 3 godziny on posyłał jej błagające spojrzenie, a ona patrzyła w zupełnie innym kierunku ignorując go, choć widziała, że najchętniej zmieniłaby kolorystykę pod jego drugim okiem. Po wylądowaniu i opuszczeniu samolotu wszyscy jednoczeście odetchnęli z ulgą, że to już koniec męczarni. Pożegnałam się ze wszystkimi, wyściskałam chłopaków, na co za każdym razem Bartek lekko wzdychał, bo za każdym razem jego pomijałam. Wymieniłam się numerem nawet z żoną Ignaczaka i kilkoma innymi trochę mniej dla mnie znanymi dziewczynami. 
W końcu podeszłam do Bartka.
- Najlepsze na koniec - uśmiechnęłam się ślicznie w jego stronę i mocno przytuliłam.
- A to my się żegnamy? - spytał zdziwiony. - Myślałem, że jedziemy razem do Bełchatowa.
- No bo jedziemy - wyszczerzyłam się - Przytulić się tylko chciałam, nie wolno?
- Tylko przytulić? - zrobił oczy kota ze Shreka i przybliżył swoją twarz do mojej.
- Tak. Zdecydowanie tylko przytulić - posłałam mu uśmieszek i oderwałam się od jego.
- Ty to jednak wredna jesteś - udawał obrażonago.
- Bywa. Jakoś do przeżyję.

Poszliśmy odebrać nasze bagaże, po czym, moim samochodem zresztą, ruszyliśmy w kierunku Łodzi. Nie mam pojęcie jak nasza piątka: ja, Wera, Lila, Kinga i Bartek, w przedziale wzroskowym 180 - 205 cm, zmieściała się do mojego "mega dużego" samochodu. Szczerze powiedziawszy pierwszy raz jechałam z Weroniką jako kierowcom, więc lekko obawiałam się o nasze życie, ale na szcieście bez większych przygód dojechalismy do Łodzi przed 5 rano. Najpierw odwieźliśmy Lilkę i Kingę. Pozostał jeden problem, ja i Wera mieszkamy w Łodzi, Bartek w Bełchatowie. Żadna z nas nie miała zamiaru odwozić go kilkadziesiąt kilomentrów w tą i z powrotem. Postanowiłyśmy, że Wera pójdzie do siebie, a Bartek póki co prześpi się u mnie. 
- Bartek, ale ostrzegam. Niespodziewałam się gości, a moje mieszkanie od miesiąca stoi nieużywane, więc nie spodziewaj się jakiegoś porządku - ostrzegałam go gdy próbowaliśmy się wdrapać na 3 piętro.
- Spokojnie. Nie widziałaś mojego mieszkania - uśmiechął się.
- A no właśnie. Nigdy u ciebie nie byłam - zamyśliłam się.
- Bo nie chciałaś raczej tam być, ogólnie nie chciałaś mnie widzieć, a co dopiero mojego mieszkania - posmutniał, ale jakbym wyczuła lekki wyrzut z jego strony. Zatrzymałam się i uważnie mu się przyjrzałam. Po co on to tego wraca? Sam również był u mnie tylko raz. Po chwili takiego gapienia się na niego, lekko poirytowana, weszłam do mieszkania, a zaraz za mną Bartek.
- Przepraszam, jestem zmęczony, nie wiem co mówię - złapał mnie za rękę. Pokiwała tylko głową i wskazałam mu łaziekę, a sama rzuciłam się na łóżko. Bartek w ekspresowym tempie wyszedł, ja jednak nie miałam już siły sie podnieść.
- Kochanie, musisz iść się umyć - powiedział nachylając się nade mną.
- Nie chce mi się - wymruczałam i przekręciłam się na drugi bok.
- Ach tak? - zaczął mnie łaskotać, a ja zaczęłam się wić śmiejąc się przy tym.
- Bartek! Bartek przestań! - krzyczałam. Po chwili przestał mnie łaskotać. - Głupek - skwitowałam i ruszyłam do łazienki. Nie zdążyłam nawet dojść do zlewu kiedy poczułam jego ręce na biodrach.
- Miałam się umyć, pamietasz?
- Mhh - kiwnając tylko głową wymruczał, bo jego usta były zajęte czym innym.
- W takim razie proszę cię o opuszczenie łazienki.
- Ale ja ci chętnie pomogę - powiedział zalotnie.
- Nie, dziękuję, poradzą sobie. A poza tym jeszcze przed chwilą byłeś zmęczony, pamiętasz? Idź sprawdzić czy nie ma cię w łóżku.
- Ale ja wolę być w łóżku z tobą.
- Żegnam - wypchnęłam go za drzwi i wreszcie mogłam się spokojenie umyć. Byłam zmęczona, ale prysznic we własnym domu to było to czego potrzebowałam. Gdy wyszłam Bartek już słodko spał, jednak w takiej pozycji jakby na mnie czekał. Wyglądał  tak słodko... Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 6.04. Wypadało by się już położyć. Szybko wsunęłam się pod kołdrę, jak najciszej, by nie obudzić Bartka. Ten jednak poruszył się nagle, nieotwierając oczu przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Tak wtulona w niego zasnęłam.

__________________________________________________________________________

Jeszcze kilka rozdziałów zostało. Mam nadzieję, że wytrzymacie ;)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 27


PASJA


CZ.27



Pierwsze dwa mecze wygrane, trzeci z Chinami przegrany. Teraz powrót do Polski i kolejne mecze z Chińskim Tajpejem, Dominiką i Włochami. Chłopcą za to szło naprawdę świetnie. Bartek prawie że dotrzymał słowa, bo pierwsze dwa mecze w Katowicach wygrali 3:0, trzeci również wygrali - 3:2, ale to z Barazylią, więc można wybaczyć. No cóż, my wracamy do Polski, a oni lecą do owej Brazylii, potem Finlandii, a później jeśli szczęście dopisze prosto do Sofii. 

Siatkarze grali coraz lepiej, my za to "nieco" gorzej przez co przegrałyśmy nasz ostatni mecz, a Grand Prix zakończyłyśmy za 8 pozycji. Nie to oczekiwałyśmy, liczyłyśmy na więcej. Jedyne pocieszenie to to, że nasi wspaniali siatkarze jadą do Sofii! Gdy tylko się o tym dowiedziałam moja radość była przeogromna i gdy wszyscy na hali rozpaczali po naszym przegranym meczu i zakończenia turnieju na tak niskiej pozycji, ja skakałam i cieszyłam się jak szalona z sukcesów chłopców. Wszyscy dookoła patrzyli na mnie jak na wariatkę, nawet komentatorzy zaczęli coś mówić na mój temat, ja się jednak tym nie przejmowałam.
- Agata? Kochanie... tak mi przykro, nie wiem co mam powiedzieć - Bartek zadzwonił jak byłyśmy już w szatni.
- Boże, kochanie gratuluję, tak się cieszę! - krzyczałam rozradowana do telefonu, nie zwracając uwagi na słowa jakie przed chwilą do mnie wypowiedział.
- Że co? Jak to się cieszysz? - spytał zdezoriendowany Michał. Chyba byłam na głośnomówiącem.
- No tak! Jedziecie do Sofii, idzie wam coraz lepiej! Jak tu się nie cieszyć? - mówiłam dalej wesoła.
- No, ale przecież wy przegrałyście. I ty się tak cieszysz? - nie mogli uwierzyć w moją radość.
- Dzięki Krzysiu, że powiedziałeś, bo nie zauważyłam - powiedziałam z przekąsem. Usłyszałam w tle ciche śmiechy. - Co mam robić? Siedzieć i płakać?
- Nie no, ale... - przerwał Kurek - Wy patrzcie! - krzyknął nagle. W tle usłyszałam głosy komentatorów, którzy relecjonowali nasz mecz. Właśnie wypowiedali się nad dziwnym zachowaniem niejakiej Agaty Olszewskiej.
- No młoda, to zaszalałaś - zaśmiał się ktoś w telefonie - Wszyscy siedzą i płaczą, a ty latasz jak szalona po hali i krzyszycz ze szczęścia. Teraz już na pewno żadna platynowa blondii z dyktafonem ci nie odpuści - zaśmiał się Kurek.
- Wielkie dzięki. Ja wam gratuluję, a wy tacy jesteście? No ładnie...
- Oj, już dobrze. Kiedy się zobaczymy? 
- Rozmawialiśmy już o tym - miałam pewne plany, ale nie chciałam ich jeszcze zdradzać Bartkowi.
- No wiem, ale straaasznie tęsknie.
- Ja też. 
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem.
- A ty mnie kochasz?
- Co to za pytanie? - zostałam nieco zbita z tropu.
- Dawno mi tego nie mówiłaś. Tylko jakieś "wiem", "ja też"...
- Bartuś... o co ci chodzi?
- O to, że mi tego nie mówisz.
- Ja... - przerwała mi Lila.
- Agata, przestań gadać przez ten telefon. Musimy już iść.
- Tak, tak - odpowiedziałam szybko i wróciłam do rozmowy - Przepraszam cię, ale muszę kończyć, zadzwonię jutro - rozłączyłam się.

Rzeczywiście, nie mówiłam tych dwóch słów do Bartka on bardzo dawna. Jeśli w ogóle je mówiłam... tak, ale chyba zaledwie z dwa razy. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nigdy nie byłam dobra w mówieniu o uczuciach. Wszystko kłębiłam w sobie. Za to Bartek powtarzała mi to na każdym kroku. Miłe to było, ale ja nie potrafiłam mu tego powiedzieć. To znaczy mówiłam czasem, ale kosztowało mnie to dużo wysiłku. Oczywiście kochałam go, naprawdę, ale nie umiałam o tym mówić. 

Natępny dzień wolny... tak jak i najbliższe ogólnie 2 tygodnie. Polki nie zakwalifikowały się do Igrzysk Olimpijskich 2012, ale za 2 tygodnie miałyśmy rozegrać mecze z drużynami, które również się nie zakwalifikowały. Nie tak wyobrażałam sobie moją przygodę z reprezentacją w tym roku, ale nie mogłam jednak przecież od razu oczekiwać mistrzostwa olimpijskiego. 
Każda zawodniczka rozjechała się na jednak zasłużony odpoczynek, bo bądź co bądź trenowałyśmy naprawdę cieżko. Wszystkie poza naszą Świętą Trójcą - ja, Lilka i Kinga. My miałyśmy jednak inne plany. Zamiast odpoczywać od siatkówki, brniemy cały czas w jej kierunku. Otóż postanowiłyśmy zrobić chłopakom niespodzienkę i odwiedzić ich w Sofii. Nie, że zależało nam jakoś specjalnie na spotkaniu z nimi, bo mogłyśmy równie dobrze zaczekać parę dni aż wrócą... Chciałyśmy po prostu pojechać na finał Ligii Światowej, a jak nasi siatkarze gdzieś się nawiną to też chętnie się z nimi spotkamy.
- Myślicie, że się ucieszą? - spytała Kinga. Popatrzyłyśmy na nią jak na głupią.
- Słucham? Oni chyba będą skakać z radości, sama widziałaś jak bardzo się chcieli spotkać zaledwie po tygodniu naszej nieobecnosci - przypomniała mi się sytuacja z lotniska.

Podróż minęła nam dość szybko. W końcu z Polski do Bułgarii samolotem nie jest tak daleko, jednak po miesiącu ciągłego latania po kilkanaście godzin miałyśmy serdecznie dość nawet po tych 3 godzinach do Bułagarii.

Sofia powitała nas pięknym słońcem i ładną pogodą. Gdy byłyśmy już na lotnisku zadzwonił Kurek. Musiałam oczywiście coś zmyślać, że jestem u rodziców (z którymi niby się pogodziłam) i takie tam. Jakimś cudem dotarłyśmy do hotelu, a zaraz potem już zwarte i gotowe pobiegłyśmy na mecz Polska - Bułgaria, który zaczynał się za niespełna godzinę. Oczywiście, nie obyło się bez pośpieszania Lilki w łazience, która musiała się wypinzdrzyć dla Kosy. 

Wkroczyłyśmy na halę gdzie miał zacząć się mecz, a tak właściwie to już się zaczął, bo oczywiście jak zwykle się spóźniłyśmy. Starałyśmy się nie wyróżniać, nie chciałyśmy, żeby chłopcy nas zobaczyli.
Mecz zakończył się pięknym 3:0 dla Polski! Jeteśmy w finale!! Radość chłopaków nie do opisania. Zaraz podbiegłyśmy do barierek, by im pogratulować, a jednocześnie zrobić niespodziankę. Misiek zaraz zobaczył Kingę i rzucił się w naszy kierunku, a za nim Grzesiek wypatrujący Lilki, która po chwili wpadła w jego ramiona. Bartuś, mój kochany, nie jest tak spostrzegawczy, ale za to ma dobry słuch. Misiek i Kosok zaraz zaczęli wrzeszczeć i cieszyć się z naszego widoku. Kurek momentalnie odwrócił się w naszym kierunku. Jego wzrok skierował się na moją osobę. Na początku stał wmurowany w parkiet z otwartą buzią, a zaraz potem nawet nie wiem jak to się stało, utonęłam w jego objęciach. Wyciągnął mnie na boisko i zaczął kręcić w powietrzu ciesząc się jak oszalały. Nawet nic nie mówiąc przytulał mnie, całował i szczerzył się cały czas.
- Co ty tutaj robisz?! - wreszcie doszedł do siebie.
- Jak to co? Przyjechałam na mecz - odparłam jakby to nie było oczywiste.
- A nie do mnie? - nieco posmutniał.
- Do ciebie? A z jakiej racji? Przyjechałam na mecz, a jak już się nawinąłeś... - mówiłam z wielkim bananem na ustach.
- Pff, skoro tak to... - zrobił naburmuszoną minę i mnie puścił. Przerwałam mu jednak namiętnym pocałunkiem.
- No. Teraz już lepiej - wyszczerzył się.

Wszyscy chętnie by pewnie poświętowali, ale mieli świadomość jutrzejszego finału, więc grzecznie poszli spać. Chłopcy nalegali, żebyśmy przeniosły się do ich hotelu, ale my pozostałyśmy nieugięte.

Natępnego dnia z chłopakami spotkałyśmy się dopiero przed meczem. Wszyscy chodzili cali spięci i zestresowani. Życzyłyśmy im powodzenia i zajęłyśmi miejsca na widowni. Jakiś starszy pan obok bardzo nam się przyglądał, co było nieco irytujące. W końcu jednak się odezwał.
- Przepraszam, ale ja panią chyba skąś kojarzę - mówił zamyślony, chyba próbował sobie przypomnieć.
- Naprawdę? - wiedziałam, że skoro jest kibicem to może kojarzy i żeńską siatkówkę, ale to by było nieco dziwne, że kojarzył akurat nikomu nie znaną zawodniczkę.
- Tak - przerwał na chwilę - Panie są siatkarkami! Z reprezentacji! - klasną w dłonie zadowolony - Ale przepraszam, nie pamiętam jak się panie nazywają - zaśmiałam się tylko na te słowa, po czym wszystkie trzy się mu przedstawiłyśmy. Teraz jednak na nas spoczeły wzroki jakiś nastolatek. Coś szeptały i pokazywały palcami. Nie powiem, że było to miłe uczucie, ale chyba muszę się jednak przyzwyczaić, że jestem z taką postacią jak Bartosz Kurek, bożyszcze nastolatek i nie tylko. Nagle ktoś zasłonił mi oczy.
- Buu! - zza moich placów wyskoczyła...
- Boże, Weronika, co ty tutaj robisz?! - rzuciłam się jej na szyję.
- Zaraz, zaraz. Bez takich czułości. Możesz mi powiedzieć, jakim prawem pojechałaś na finał LŚ beze mnie?! - krzyczała na mnie z wyrzutem.
- No przepraszam, nie wiedziała, że też chciałabyś z nami jechać...
- Oszalałaś? Ja miałabym nie jechać?! - nadal krzyczała. Jakoś udało mi się ja udobruchać, więc po mękach wybaczyła mi. Jednak nie dowiedziałam się skąd wiedziała, że tu jestem. 

Mecz nareszcie się zaczął. Cały czas siedziałyśmy w napięciu. Jak zdobyli punkt to skakałyśmy z radości, a jak trocili to dosłownie wrzeczałyśmy na nich i chciałyśmy wejść do nich na boisko i skopać tyłki. Zwłaszcza w trzecim secie, gdy nie wytrzymywałyśmy już napięcia i darłyśmy się jak opętane. Nie będziemy się wyróżniać, będziemy sie zachowywać jak normalnie ludzie - tak owszem, były takie plany, ale nie wyszło. Nasze krzyki z pewnością było słychać na parkiecie, co do tego nie miałam wątpliwości. Pod koniec trzeciego seta mało nie zeszłyśmy tam na miejscu. 24:20 dla Polaków, zagrywa Stanley. Serce bije mi jak szalone, kciuki bolą mnie już od trzymania. 
- PRZESTRZELIŁ, PRZESTRZELIŁ STANLEY!!! 
Trybuny w tym momencie mało się nie zarwały od skoków i tańców Polaków. Mi samej pociekły po policzkach łzy, łzy szczęścia. Lila i Wera zaczęły drzeć się jak opętane, a ja z Kingą stałyśmy nieruchomo, a łzy ciekły nam po policzkach. Zaraz zaczęło się wspólne obsciskiwanie, nawet z owym starszym panem, o którego w trakcie meczu trochę się bałyśmy, bo gdy nasi psuli zagrywkę myślałyśmy, że zejdzie nam tam na zawał. 
Na boisku chłopcy zaczęli śpiewać, skakać, tańczyć i nie wiem co jeszcze. Emocje i szczęście na ich twarzach były nie do opisania. Nie miałyśmy zamiaru teraz do nich schodzić, bo uznałyśmy, że jesli w tym momencie w ogóle jeszcze pamietają o naszym istnieniu, to jednak nie będziemy przeszkadzać w świętowaniu na boisku. Chłopcy jednak sobie za jakiś czas o nas przypomnieli, bo gdy stałam odwrócona tyłem ktoś porwał mnie w ramiona i miałam powtórkę z wczoraj. Byłam kręcona w powietrzu, podrzucana i przytulana.
- Gratulacje! Jesteście wspaniali! - darłam się, bo inaczej by mnie nie usłyszał w tym hałasie.
- Ty płaczasz? - zaśmiał się.
- To ze wzruszenia - jeszcze raz wtarłam swoje policzki, po których nadal spływały łzy szczęścia.
- Głupia ty, nie płacz. Ciesz się! - i jeszcze raz zostałam porwana w objęcia. Potem już musieliśmy się rozstać, ale przedtem podeszłam do każdego zawodnika i ich wyściskałam. Nawet Andrea się nawinął. Potem następniła dekoracja zawodników. Nikomu z polskiej drużyny nie schodził banan z twarzy. Nawet Guma szczerzył się do kamer. My w cztery stałyśmy koło szatni chłopaków i beczałyśmy w najlepsze. Koło nas stały żony i dziewczyny innych siatkarzy. Rozpoznałam Iwonę Ignaczak, Dagmarę Winiarską razem z Oliwierem, a reszty w ogóle nie mogłam skojarzyć. Być może widok przysłanały mi łzy, bo obraz miałam rozmazany.

Po kilku godzinach wreszcie można było wyjść z hali. Chłopacy w ogóle nie okazywali zmęczenia, wręcz przeciwnie, tryskali energią. To też spowodowało wielką imprezę w ich hotelu. Zawodnicy, partnerki, trenerzy, cały sztab. Po jakimś czasie, gdy kadra już poszła do siebie zaczęła się prawdziwa impreza. Alkohol lał się litrami. Wszyscy byli w szampańskich humorach. Zapoznałam się z innymi partnerkami, z którymi od razu się polubiłam. Najlepiej chyba rozmawiało mi się z Iwoną. Dagmara musiała wyjść wcześniej z uwagi na Oliwiera, ale Michałowi kazała zostać i bawić się dalej. Cóż na wyrozumiała żona...
Tańczyłam chyba z każdym zawodnikiem i muszę przyznać, że każdy bez wyjątku jest świetnym tańcerzem. Widziałam jak Zibi ciągle kręci się koło Weroniki, lednak ta go ignorowała.
- Do jasnej cholery, Agata, weź go ode mnie, bo nie ręczę za siebie! - podeszła do mnie mocno zdenerwowana.
- Spokojnie Wera, może chce tylko pogadać lub zatańczyć - mówiłam wyjątkowo spokoinym tonem, ale ledwo co powstrzymywałam śmiech. Śmieszyło mnie jej zdenerwowanie i to jak Bartman ciągle za nią biega.
- Ja mam być spokojna? Od ciągle za mną łazi i żyć nie daje! Mało ma tu dziewczyn do tańczenia?
- A może chce właśnie z tobą? - drażniłam się z nią.
- A weź wyjdź! Idę się napić! - i podążyła w kierunku baru. Znów zostałam porwana do tańca, tym razem przez Bartka. Jednak ciągle z lekkim niepokojem zerkałam w kierunku baru, gdzie Weronika bez pohamowań pochłania kolejne kieliszki trunku. Zaraz dosiadł się do niej Bartman i zaczęli pić razem, jednak kłócąc się przy tym ciągle.
- Kochanie? Może starczy tych tańców już na dzisiaj? - wymruczał Bartek i zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi.
- Coś sugerujesz? - zaśmiałam się.
- Tak, bo bardzo, bardzo, ale to bardzo się za tobą stęsniłem - nie przestawał mnie całować.
- I co? Zostawisz tak kolegów? - on tylko kiwnął głową i kazał rozejrzeć się po sali. Wszyscy siedzieli po kątach w parach i coś tam, nie będę wnikać, robili. Teraz Bartek zrobił maślane oczka. Cmoknęłam go tylko szybko.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się słodko, a on zrobił smutną minkę. Teraz właśnie zobaczyłam jak Weronika stara się upić kolejny kieliszek wódki. 
- Starczy tego moja droga - podeszłam do niej i wyrwałam kieliszek. Bartman trzymał się lepiej,  ale wszyscy na sali byli pijani, włącznie ze mną.
- Oddaj to!
- Nie. Jesteś już wystarczająco pijana, ty zresztą też - zwróciłam się do Bartmana.
- Agata, kochanie. Zostaw ich. Niech się bawią - podszedł do nas Kuraś i odciągnął mnie od baru.
- Czy ty nie widzisz jaka ona jest pijana? - zapytałam się go z wyrzutem gdy staliśmy już trochę dalej.
- Tak jak wszyscy, ty też.
- Ale ona jest tam z Zibim.
- No i co z tego? Co w tym złego? - zacisnęłam tylko wargi i popatrzyłam na nich z ukosa.
- Nieważne.
- Agata?
- No bo on nie jest aż tak pijany. Ona go nie lubi, to znaczy na trzeźwo go nie lubi. A on ją za to bardzo.
- Są dorośli i... - zaczął.
- I pijani - dokończyłam.

Weronika i Zbyszek cały czas siedzieli przy barze i rozmawiali, raczej nadal kłócili się o coś tam, czasem rozmawiali na spokojnie. Nie mogłam ich już dalej pilnować, była 4 nad ranem, nie miałam już siły tańczyć, więc poszliśmy do bartkowego pokoju.
- Kochanie, a może... - Bartek już ledwo trzymał się na nogach, ale mężczyznom tylko jedno w głowie. Ja również później jeszcze trochę wypiłam. Zaczął mnie całować i bardzo chciał pozbawić sukienki. Nie stawiałam większego oporu, przez co po chwili stałam już w samej bieliżnie. Nie pozostałam mu dłużna, zaraz potem leżeliśmy już na łóżku, a Kurek nie przestawał mnie całować. Byłam zbyt pijana, żeby myśleć racjonalnie, on zresztą też. Po chwili poczułam go w sobie. Głośno jęknęłam i wbiłam paznokcie w jego umieśnione plecy. Zaczęłam jęczeć mi prosto do ucha, co na niego podziałało, bo przyśpieszył jeszcze bardziej. Po chwili sam zaczął krzyczeć, by zaraz potem opaść koło mnie głośno oddychając.
- Jesteś wspaniała - wysapał lekko gładząc moje plecy. Uśmiechnęłam się na te słowa.
- Strasznie za tobą tęskniłam, Bartuś - przysunęłam się do niego jeszcze bliżej.
- Ja za tobą też, słońce. 
- Kocham Cię - udało mi sie w końcu do powiedzieć. Spojrzałam na Bartka, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Kocham Cię - pocałował mnie ostatni raz i usnęliśmy w swoich objęciach.
_______________________________________________________________________

W tym tygodniu potrzebuję czegoś na depresję... Chryste, za tydzień szkoła ;______;

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 26


PASJA


CZ.26



Nie naspałam się długo, ponieważ mój budzik zadzwonił o 7 rano. Miałam ochotę go roztrzaskać na drobny pył, byle tylko umilkł. Dzisiejszy mecz miałyśmy rozegrać w katowickim Spodku, więc musiałyśmy wcześniej wstać, żeby tam dojechać. Transmisja z meczu chłopaków znów była o tej samej porze co nasz mecz, więc nie było szans na obejrzenie ich w akcji. 

Dzisiejszy dzień już od początku nie zapowiadał się zbyt dobrze. Na dworze było wyjątkowo ponuro, a i nikt jakoś nie miał humoru, mimo wczorajszej wygranej. Weronika wszystkie nas dzielnie wspierała, ale i to nie pomogło. Wszystko to przełożyło się na naszą grę. Pierwszy set na początku szedł całkiem nieźle, ale niestety go przegrałyśmy. Drugi już bardziej po naszej myśli, wygrany. Trzeci podobnie jak pierwszy. O czwartym już nie mówię, istna katorga, nikt nie chciał odpuścić przez co grałyśmy 29:31. Cały mecz przegrany 3:1. Nikt nie mówił, że Włoszki to łatwy przeciwnik. Co gorsza następny mecz z Brazylią.
Chłopcom też w ogóle nie poszło i przegrali z Finlandią 2:3. Wszyscy jednym słowem byli w podłych humorach. Znów na hali spostrzegłam moją ulubioną dziennikarkę, ale tym razem do mnie nie podeszła. Skoro temat "Kurek" jest zamknięty, to o czym niby miałaby ze mną rozmawiać? No chyba nie o siatkówce? Znalazł się jednak kolejny odważny, który do mnie podszedł. Chociaż był to znany starszy dziennikarz, to i tak podążał w moim kierunku niepewnym wzrokiem. Nie wiem czemu oni chcą wywiadów ze mną? Kim ja jestem, że chcą ze mną rozmawiać dziennikarz z TVP1 Wiadomości Sportowych? 

- Dzień dobry, czy można przeprowadzić z panią wywiad? - zapytał niepewnie.
- Oczywiście - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy, choć przegrana wcale nie napawała mnie radością. 
Przeprowadził ze mną profesjonalny wywiad o meczu i siatkówce, co mi naprawdę odpowiadało. Nie pytał przynajmniej o życie prywatne, no bo w sumie to co go to może obchodzić? Na końcu, ni stąd ni z owąd, poinformował mnie o wyniku meczu naszych siatkarzy. Chyba mój wczorajszy wywiad ogladali już wszyscy. Podziękowałam grzecznie, choć z boiska do szatni zeszłam w jeszcze gorszym humorze. Nie chciało mi się gadać z Bartkiem, choć wiedziałam, że powinnam zadzwonić i go pocieszyć. Mój telefon jednak sam zaczął dzwonić, Kuba.
- Cześć, oglądałem mecz i... - zaczął.
- Tak wiem, dałyśmy dupy - powiedziałam smutno.
- Hej, nie mów tak. Było nieźle, ale przecież nikt nie mówił, że Włoszki to łatwy przeciwnik - zacytował moje własne słowa. Pogadałam jeszcze z nim chwilę, a nawet z jego narzeczoną. Okazała się bardzo miła, choć trudno tak stwiedzić przez telefon. 

Po chwili byliśmy już w katowickim hotelu, gdzie każdy padł od razu spać. Tym razem obyło się bez telefonów o 5 nad ranem.
Następnego dnia mecz z Brazylią miałyśmy na szczęście nadal w Katowicach, dzięki czemu nie musiałyśmy nigdzie jeździć. A co za tym idzie pospać "aż" do 9. 

Mecz z Brazylią zakończony kolejną porażką 2:3. Za to chłopcy ładnie pokonali Kanadę na ich własnej ziemi 3:1. To była jedyna dobra wiadomość tego dnia. Weronika niestety nas opuściła, ponieważ nie miała zamiaru latać z nami na następne mecze do Azji. Naszym następnym przeciwnikiem za tydzień była Koreo Południowa, Chiński Tajpej i Chiny. Za to chłopcy za tydzień następne trzy mecze rozegrają właśnie w Katowicach. Szkoda tylko, że wtedy gdy nas już nie będzie. Oni wracają jutro, a my jutro wylatujemy podbijać wschód.
- Cześć kochanie, czemu wczoraj nie zadzwoniłaś? Dzisiaj chyba też nie miałaś zamiaru...
- Przepraszam, nie miałam zbytnio nastroju na rozmowy, dzisiaj zresztą też nie mam.
- No tak - przerwał - Nie wiem, nie jestem najlepszy w pocieszaniu.
- To grajcie jeszcze lepiej. Następne mecze Kanada, Finlandia, Brazylia ma być szybkie 3:0 - zaśmiałam się.
- No, no. Wysoko stawiasz poprzeczkę.
- Nie mów, że nie dacie rady? Proszę cię...
- Tęsknie za tobą - wystrzelił nagle.
- Ja za tobą też.
- Ale zobaczymy się niedługo, prawda? Już jutro... - mówił z nadzieją w głosie.
- No właśnie Bartek, bo my jutro też wyjeżdżamy i chyba się miniemy - mówiłam smutnym głosem.
- Ale jak to?! To znaczy, że zobaczymy się dopiero na ponad trzy tygodnie jak wrócicie z Azji?
- No właśnie chyba też nie. Jak my wrócimy z Azji to wy będziecie w drodze do Sofii, bo wygracie oczywiście - starałam się jakoś go pocieszyć.
- No oczywiście, że wygramy - powiedział szybko. - Ale ja nie wytrzymam tyle bez ciebie. Jest koniec maja, a ty mi mówisz, że zobaczymy się dopiero w lipcu?! - dalej nie mógł w to uwierzyć.
- Bartek, ja nic na to nie poradzę. Chciałabym się z tobą zobaczyć, ale co ja mogę? - mówiłam z żalem w głosie.
- Ej, mała spokojnie. Damy radę, ale musisz dzwonić do mnie codziennie, ok? 
- Oczywiście! Przepraszam, ale jestem już zmęczona i...
- Rozumiem. Dobranoc, kocham cię!
- Wiem, dobranoc - chciałam się rozłączyć.
- Agata? - powiedział nieco smutnym głosem.
- Tak? Stało się coś?
- Nie. Nic, nie ważne. Dobranoc - powiedział i się rozłączył, a ja poszłam spać.

Miałyśmy jeden dzień wolnego, a już następnego wylatywałyśmy do Korei. Na lotnisku można by powiedzieć, że minęłyśmy się z siatkarzami, ponieważ oni wysiadali, a my wsiadałyśmy. Widziałam ich nawet przez moment na końcu drugiego korytarza. Zobaczył mnie Krzysiek i zaraz zaczął machać jak oszalały i trącać Kurka, jednak nim ten zdążył się odwrócić w moim kierunku musiałyśmy już iść. Widziałam jak biegnie w moim kierunku, ale ja już byłam po drugiej stronie szyby. Zrobiłam tylko smutną minkę widząc jego zawiedzenie na twarzy. Zaraz za nim zbiegli się inni siatkarze, a Kurek, Misiek i Kosok za wszelką cenę chcieli się do nas dostać, ale ich już nie wpuścili. Mogliśmy się tylko przez jakieś 3 minity gapić na siebie przez szybę. Dostałam SMSa od Bartka:

Kocham Cię! Nie zapomnij tam o mnie :(

Szybko mu odpisałam, co spowodowało nikły uśmiech na jego twarzy. Zaraz wsiadłyśmy do samolotu na kilkunastogodzinną podróż na wschód.

______________________________________________


Ostrzegałam, że te rozdziały będą takie... takie nijakie. Ale już niedługo ;)



poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 25


PASJA


CZ.25




- Uważaj tam na siebie i macie wygrać, bo jak nie to... - przerwał mi całusem.
- Będę - posłał mi szarmancki uśmieszek. - Wy też. Dajcie z siebie wszystko - cmoknął mnie ostatni raz i wsiadł wreszcie do autokaru, którym mieli jechać do Łodzi. 
Kurde, pierwszy raz od bardzo dawno ominie mnie mecz LŚ. A tak, żeby było fajniej, to my mamy o tej samej porze swój mecz. Tylko, że nie w Łodzi, a w warszawskim Torwarze. A już tak na depełnienie naszego szczęścia, pierwszy mecz mamy przeciwko Serbii. Mimo, że wygraliśmy mecz towarzyski, teraz zaczyna się prawdziwa walka. Po prostu świetnie! Chłopcy też nie mają lekko, bo ich pierwszym pieciwnikiem w grupie jest Brazylia, ale przedtem mają jeszcze towarzyski mecz z Australią. A potem już prosto do Toronto...

Pierwsze chwile przed meczem to istny koszmar. Serce mi bije jak oszalałe, staram się skupić, ale mam ogromną tremę. Chłopaki po gładko wygranym meczu z Australią 3:0, polecieli kilka dni temu do Toronto i teraz właśnie zaczytają swój bój z Brazylią, a my póki co w Polsce z serbskimi zawodniczkami. 
Wychodząc na halę miałam gulę w gardle. Trybuny pękają w szwach! Jak to możliwe? Być może nie wszyscy kibice polecieli za chłopakami na starcie w Kanadzie? Znaczną przewagę mają polscy kibice, a wśród nich najgłośniej krzycząca i skacząca po trybunach Weronika. Na sam widok chcę mi się śmiać, dzięki czemu trochę się odprężam.
- Będzie dobrze, zobaczysz - mija mnie Malwina. - Ja na pierwszym meczu też tak miałam - uśmiecha się i zaczyna rozgrzewkę. Tak, łatwo jej mówić jak od kilku lat gra już w reprezentacji, a ja biedna sierota stoję na środku boiska i zamiast zacząć rozgrzewkę gapię się z otwartą buzią na trybuny. 
Nagle rolega się dźwięk z głośników. Mecz czas zacząć. Kieruję swe kroki ku krzesłom, kiedy słyszę swe nazwisko do pierwszej szóstki. Nie ma to jak być uprzednio informowanym, nie ma co. W jeszcze większym szoku, że trener nie posłał mojej kilka lat starszej koleżanki, wkraczam na boisko. Nawet nie mam pojęcia kiedy zaczęłyśmy grać, w ten też sposób pierwsza piłka przelatuje jakby nigdy nic koło mnie.
- Agata! - słyszę krzyk trenera, jednak nie odwracam się w jego stronę, bo wiem jaki ma teraz wyraz twarzy. Staram się skoncentrować i wyciszyć. Zadziałało. Kolejna piłka odbija się zgrabnie od moich palców kierowana do wspaniałej atakującej - Kingi, która z niezwykłą precyzją wbija piłkę prosto w boisko. Cały set grałyśmy punkt za punkt. Praktycznie można powiedzieć, że cały mecz, który kończy się ostatecznie 3:2 dla nas. 
Zmęczone, ale szczęśliwe padamy na płytę boiska. Grałam calutki mecz. Trener tylko raz w drugim secie zdjął mnie na chwilę. 

Jako, że był to nasz pierwszy mecz Grand Prix, zaraz zebrało się wokół nas masa dziennikarzy proszących o wywiad. Znalazły się nawet osoby proszące o autograf. Te "prawdziwe" z krwi i kości reprezentantki zaczęły rozdawać podpisy i udzieleć wywiadów. Ja skierowałam swe kroki do szatni sądząc, że mnie to nie dotyczy. Poza tym, chciałam jak najszybciej poznać wynik meczu chłopaków. Drogę jednak zastawiła mi malutka dziewczynka, która miała łzy w oczach.
- Hej, mała. Co się stało? - podeszłam i ukocnęłam koło niej.
- Jak chcę do mamy - zachlipała. - Nie wiem gdzie ona jest - ledwo mówiła już przez szloch. Miała może z 4 lata. Wzięłam ją za rączkę i zaprowadziłam do speakera, który już się nią odpowiednio zajął i wygłosił czym prędzej odpowiedni komunikat. A ja ponownie skierowałam swe kroki do szatni. 
- Pani Agata Olszewska? - spytał cienki kobiecy głos. Odwróciłam się niechętnie i ujrzałam małą, może mierzącą nieco ponad 160, drobną kobietę. Dziennikarkę, jak przypuszczam po kamerze i dyktafonie. Przy moim 180 wyglądała komicznie. Do tego jej platynowy blond, sztuczny uśmiech i chyba ciężarówka podkładu i tuszu do rzęs. - Można prosić o krótki wywiad? - mówiła już z włączoną kamerą i dyktafonem, i nie czekając na odpowiedź zaczęła swój monolog - Jesteś młodą zawodniczką, a już zdobyłaś sławę - na chwilę się zatrzymałam, bo od kiedy to my jesteśmy na Ty? Mówiła coś dalej, ale zbytnio jej nie słuchałam, dlatego rzuciałam ni skąd ni z owąd.
- Przepraszam, nie mam czasu. Ale nie wie może pani - zrobiłam nacisk na ostotnie słowo -  jaki jest wynik na meczu w Toronto?
- Jakim meczu? - była nieco zdezorentowana.
- No z Brazylią. Jaki jest wynik? - kobieta w ogóle nie wiedziała o co chodzi. Chyba zrobili jej krzywdę posyłając do siatkarek, bo wygladała jakby jednak wolała być u boku mężczyzn i to nie ważne, że nie wie, że grają teraz mecz. Ważne, że są to przystojni sportowcy.
- Tak więc jesteś młoda i zdobyłaś sławę - próbowała jakoś zmienić temat. Wywróciłam tylko oczami.
- Przepraszam, ale jaką sławę? - zaśmiała się, ale też nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Masz 21, a już jakiś czas temu zaczęły pisać o tobie gazety spotrowe i internet - zrobiłam zdezorientowaną minę. - Jesteś w końcu dziewczyną Bartosza Kurka - oniemiałam. Zamurowało mnie i stałam tam przed kamerą z otwartą buzią, a z tego co się zdążyłam domyślić, wywiad leciał na żywo. 
- Co proszę?! - była zdziwiona dlaczego poruszała ten temat, a może bardziej tym, że wiedziała jak się nazywa chociażby jeden siatkarz.
- No jesteś z Kurkiem, prawda? - była nieco zniecierpliwiona moją biernością w odpowiedzi na jej pytanie.
- Wiem, że to może nie zabrzmi najlepiej, ale czy jest tu pani po to, by się dowiedzieć czy jestem z Bartoszem Kurkiem? - podniosłam brwi do góry, - Mi się wydawało, że to jest ważny turniej siatkarski, a nie wywiad do plotkarskiego magazynu - czekałam na odpowiedź, ale była w szoku. Nie spodziewała się takiej reakcji z mojej strony. - Przepraszam teraz bardzo, ale muszę już iść - powiedziałam z udawanym uśmiechem i podążyłam w kierunku szatni, by zaraz rzucić się na telefon. Żadnych wiadomości od Bartka, więc pewnie nie ma czasu, albo śpi zwarzając na inną strefę czasową. Dowiedzieć się o tym nie mogłam z wiadomych przyczyn i osób. 

Wszystkie w ekspresowym tempie się ubrałyśmy i pojechałyśmy do hotelu. Było już po północy, za to w Kanadzie pewnie nad ranem. Postanowiłam zadzwonić jutro, a teraz rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
- Słucham? - spytałam zaspanym głosem. Spojrzałam na wyświetlacz, godzina 4.54. Kto śmie budzić mnie o tej godzinie?!
- Witaj kochanie! - już wiadomo komu życie niemiłe.
- Kurek, do jasnej cholery, czemu dzwonisz do mnie o 5 nad ranem?!
- O 5?... O Boże, przepraszam, u nas jest po obiedzie. Przepraszam, zadzwonię później... - chciał się rozłączyć, ale mu przeszkodziłam.
- Jak już mnie obudziłeś to się nie wykręcaj. Jak mecz? Przepraszam, ale nawet nie miałam kiedy sprawdzić, bo jakieś 4 godziny temu dopiero wróciłyśmy do hotelu - powiedziałam z naciskiem.
- Nie gniewaj sie już. Mecz straszny, muszę przyznać, w sumie prawie taki sam jak wasz...
- Ale mi chodzi o wynik geniuszu!
- 3:2 - powiedział, a ja wyczułam, że się uśmiecha.
- Na serio? To gratulacje!
- No na serio. Bałem się co ze mną zrobisz jak byśmy przegrali - zaśmiał się.
- Wolałbyś nie wiedzieć...
- Kiedy następny mecz?
- No kiedy, dzisiaj. Znów tak samo jak wasz - dodałam smutnym głosem.
- Znów się będziesz wykłócać z dziennikarką? 
- Skąd ty o tym wiesz?!
- Kochanie, to leciało na żywo. Oglądaliśmy cały mecz. To tylko w Polsce lecą transmisje o takich kosmicznych porach.
- Oglądałeś wywiady? - zapytałam z przerażeniem w głosie.
- Tak, byłaś naprawdę bardzo przekonująca - naśmiewał się.
- A weź skończ. Jakaś farbowana blondyna, 150 w kapeluszu... - przerwał mi głośny śmiech Kurka - A ty czego się tak cieszysz?
- To ciekawe. W internecie już jesteś coraz sławniejsze wśród kibiców. Wszyscy komentują twój pierwszy wywiad - dalej się śmiał.
- Nie ma w tym nic śmiesznego.
- Ależ jest. Internauci i komentatorzy skomentowali twój wywiad jednak bardzo pochlebnie. Bronili cię, że chcesz chronić życie prywatne i krytykowali dziennikarkę, która nie zna się na siatkówce - jakże przemyślane słowa wypłynęły z usta Bartosza Kurka. - Bo to prawda, nie? Nie wstydzisz się mnie? - pytał już poważnej.
- No coś ty, ciebie? - zaśmiałam się. - Będę się pokazywać, żeby platynowa blondi zazdrościła.
- Bardzo śmieszne...
- Wiem. Wiem, że ty już najedzony i wyspany, ale u nas jest 5 rano. A poza tym, ty masz mecz za 2 godziny. Dobranoc Bartuś! - powiedziałam i przesłałam buziaka w powietrzu.
- Kocham Cię!
- Wiem, pa - rozłączyłam się i poszłam spać.

__________________________________________________

Najbliżesz rozdziału będę bardziej skupione na meczach i wynikach, mniej na wydarzeniach z życia naszych gołąbków. Mam nadzieję, że to przetrwacie ;)

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 24


PASJA


CZ.24



Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Kurek już nie spał, tylko leżał i się na mnie gapił.
- Czemu tak mi się przyglądasz?
- Piękna jesteś - powiedział rozmarzonym głosem - I do tego cała moja - wyszeptał mi do ucha. Przeszedł mnie dreszcz spowodowany jego dotykiem, zauważył to i zaczął się ze mną drażnić jeżdżąc dłonią po moim udzie. Powodowało to u mnie niekontrolowane ciche jęki. Bartek tylko zaśmiał się pod nosem i dalej jeździł dłonią po wewnętrznej stronie uda i składał delikatne pocałunki na mojej szyi.
- To ja będę się zbierał - przerwał nagle, a ja byłam na skraju wytrzymałości. Droczył się ze mną, widziałam to po tym jego złośliwym uśmieszku.
- Kurek do cholery! Wracaj tu! - wrzasnęłam gdy ten już wstawał z łóżka i kierował się do łazienki. Zaśmiał się cicho jakby właśnie osiągnął swój cel.
- Dobrze kochanie. Skoro nalegasz - z tym wkurzającym uśmieszkiem wpakował mi się z powrotem do łóżka. A więc tego chciał, żebym go błagała...Wbił się w moje usta z niezwykłą zachłannością, na chwilę przerwał, by dobrać się do mojej bluzki, a ja wykorzystałam chwilę jego nieuwagi.
- Głupek - wyrwałam się z jego objęć i wskoczyłam do łazienki. Nie dam mu satysfakcji.
- Taka jesteś?! Dobrze, zapamiętam to sobie! - stał zawiedziony przy drzwiach. Nic mu nie odpowiedziałam tylko zaśmiałam się złowieszczo - Dobra, to może ja pójdę do chłopaków pochwalić się, że masz tatuaż - przerwał na chwilę, a ja zamarłam - Może będą chcieli zobaczyć - roześmiał się głośno i wybiegł na korytarz. Momentalnie opuściłam łazienkę i pobiegłam za nim.
Złapałam go zaraz przy drzwiach do pokoju Igły.

- Nie odważysz się! - wysapałam i zagrodziłam mu drzwi.
- Zobaczymy - z łatwością mnie odsuną i wszedł do pokoju gdzie znajdowała się większość z nich.
- Chłopaki! Słuchajcie... - zaczął mówić, ale momentalnie przerwał widząc ich miny - Co jest? - spytał zdezorientowany, a oni tylko patrzyli się na nas z otwartymi buziami. A tak właściwie głównie na mnie.
- Cholera! - uświadomiliśmy sobie, że mamy na sobie tylko bieliznę, to znaczy Bartek bokserki, a ja niezbyt grzeczną damską wersję. Szybko chwyciłam jakąś bluzę leżącą na łóżku obok. 
- Ej, ej, ej! Co się tak gapicie? Nigdy kobiety nie widzieliście? - Kurek zaczął mnie zasłaniać. Chłopaki spuścili wzrok nieco speszeni.
- Debil - skwitowałam zwracając się do Kurka i wyszłam z pokoju. Skierowałam swe kroki do swojego pokoju. W drzwiach ktoś złapał mnie w talii.
- Mam na ciebie haka - powiedział przytulając mnie jeszcze mocniej - A tak w ogóle to bardzo seksownie wyglądasz w tej bieliźnie, ale sądzę, że bez niej jeszcze lepiej - wymruczał mi do ucha.
- A weź wyjdź - znów wskoczyłam do łazienki, tym razem jednak przesiedziałam tam swoje i wyszłam gotowa.
Na łóżku leżał roznegliżowany Kurek.

- Ty jeszcze tutaj? - zaśmiałam się z pozycji w jakiej go zastałam.
- Wyganiasz mnie? - udawał obrażonego. W tej chwili zadzwonił mój telefon.
- Słucham?
-...........................
- Na serio? Boże, nawet nie wiesz jak się cieszę!
-...............................
- No jasne, a kiedy?
-................................
- Spokojnie jeszcze się zdzwonimy. Pozdrów ją ode mnie. Na razie! - odłożyłam telefon.
- Kto dzwonił? - spytał zniecierpliwiony Kuraś.
- Kuba - ucięłam krótko, a jego mina przyjęła grymas.
- Czego chciał?
- Jego narzeczona jest w ciąży i planują ślub - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach. Kurek już nic nie odpowiedział, ale poczuł wyraźną ulgę. Czy on na każde imię męskie poza "Bartek", będzie reagował jakimś niezadowoleniem? Pożyjemy, zobaczymy....

Śniadanie, trening, obiad, trening, kolacja, spać. Tak upływa nasz typowy dzień w Spale. Chłopaki przygotowują się do Ligi Światowej, pierwszy mecz mają już za parę dni w Atlas Arenie, a my do Grand Prix. Treningi są coraz cięższe, ale wszyscy wiedzą, że trzeba walczyć.
Dzisiaj po południowym treningu nie miałam już siły dosłownie na nic. Rzuciłam się na łóżko i leżałam tak bez ruchu pół godziny. Nagle zadzwonił mi telefon.

- Kinia, podaj mi - wysiliłam się chociażby na te słowa. Spod przymkniętych oczy zauważyłam, że gapi się na mnie tak na wariatkę.
- Rusz dupę i odbierz. Nie chcę mi się.
- Lila? Bądź dobrym człowiekiem, podaj no - ta tylko przewróciła się na drugi bok. Nie miałam siły ruszyć ręką, więc telefon po chwili przestał dzwonić.
Nagle do pokoju wpadł Kubiak.

- A co wam? Zmęczone? - śmiał się z nas. Zaraz za nim wpadł jeszcze Kosok i Kurek. Rozsiedli się na naszych łóżkach i dalej się naśmiewali.
- Oj, dziewczynki chyba się trochę zmęczyły? Za słaba kondycja? - kolejny, pożal się Boże, się odezwał. Mój telefon znowu się rozdzwonił. 
- Nie odbierzesz? - spytał Kurek po 3 sygnale. 
- Nie chce mi się - pokręciłam tylko niedbale głową.
- Mama - skwitował patrząc na mój wyświetlacz.
- To tym bardziej mi się nie chce - mówiłam nie ruszając się z miejsca.
- Powinnaś w końcu z nią porozmawiać.
- Może - odparłam obojętnie, ziewnęłam i wysiliłam się na przewrócenie na drugi bok. Telefon znów się rozdzwonił.
- Agata do cholery, wyłącz to albo odbierz. Dzwoni już chyba siódmy raz - powiedział nieco zniecierpliwiona już Lilka.
- Odbierz i powiedz, że nie żyję. Wpadłam pod pociąg, skoczyłam z mostu, wielki potwór wyskoczył z kibla i mnie wciągnął - wywołało to nikły uśmiech na twarzach wszystkich, ale zaraz zszedł - Może poczuje ulgę, nie będzie już miała na głowie wyrodniej córki - dalej mówiłam z irytującą dla otoczenia obojętnością. Wszyscy już chyba stracili cierpliwość.
- Słucham? - telefon odebrał Kurek, a mnie zamurowało. Natychmiast poderwałam się z łóżka i chciałam wyrwać mu telefon. - Bartek, Bartek Kurek proszę pani - mówił do telefony z uśmiechem na twarzy. - Tak, jestem z pani córką. To dziwne, że pani nic o tym nie wie - specjalnie się drażnił, a ja już miałam go dość. Za wszelką cenę chciałam wyrwać mu telefon. - Kochanie, twoja mam się pyta kiedy masz termin? - spytał z wyraźnym rozbawieniem.
- Jaki termin do cholery?!
- No kiedy rodzisz? - starał się być poważny - Twoja mama już od dawna wyczekuje wnuka, a jak się dowiedziała, że masz chłopaka to... - dostał ode mnie po łbie. Pogadał jeszcze trochę głupot do telefony, a wszyscy w pokoju poza mną prawie pokładali się ze śmiechu.
- Kurwa, Kurek co to było?! - byłam na niego wkurzona.
- Twoja mama to urocza kobieta - skwitował z uśmiechem na ustach - Podobno byłem twoim idolem, sądząc po twoim tatuażu to może być prawda... - udawał, że się zastanawia, ale było widać, że ledwo powstrzymuję się od śmiechu, po czym dostał jeszcze raz po łbie, żeby umilkł raz na zawsze.
- Jakim tatuażu?! - wszyscy w pokoju odezwali się chórem.
- Burym - ucięłam, a Kurek posłał mi rozbawione spojrzenie - Czego ona chciała?
- Pogadać. Przeprosić. Ona naprawdę jest bardzo miła - mówił już całkiem poważnie.
- Mmh - kręciłam z niedowierzaniem głową - I mówisz to po tym jaką scenę mi zrobiła tutaj? - on tylko pokiwał z przekonaniem głową. Nie pojmowałam własnej matki. Jak nie porusza się tematu "siatkówka", "MOJE studia", "MOJE plany na przyszłość" to naprawdę jest spoko, ale jak tematy fatum zostaną ruszone to wygląda to mniej więcej tak jak zaprezentowała jakiś czas temu w Spale. 

Chociaż byłyśmy wymęczone dla chłopaków zawsze znajdziemy czas. Wszyscy, czyli my trzy plus cała męska reprezentacja zebraliśmy się w pokoju Winiara. Nie mam pojęcia jak my się tam zmieściliśmy, może dlatego, że siedziałam w kącie, koło okupowanego łóżka, na kolach Bartka, a nogi trzymałam na Łukaszu. Nie ma się co dziwić, bo w podobnej pozycji siedzieli wszyscy. Tak więc spokojnie, lub mniej spokojnie w niektórych momentach, graliśmy sobie w pokera. Chłopaki po raz kolejny kłócili się o coś tam, sama już nie wiem o co, bo po kilku takich razach się wyłączyłam. Nagle można było zauważyć otwierające się z niezwykłym impetem drzwi. A do nich wleciała...
- ZALICZYŁAM!!! - miny wszystkich na początku przestraszone i zdziwione, zaczęły zastanawiać się o co chodzi. Wspomniana osobą był nie kto inny jak Weronika. Tak, my się dobrałyśmy, obie miałyśmy mocne wejścia.
- Ale co zaliczyłaś? - chociaż byłam wcześniej o tym informowana wielokrotnie, teraz byłam chyba w zbyt wielkim szoku na jej widok by to pamiętać.
- Jak to co?! Gadam ci o tym od kilku dni, a ty się jeszcze pytasz? - mówiła z wyraźnym wyrzutem. Uświadomiłam sobie o co jej chodzi i nagle pozieleniałam.
- Kochanie, dobrze się czujesz? - spytał przejęty Kurek.
- Świetnie - zironizowałam.
- Haha, spokojnie. Ona tak zawsze gdy jej o tym mówię - zaśmiała się ze mnie Weronika.
- Pewnie. Bo to bardzo apetyczne. Zajęcie, które pragnę wykonywać 24 godziny na dobę - dalej mówiłam z ironią.
- Wystarczyłoby krótkie "gratuluję, cieszę się, że nikogo nie zabiłaś!"
- Za późno, nie musiałaś - wystawiła jej język.
- A można by się dowiedzieć o co chodzi? - mówił nieco zdezorientowany Bartman.
- Kroiłam trupa. I zaliczyłam na 5 - odpowiedziała dumnie. Zbyszek nagle pobladł i tak jak ja zrobił się zielony.
- Co kroiłaś?! - wszyscy byli w lekkim szoku.
- No trupa - zrobiła nacisk Weronika,  jakby w ogóle nie rozumiała ich reakcji.
- A wy się dziwicie, że mi jest niedobrze - powiedziałam.
- Boże, jakie z was mięczaki - westchnęła głośno moja przyjaciółka - Ale ja mam teraz wakacje i zostanę z tobą tutaj najdłużej jak się da - na jej twarzy zagościł banan jak stąd do Paryża. Natomiast z mojej momentalnie zniknął. Natomiast Zibi widocznie się ożywił. Już ja wiem co mu po tym pustym łbie chodziło.
- Nie cieszysz się?
- Ja? Cieszę... - mówiłam bez przekonania. 
- Nie no, żartuję. Ale będę z tobą na dwa najbliższe mecze. Później muszę jechać - posmutniała.
- Czekaj, czekaj. A jak ty tu przyjechałaś? Znów stopem? - nagle mnie olśniło.
- Zacofana jesteś koleżanko. Tydzień temu zrobiłam prawo jazdy - zaśmiała się.
- Chwała Bogu. Ile można było kobieto? Już myślałam, że wyjdę z siebie, żeby cię wszędzie wozić. Ale czekaj, czym ty tu przyjechałaś? - kolejna niewyjaśniona okoliczność.
- Koleżanka mnie podwiozła, ale wracam już twoim samochodem - wyszczerzyła się.
- Co proszę?!
- No i tak nim tutaj nie jeździsz. A mi się przyda. Proszę cię - zrobiła oczy kota ze Shreka.
- Kurde, no... - od razu rzuciła mi się na szyję - Spokojnie, bo mnie udusisz.
- To może pograsz z nami w karty?- zaproponował Winiar po dłuższej chwili ciszy.
- To ja proponuję rozbieranego - wystrzelił Bartman, chłopcy wyraźnie się ożywili, a wszystkie damskie wzroki spiorunowały go - No co? Będzie fajnie - uśmiechnął się podstępnie, a ja i Wera wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia. Obie byłyśmy świadome jakości naszej gry, która przez te wszystkie wyjazdy i obozy siatkarskie, była niczego sobie.
- OK - skwitowałam z uśmiechem i zaczęła się gra. Część osób spasowała, więc został Winiar, Kubiak, Igła, Zibi, Kurek, Wera, Kinga i ja. Lilkę i Kosoka gdzieś wcięło, a reszta się rozeszła do swoich pokoi. 

Tak jak podejrzałam szło nam świetnie, na przynajmniej na tyle dobrze, że my zostałyśmy jeszcze we względnym ubraniu, za to Zibiemu zostały jeszcze tylko bokserki i skarpetki, Kubiak to tego wszystkiego miał jeszcze koszulkę. Winiar, mistrz gry, nie przegrał niczego. Igła już na początku przegrał ostatnią cześć garderoby, więc przyglądał się tylko jak gramy. Kinga została w spodniach i staniku, a Kurek bez koszulki. Ja i Wera podobnie jak Winiar byłyśmy okryte.
- Boże, jak wy to robicie? - spytał zawiedziony Zbyszek.
- Magic - zaśmiałyśmy się równo. 
- Coś oszukujecie - spojrzał na nas z ukosa Bartek.
- My? - udawałyśmy oburzone. 
Po tym jak Bartman przegrał bokserki zakończyliśmy grę i zeszliśmy wszyscy roześmiani na kolację, by zaraz po niej paść zmęczeni spać.

___________________________________________________

Wystarczy, że trochę się chłodniej zrobiło, a ja już jestem chora.
:(((

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 23


PASJA


CZ.23



Następnego dnia rano miałyśmy ostry trening. Musiałyśmy przećwiczyć wszystkie elementy gry, które nam nie wychodziły we wczorajszym meczu. Na trybunach siedziała Weronika i obserwowała naszą grę.
- Wera, a może zagrasz z nami? Spytam trenera... - miałam nadzieje, że się zgodzi. W jej oczach zagościły iskierki. 
Trener się zgodził po chwili moich próśb. Weronika szybko poszła się przebrać. Muszę przyznać, że jak na zawodniczkę, która nie grała 2 lata to szło jej całkiem dobrze, a nawet bardzo dobrze. Miałam wątpliwości co do jej całkowitego braku gry przez te 2 lata, o czym mnie zapewniała na każdym kroku.
- Dziękuję, koniec treningu - rozległ się gwizdek trenera, gdy na hali zaczęli gromadzić się siatkarze - A ciebie moja droga muszę pochwalić. Gdzie nauczyłaś się tak grać? - trener zwrócił się do Weroniki.
- Dziękuję bardzo. Grałam trochę w liceum - powiedziała nieśmiało gdy chłopcy już stali koło nas i zaczęli się rozgrzewać.
- No już nie bądź taka skromna. Trenerze, Weronika została wybrana nawet na Mistrzostwach Polski Juniorów najlepszym zawodnikiem meczu, w tym najlepszym libero ma się rozumieć - postanowiłam wychwalić Werę przed trenerem.
- Agata! To było dawno i nieprawda. Ale to ty byłaś kapitanem naszej drużyny - odpłaciła się mi.
- No, no. Nie spodziewałem się, że miałaś siatkarską przeszłość - trener dalej rozmawiał z Weroniką - Dlaczego już nie grasz? - trafiła kosa na kamień.
- Obie z Agatą miałyśmy taki sam wybór. Ona wybrała siatkówkę, ja medycynę. Bo wie pan, Agata równie dobrze mogłaby być teraz cenionym lekarzem, no gdyby nie rzuciła studiów - nasza wymiana zdań stała się dość dziwna, a jak zwykle wszystkiemu musieli przysłuchiwać się siatkarze i trener.
- A ja myślałem, że Agata studiuje - trener zmierzył mnie wzrokiem- Tak mi mówiła.
- No tak trenerze. Studiuję, ale nie medycynę, a fotografię.
- A no właśnie, ja poszedł ten egzamin, jak już jesteśmy przy temacie?
- Świetnie. Tym razem się udało. Przepraszam, ale my już musimy iść - spojrzałam na Bartka, ale on był jakiś nieobecny. No cóż, pogadam z nim po treningu.
- Agata! Co to miało być?! Jakieś rozpamiętywanie przeszłości przy chłopakach i przy trenerze, po co to wszystko? Żeby zrobić mi na złość? - zdenerwowała się. Oj, niedobrze. 
- Przepraszam, tak mnie wzięło na wspomnienia. Chciałam cię pochwalić.
- Wiesz, że nie lubię o tym gadać.
- Wiem, ale nie wiem dlaczego. Żałujesz?
- Nie, nie żałuję, że grałam.
- Ale nie o to pytam...
- Agata, dobrze wiesz, że siatkówka była, jest moim życiem, ale tak zdecydowałam i uszanuj to. Czasu już nie cofniemy...
- Ale ja się pytałam, czy żałujesz? Żałujesz podjętej decyzji?
- Nie. Czasem jest mi po prostu smutno i źle, jak widzę ciebie taką roześmianą na boisku, taką szczęśliwą, gdy robisz to co kochasz - nie lubiłam takich naszych poważnych rozmów, zwłaszcza rozpamiętywania dawno zabliźnionych ran. Postanowiłam dać spokój i odpuścić już ten temat.

Gdy chłopaki skończyli trening postanowiłam przejść się do nich. Obeszłam wszystkie pokoje, ale nigdzie ich nie było. Weszłam do pokoju Kurka, a tam chyba cała reprezentacja siedząca na podłodze i grająca w karty.
- No ładnie - powiedziałam zaraz na wejściu - To ja was szukam po całej Spale, a wy w pokera sobie gracie? - skarciłam ich wzrokiem.
- No to jak już nas znalazłaś to może dołączysz? - odezwał się Ziomek.
- Nie będę przeszkadzać.
- Taa, boisz się, że przegrasz. Przyznaj się - odezwał się Igła.
- No dobra - powiedziała pewna siebie i usiadłam wśród wielkoludów. Zibi zaraz zaczął posyłać mi jakieś znaczące spojrzenia. Ja tylko przekręciłam oczami i dałam znać, że potem pogadamy.
- Ej, ej. A co wy się tam tak komunikujecie? - naszą gestykulację zauważył Winiar - Oszukujecie?
- Nie Mieciu, ja nie muszę oszukiwać, żeby z tobą wygrać - zaśmiałam się.
- Ej, a tak właściwie to o co chodzi z tym Mieciem? - Igła jak zwykle na czasie. Ja i Winiar tylko roześmialiśmy się głośno. 
- To jest "top secret" - zaśmiał się Michał. 

Pograliśmy jeszcze chwilę, a potem wszyscy poszli do siebie. Jarosza też gdzieś wywiało, więc zostaliśmy sami z Kurkiem.
- Nie idziesz? - spytał Bartek jakoś znacząco.
- Wyganiasz mnie?
- Jestem trochę zmęczony, idź już - powiedział oschle odwracając się ode mnie.
- Co? Bartek, o co ci chodzi?
- O nic. Po prostu jestem zmęczony. Daj mi odpocząć i  idź już, proszę - powiedział zniecierpliwiony. Nie miałam pojęcia czemu tak się zachowuje. Co ja mu zrobiłam?
- Dlaczego taki jesteś? Stało się coś?
- Nic się nie stało! Daj mi święty spokój - krzyknął tak, że aż się wystraszyłam. Nie chciał ze mną gadać, to nie. Wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. 
- Agata, poczekaj! - czyżby nagła zmiana nastoju? Zobaczymy...
- Co? Już nie jesteś zmęczony? Odpoczywaj sobie - wyszłam na korytarz.
- Aga no. Porozmawiajmy... - złapał mnie za rękę.
- Bartek, ale naprawdę nie musisz się tak poświęcać. Idź spać, mną się nie przejmuj. Nie widzę nic ciekawego w rozmowie ze mną - odparłam z ironią i wyrwałam mu się.
- Czy my naprawdę musimy się co drugi dzień kłócić?
- Ale czy to ja zaczęłam? Przychodzę do ciebie, a ty mnie wyganiasz, bo chcesz iść spać. No to śpij i daj mi już spokój.
- Chodź. Musimy porozmawiać - pociągnął mnie za rękę do pokoju. Gdy usiedliśmy na łóżku, zaczął.
- O co chodziło wczoraj z Bartmanem? - zapytał, a ja zrobiłam chyba wyjątkowo głupią minę. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi - Wieczorem na korytarzu - sprecyzował.
- Nic, co miało być? Gadaliśmy - powiedziałam prawdę, niby co miało się stać, że mnie o to pytał?
- To dlaczego jak mnie zobaczyłaś zaraz spoważniałaś i wygoniłaś do pokoju? Myślałem, że wy... - zrobił przerwę.
- To głupie, Bartek. Jesteś zazdrosny, bo z nim rozmawiałam?
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Bartman to amant, wyrywa wszystkie dziewczyny jakie tylko się nawiną. Nie martwiłem się, bo ciągle się z nim kłóciłaś. A teraz się świetnie dogadujecie i wczoraj miałem wrażenie, że coś ukrywacie - poczułam swego rodzaju ulgę. Bartek był zazdrosny o jakaś głupotę, a ja już szykowałam się na grubsza sprawę. Jednak coś mi nie pasowało.
- Czy to znaczy, że mi nie ufasz? 
- Ufam, po prostu...
- Może myślisz, że wskoczę mu do łóżka przy pierwszej lepszej okazji?! - te słowa siedziały mi w pamięci, a teraz nie wiem dlaczego wypłynęły z moich ust. Z miny Bartka można było wyczytać, że strasznie go to wszystko boli i żałuje, ale raczej nie aż tak jak mnie to zabolało wtedy gdy to powiedział - Przepraszam. Niepotrzebnie do tego wracam - poczuła się nieco winna, nie wiedziałam co mam dalej mu powiedzieć. Skierowałam się do drzwi, Bartek jednak mnie przytrzymał.
- Wypowiadając te słowa nie miałem pojęcia jak to cię może zaboleć. Ale zrozum mnie. Kocham cię i jestem cholernie zazdrosny o każdego faceta z jakim rozmawiasz - mówił mi to prosto w oczy, widziałam, że nie kłamie.
- Bartek, musisz mi zaufać. Inaczej będziemy się kłócić codziennie i nic nie wyjdzie z naszego związku.
- Powiedziałaś to - uśmiechnął się, a ja już kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi - Powiedziałaś "w związku", czyli jednak jesteśmy razem.
- Tak mi się powiedziało, nie ważne - wstałam i chciałam wyjść.
- To może jednak się zgodzisz być moja? - wyszeptał mi do ucha - I tylko moja - podkreślił do wyraźnie.
- Jeśli się zgodzę, nie będziesz już zazdrosny o byle kogo? 
- Zawsze będę o ciebie zazdrosny, za bardzo cię kocham - ciągle szeptał mi do ucha.
- No to ja to muszę jeszcze przemyśleć - również wyszeptałam i przygryzłam jego wargi, by zaraz się oderwać od niego - Do zobaczenia - rzuciłam już w drzwiach.
- Chyba sobie żartujesz? Agata, no kochanie! - wołał za mną. Przesłałam mu jeszcze całusa w powietrzu i podążyłam do pokoju, gdzie pakowałam się już Weronika.
- Już jedziesz? - spytałam zawiedziona.
- No przecież wiesz. Jutro obowiązki, nie to co ty - zaśmiała się.
- Ty sobie nie myśl, że my tu tylko leżmy i nic nie robimy. Po dzisiejszym treningu ledwo nogami szurałaś, a my tak mamy kilka razy dziennie.
- Ja już się swoje nagrałam.
- No tak. Wera słuchaj, mam sprawę - postanowiłam zacząć temat - Wczoraj na meczu, byłaś taka oschła na Zibiego. Czemu? - zdziwiło ją moje pytanie, jakby odpowiedź była oczywista.
- Tyle mi o nim nagadałaś, że nie potrafię go polubić, nawet jeśli ty się z nim pogodziłaś.
- Nadal go nie trawię, ale potrafi być miły... czasem.
- Aga, do czego zmierzasz? - pytała podejrzliwie.
- A nie uważasz, że jest przystojny? - co ja pieprzę?! Ja to potrafię się dyskretnie kogoś podpytać.
- Agata, czy ty się dobrze czujesz? Może coś było w tym... - przerwałam jej.
- Wera, pytam się ciebie o coś. Uważasz, że jest przystojny czy nie?
- Nawet jakby był to i tak ma wredny charakter. A tak właściwie, to czemu pytasz mnie o takie rzeczy? - stała się podejrzliwa.
- Wiem, tak jakoś.
- Agata, ty coś ukrywasz. 
- Ja? Przed tobą? Nigdy w życiu - posłałam jej uśmiech numer 5 i poszłam poinformować Zibiego, że nic z tego.
Był wyraźnie zawiedziony. Po czym wychodząc z jego pokoju wpadłam na Winiara.

- O, cześć Mieciu? Jak tam dzidziuś? - właśnie przypomniałam sobie, że Winiar będzie ojcem.
- Oo, miło że pamiętasz. Dobrze, Daga czuje się świetnie, a młody skacze z radości - uśmiechnęłam się na te słowa.
- Fajnie mieć takiego dzidziusia, też bym tak chciała.
- Ja się mogę tym zająć - nagle z ziemi wyrósł Bartek - Jeśli chcesz mieć dzidziusia to ja ci chętnie pomogę - zbliżył się na niebezpieczna odległość.
- Ale nie teraz głupolu - dostał ode mnie po łbie.
- To bolało!
- Miało boleć - powiedziałam przez śmiech.
- Ok, to ja wam nie przeszkadzam - Mieciu wszedł do pokoju ZB9, a my postanowiliśmy się przejść. Poszłam tylko uprzednio pożegnać się z Weroniką, która wracała do Łodzi.

Podczas spaceru, po naleganiach, a właściwie błaganiach Kurka, musiałam streścić mu swój mało zresztą ciekawy życiorys, ale on słuchał mnie uważnie. Dużo gadaliśmy też o różnych pierdołach, Bartek opowiadał o reprezentacji i o sobie, a ja tylko o sobie, bo w końcu co ja miałam ciekawego mówić o reprezentacji, jak on przy wszystkim był obecny. Dowiedziałam się przy okazji kolejnych wielu ciekawych rzeczy. Np. Bartek w wieku 10 lat uciekł z domu do koleżanki, w której był zakochany. Chcieli razem uciec i żyć długo i szczęśliwie. Jednak gdy dotarł pod jej dom, ona powiedziała, że nigdzie z nim  nie idzie, bo mama dziś robi pizze na obiad i jeśli chce uciekać to najwyżej na tydzień. Po tym niezwykle traumatycznym wydarzeniu nie gadał z żadną dziewczyną przez 2 miesiące.
Ja nie miałam takich przygód, jednak Bartek słuchał mnie nad wyraz uważnie i chłonął każde słowo. Opowiedziałam mu o moich planach na przyszłość, o grze w siatkówkę w liceum, o nieszczęsnej maturze, 3 miesiącach studiów medycznych, oczekiwaniach rodziców i takich tam. Najbardziej chyba zaciekawiła go informacja o tym, że w wieku 16 lat jako znak buntu postanowiłam zrobić sobie tatuaż. Najbardziej zszokowało, że owy tatuaż zrobiłam.
- Nie miałem pojęcia - mówił zdziwiony.
- No bo nie wie o tym nikt poza mną, Weroniką, no i tobą.
- Ale ja go nie widziałem. Gdzie on jest? - pytał mocno zaciekawiony. Ja tylko zaczerwieniłam się lekko i posłałam uśmieszek w jego stronę. 
- Nie mów, że... - jego mina wyrażała wszystko - Pokaż! - mocno złapał mnie w talii.
- Chyba śnisz! Łapy przy sobie!- mówiła przez śmiech.
- Chyba mi nie odmówisz, co? - oparł mnie o drzewo i zaczął całować po szyi.
- Chyba nie chcesz robić tego na drzewie?
- Dlaczego nie? Nie ważne gdzie, ważne z kim - jego ręce zawędrowały pod moja bluzkę.
- Bartek, opanuj się!
- Ale to tylko ze względów badawczych - nie przestawał mnie całować - Nawet nie wiesz jak mnie zaciekawiłaś tym tatuażem. Tylko zerknę, jednym okiem - zaśmiałam się głośno, gdy jego ręka majstrowała przy moim rozporku.

Wróciliśmy do ośrodka w szampańskich humorach. Bartek nie dostał tego, czego chciał, ale i tak świetnie się bawiliśmy. Dziewczyną chyba bardzo spodobała się zamiana pokojami, bo coraz więcej nocy spędzały ze swoimi chłopakami. Nie miałam pojęcia co robiła reszta gdy one tam przychodziły, ale ja zostawałam sama w pokoju. Nie przeszkadzało mi to zazwyczaj, ale dzisiaj nie miałam zamiaru być sama.
- Bartuś, jestem dzisiaj sama w pokoju, może masz ochotę... - od razu na wejściu postanowiłam przejść do rzeczy, ale nie zdołam dokończyć swojej myśli.
- Jasne - wstał w zawrotnym tempie z łóżka, aż chciało mi się śmiać, i poszliśmy razem do mojego pokoju.
- To co robimy? - wyszeptał zalotnie gdy leżeliśmy już w łóżku.
- Śpimy. Dobranoc kochanie! - pocałowałam go tak by go sprowokować i odwróciłam się na drugi bok.
- Ale... Kochanie, chyba sobie żartujesz?
- Ja? Nie, czemu? - nic nie odpowiedział, wykorzystał okazję gdy się odwróciłam i wbił się w moje usta. Na początku delikatny pocałunek zmienił się w namiętny i pełen pasji. Jego ręka szybko powędrowałam pod moją koszulkę, a drugą majstrował przy drugiej części. Tej nocy po raz kolejny się nie wyspałam...

__________________________________________________

Ta pogoda mnie dobija... Najpierw upał, teraz zimno :((

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 22

PASJA


CZ.22



Sobota rano. Głowa mi pęka, a przecież wczoraj tyle nie wypiłam.
Wszystkie dziewczyny już od 7 rano latają po całym ośrodku zdenerwowane. Chłopcy nas uspokajają jednocześnie się z nas zaśmiewając. Dla nich to tylko mecz towarzyski, dla nas wielkie przeżycie, pierwszy mecz naszej żeńskiej reprezentacji. Dalej już tylko gorzej. Liga Światowa chłopaków. 

Kurek ciągle był gdzieś obok mnie i próbował uspokajać, aż w końcu na niego nawrzeszczałam, że wcale nie pomaga tą swoją paplaniną, wtedy dopiero trochę się uciszył. Nikt jeszcze nie wiedział, że się pogodziliśmy i znów jesteśmy razem. Nie... wrócić, my nie jesteśmy razem i nawet nigdy nie byliśmy. To była jednak sprawa dla mnie nieco mniej istotna, ponieważ zbyt się stresowałam meczem.

Mecz miał odbyć się w Atlas Arenie w Łodzi. Grałyśmy przeciwko serbskim zawodniczką.
- Dobra, dziewczyny. To jest mecz towarzyski. Dajcie z siebie wszystko mimo to. Nigdy nie można odpuszczać, pokażemy na co nas stać! - mówił do nas trener już w szatni, zaraz przed meczem.
Wyszłyśmy na hale. Była ogromna. Nigdy tu nie byłam, to znaczy od strony zawodniczki, bo na trybunach bywałam wielokrotnie. Kibice zajęli prawie całą hale.
- No ładnie, już się boję co będzie za tydzień - mianowicie za tydzień miała rozpocząć się Liga.
Zaraz po wejściu na boisko można było dostrzec siatkarzy, którzy przyjechali razem z nami, by kibicować. Przyjechali wszyscy. Zaraz otoczyło ich stado piszczący fanek. Jednak ochrona dość szybko zareagowała i rozpędziła towarzystwo.
- Agata! - usłyszałam krzyk z trybun podczas rozgrzewki.
- Wera! Boże myślałam, że już nie przyjdziesz! - zaraz do niej podbiegłam i rzuciłam na szyję.
- Ja miałam nie przyjść? Kpisz sobie! Nie opuściłabym pierwszego meczu reprezentacji - zapiszczała radośnie. Koło nas znalazł się Zibi.
- Przeszedłem życzyć powodzenia.
- Już życzyłeś ze 100 razy dzisiaj - odpowiedziałam mu, a Weronika stała w szoku, chyba dziwiła się, że się nie kłócimy. Puściłam jej tylko oczko.
- A, no i nie wiem czy się znacie. Weronika Zbyszek, Zbyszek Weronika - przedstawiłam ich sobie.
- Miło mi - powiedziała w jego kierunku.
- Mi również.
- Wiele o tobie słyszałam - powiedziała kąśliwie, a Zibi lekko się zmieszał.
- Pewnie same złe rzeczy - uśmiechnął się niepewnie.
- Nie przeczę - zapanowała cisza.
- No to ja już pójdę - powiedział i się oddalił.
- Co to miało być? Pogodziłaś się z nim?! - naskoczyła na mnie.
- Nie wiem, ale on chce być miły to nie będę mu tego utrudniać.
- No dobra. A no i właśnie. Gdzie ten debil się podział?!- zaczęła rozglądać się po hali, szukała jak się domyślał Kurka, który jak na zawołanie zjawił się koło nas.
- Jak tam? - spytał, a Wera mierzyła go wzrokiem.
- Ok, zapoznajcie się sami, bo ja już muszę lecieć - powiedziałam i wróciłam na boisko dalej się rozgrzewać.

***

- Bartek jestem - uśmiechnął się i  podał mi rękę.
- Weronika, wiem kim jesteś - odparłam sucho.
- Stało się coś? - był zdezorientowany.
- Tak, ty się stałeś. Czemu ty jej to robisz?!
- Przepraszam, ale nie wiem o co chodzi - miał już mocno zdziwioną minę.
- Nie podoba mi się jak ją potraktowałeś. Jakim prawem coś takiego powiedziałeś?! - po chwili analizy moich słów, Bartka olśniło.
- Domyślam się o co ci chodzi. Ale my już sobie wszystko wyjaśniliśmy - mówił spokojnie, choć było widać, że wolałby na ten temat nie rozmawiać.
- A mogłabym wiedzieć o co ci chodziło? - wiem, że byłam wścibska, ale nie odpuszczę mu tak łatwo.
- Sadzę, że to są nasze prywatne sprawy.
- Nie wydaje mi się. Powiesz mi czy mam użyć siły? - Bartek roześmiał się na moje słowa.
- Co ty mi możesz zrobić? - ciągle się śmiał, a ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Jakby nikt nie wiedział to miałam czarny pas w karate, więc postanowiłam trochę popisać się moimi umiejętnościami. Po chwili Kurek leżał już na glebie. Usłyszałam głośnie śmiechy zza pleców. To siatkarze, którzy przez cały czas nas obserwowali.
- To jak? Powiesz czy nie? - teraz to ja się śmiałam z niego. Usiedliśmy razem na trybunach w loży Vip z innymi siatkarzami. Kurek wyjaśnił mi sprawę, a ja nadal byłam na niego zła.
- Jeszcze raz ją skrzywdzisz, a nogi ci z dupy powyrywam! Potrafię o wiele więcej niż przed chwilą zaprezentowałam - powiedziałam na koniec, a Bartek lekko pobladł.
Wreszcie rozpoczął się mecz.

***

Mecz trwał w najlepsze. Od razu trener postanowił mi zaufać i wystawił w pierwszej szóstce. Razem ze mną Lila, Kinga, Malwina, Natalia i Dorota. Cieszyłam się, bo z nimi grało mi się najlepiej, zwłaszcza, że dogadałam się z Natalią i nie patrzyła już zbolałym wzrokiem na mnie i na Bartka.

Wygrałyśmy! 3:1 w 2 godzinki. Poszło wyjątkowo szybko, ale nie powiem, że był to łatwy mecz. Miałyśmy kilka błędów, które będzie trzeba koniecznie dopracować przez ten tydzień.
- Gratulacje! - Kurek wleciał na boisko i zaczął mnie przytulać.
- Dzięki, Bartuś uspokój się już! - powiedziałam lekko odpychając go od siebie.
- Ale dlaczego?
- Ludzie patrzą.
- No i co z tego?
- Chcesz, żeby snuli jakieś domysły?
- Dlaczego mieliby to robić, niech mają pewność! - powiedział po czym namiętnie mnie pocałował na środku boiska. Siatkarze zaczęli gwizdać i klaskać, co zwróciło uwagę komentatorów i kibiców.
- Wygląda na to, że Bartosz Kurek znalazł swoją drugą połówkę w kadrze narodowej. Serdecznie gratulujemy! - w głośnikach dało się usłyszeć komunikat, a cała hala zaczęła klaskać. Bartek niewątpliwie wywołał sensacje, głównie spowodowaną własną osobą. Zaraz wszyscy rzucili się po autografy. No przecież przychodząc na kobiecą siatkówkę nie spodziewał się nikt całej reprezentacji męskiej. Gratka dla kibiców.

Po godzinie wszyscy siedzieliśmy już w autokarze. Igła wziął kamerę, bo postanowił przybliżyć kibicom nieco kobiecej siatkówki.
- A tu nasze gołąbki. Oczywiście gratulujemy, Agata szykuj się! Będziesz sławna - zaczął swój monolog do kamery, przechadzając się po autokarze.
- Krzysiu, aż tak ci się nudzi? - byłam trochę zmęczona i nie miałam ochoty występować w tej ambitnej produkcji filmowej.
- O, Agatka ma humorki. Lepiej zostawmy ją w spokoju, bo hormony w żeńskiej reprezentacji buzują - dostał ode mnie po łbie i poszedł zatruwać życie innym dziewczyną.
- Dzięki wielkie - powiedziałam kąśliwie do Bartka.
- Ale o co chodzi?
- O to, że ty już jesteś wielką gwiazdą siatkówki, a teraz dzięki tobie nie będę mogła spokojnie przejść ulicą - Kurek roześmiał się na te słowa.
- Prędzej czy później i tak by się dowiedzieli. A poza tym jesteś reprezentantką, nie unikniesz mediów - wywróciłam tylko oczami i wtuliłam się w niego.
- Widziałam jak kłóciłeś się z Weroniką, o co poszło? - spytałam po chwili.
- Miała do mnie wyrzuty, ale jakoś sobie wszystko wyjaśniliśmy - wiedziałam o jakie wyrzuty jej chodziło. W końcu nie gadałam z nią o tym, że wszystko już w porządku - A tak na serio, to ona jest niebezpieczna. Jest jakimś ninja czy co? - roześmiałam się tylko.
- Nie, nie jest ninja, ale ma czarny pas w karate, więc radzę nie zadzierać - humor mi się poprawił.
- Na serio? Jest sportowcem, nie wygląda...
- Nie jest, studiuje medycynę w Łodzi, ale w liceum razem trenowałyśmy siatkówkę.
- Serio? Weronika gra w siatkówkę? - do rozmowy wtrącił się Zibi - Nie spodziewałem się.
- Trenowała. Nie znasz jej, naprawdę jeszcze nie jedną rzeczą was zadziwi.

Dojechaliśmy do Spały, a na parkingu już czekała Weronika.
- No nareszcie! - rzuciła.
- Tak, też się cieszę, że cię widzę - odpowiedziałam z ironią w głosie.
- Tak, tak. Gratulacje wielkie. Możemy pogadać?
- No przecież gadamy.
- Ale na osobności - nalegała. Spojrzałam na Bartka, on tylko przytaknął i poszedł razem ze wszystkimi do ośrodka.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteście razem?!
- No bo nie jesteśmy...
- Jak to?
- No nie wiem, może i tak. Nie gadaliśmy o tym.
- Przecież mówiłaś, że go kochasz, a on ciebie - chyba nie pojmowała mojego toku myślenia.
- No bo tak jest, ale nigdy tak oficjalnie nie byliśmy razem - na moje słowa Weronika zrobiła wyjątkowo głupią minę.
- Wy nie jesteście razem? Portale sportowe już wam ślub planują, a ty mi mówisz, że nie jesteście razem?! - teraz ja miałam głupią minę.
- O czym ty mówisz?! - Wera pokazała mi w telefonie artykuł z jednej ze stron sportowych - Co? Skąd oni o tym wiedzą? Skąd mają takie informacje, przecież ja z nikim nie rozmawiałam!
- Agatka, przecież Bartek pocałował cię na środku hali. A wywiadu nie musiałaś udzielać, by ktoś coś o tobie wymyślił - czy to było takie oczywiste, czy to ja żyłam w jakiejś innej epoce? Nie ważne, byłam już strasznie zmęczona, więc poszliśmy do środka, a konkretnie na stołówkę.
- Weronika, a nie mówiłaś, że grałaś w siatkówkę - odezwał się Zibi zaraz na wejściu. Spiorunowałam go wzrokiem, a Wera stanęła jak wryta i popatrzyła na mnie z wyrzutem. Wiedziałam, że były momenty, zwłaszcza teraz gdy ja jestem w reprezentacji, że żałowała swojej decyzji. Owszem studia medyczne to też marzenie, ale siatkówka to było jej życie. Teraz niewątpliwie był moment zwątpienia.
- Skąd on o tym wie?! - zwróciła się do mnie zdenerwowana. Nie lubiła o tym gadać z nikim, tylko ze mną. Tak, ewidentnie żałowała, ale przecież się nie przyzna. A już na pewno nie mi!
- Mówiłam to Bartkowi, on podsłuchiwał - wystawiłam język w stronę Bartmana. Weronika głośno westchnęła i dosiadła się do stolika obok. 
Kolację zjedliśmy w ciszy. Każdy był wyczerpany. Weronika miała zostać do jutra wieczorem, więc po kolacji skierowaliśmy się do naszego pokoju. Miałyśmy jedno łóżko wolne, bo Kinga się poświęciła...zresztą jakie to poświęcenie, bo poszła spać do Kubiaka. To była raczej przyjemność, nie poświęcenie.

Już prawie zasypiałyśmy, kiedy usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
- Lilka otwórz, nie chcę mi się wstawać - powiedziałam zaspanym głosem.
- Dobry żart, rusz dupę i otwórz - odpowiedziała i przewróciła się na drugi bok.
- Wera? - spytałam z nadzieję w głosie. Ta jednak udawała, że mnie nie słyszy.
- Zapamiętam to sobie - powiedziałam i niechętnie ruszyłam do drzwi, w których stał...
- Zbyszek? - spytałam zdziwiona - Co ty tu robisz? I do jasnej cholery, jakim prawem każesz mi wstawać z ciepłego łóżka?
- Przepraszam, jest Weronika?
- Eee? A po co ci ona?
- Chcę pogadać - powiedział zawstydzony.
- A o czym?
- Jest czy nie?
- Nie. Wyjechała na wakacje na Malediwy, wraca za miesiąc - powiedziałam i chciałam zamknąć drzwi.
- No Agata..
- Śpi.
- No dobra, to przyjdę jutro. Dobranoc - powiedział i oddalił się korytarzem do swojego pokoju. Mało co z tego zrozumiałam, ale jednak męczyła mnie ciekawość.
- Hej, Zbyszek. Zaczekaj! - dogoniłam go - O co chodzi? Co od niej chcesz?
- Nic. Chciałem pogadać. Nie ważne już - mówił ze spuszczoną głową.
- Ważne. Możesz mi powiedzieć - próbowałam go przekonać, żeby się wygadał.
- Tak jasne, zaraz polecisz i jej wszystko wygadasz.
- Zibi! Gadaj i to już. Nie będę tu stać wiecznie!
- No dobrze, już - wziął głęboki oddech - Nie wiesz może czy ona kogoś ma? - chwila analizy. Mała żaróweczka zapaliła się w końcu nad moją głową co spowodowało niekontrolowany napad śmiechu.
- Dzięki. Naprawdę. Tak można właśnie ci coś powiedzieć - powiedział nieco obrażony. Chwilę zajęło zanim się opanowałam. Spojrzałam na jego i jeszcze raz wybuchnęłam śmiechem. Miał taki śmieszny wyraz twarzy. Śmiałam się chyba nieco za głośno jak na tak późną porę.
- Co tu się dzieje? - z pokoju wychylił się Bartek - Co wy tutaj robicie? - powiedział podejrzliwie.
- Nie, nic - natychmiast się opanowałam - Idź spać Bartuś. Pa - uśmiechnęłam się uroczo. Kurek z nieco zmieszaną miną schował się za drzwi.
- Dobrze. Przepraszam. Już się opanowałam - powiedziałam już całkiem poważnie.
- Taa, mmhh - pokiwał z niedowierzaniem głową.
- Więc mówisz, że podoba ci się Weronika? - pytałam, bo sama w to nie wierzyłam.
- Pytałem, czy kogoś ma...
- To to samo. A mogłabym wiedzieć czemu o to pytasz? Czy ty masz jakieś plany co do niej? - pytałam już całkiem poważnie.
- Nie, po prostu fajna się wydaje. Ale ona mnie nie lubi. Nie powiem przez kogo... - spojrzał na mnie jakoś znacząco.
- Hola, hola, to nie moja wina jak się zachowywałeś. Jeśli chcesz się z nią umówić to się zapytaj.
- Łatwo powiedzieć. Nie zgodzi się.
- Skąd to wiesz?
- Bo mnie nie lubi.
- No to zrób coś, żeby polubiła - uniosłam brew do góry i czekałam na odpowiedź.
- Mogłabyś z nią pogadać? Zapytać się... - przerwałam mu.
- A co, ja się z nią umawiam?
- Proszę - zrobił oczy kota ze Shreka. Co jak co, ale jego oczy na mnie działały.
- No dobrze, ale nic nie obiecuję - uległam.
- Dziękuję, jesteś wielka! - krzyknął i pocałował mnie w policzek. Oderwałam go zaraz i spiorunowałam spojrzeniem.
- To, że z tobą gadam, nie znaczy, że cię lubię.
- A nie lubisz?
- Toleruję, a co do Weroniki, to nie jestem pewna, czy chcę, by była z kimś takim jak ty.
- Kimś takim jak ja? A kim ja niby jestem? Coś ze mną nie tak?
- Owszem. Potrafisz być chamski, wredny i dwulicowy. Nie chcę, by moja przyjaciółka z kimś takim była. To, że jej się zapytam, nie znaczy, że chcę, by udzieliła pozytywnej odpowiedzi.
- Znów zaczynasz się kłócić. Co ja takiego znów zrobiłem?

- Nie ważne. Dobranoc - podążyłam do swojego pokoju.
_______________________________________________________________________

Najpierw upadł, teraz deszcz i burza... -,-