wtorek, 3 września 2013

Rozdział 29


PASJA


CZ.29




Obudził mnie miły zapach. Spojrzałam na zegarek, 15. Przespałam 9 godzin, to mój rekord od kilku miesięcy. Wstałam i poczłapałam do kuchni skąd unosił się miły zapach. Przy kuchence w samych bokserkach tańczy Kuraś do piosenki lecącej z radia. Wyglądało to przekomicznie, oparłam się o futrynę i zaczęłam się śmiać. Bartek momentalnie się odwrócił, a gdy mnie zobaczył lekko zaczerwienił.
- Już wstałaś? - powiedział trochę speszony.
- Już? Jest 15. A ty kiedy wstałeś?
- Jakąś godzine temu.
- To czemu mnie nie obudziłeś?
- Tak słodko spałaś - rozczulił się - Nie chciałem cię budzić. 
- A co tam robisz? - wskazałam na patelnie.
- Śniadanko - wyszczerzył się - To znaczy już bardziej obiad.

Po chwili śniadanio-obiad, w postaci jajecznicy, został podany. Muszę przyznać, że była całkiem niezła, bo myślałam, że nie skończy się to najlepiej jak widziałam jak Bartek się za to zabierał.
- To może ja już się będę zbierał. Miałem tylko przenocować - powiedział i wstał od stołu.
- Chcesz już iść? Tak szybko, myślałam, że zostaniesz - zrobiłam smutną minkę.
- I tak już się zasiedziałem, pewnie chciałabyś odpocząć - próbował się wymigać, tylko czemu? Postanowiłam nie naciskać i odpuścić.
- No dobrze. Skoro nie chcesz zostać - powiedziłam z przekąsem - To może chociaż cię do domu odwiozę?
- Hej, Agata. To nie tak, że nie chcę zostać. Nie chcę ci głowy zawracać i tyle - teraz próbował się przymylić.
- Ok. To chodź. Odwiozę cię.

Droga minęła nam w ciszy. Nie wiem dlaczego, ale straciłam humor i energię. Nie znam powodu, jakoś tak nagle. Od tej jazdy robiło mi się niedobrze, dlatego chciałam jak najszybciej wracać do domu.
- Dobrze się czujesz? Jakaś blada jesteś.
- Tak, świetnie. Idź już - pogoniłam go, żeby jak najszybciej opuścił mój samochód. Teraz czułam, że zaraz zwróce dzisiejszą jajecznicę.
- Obraziłaś się? Agata, źle mnie zrozumiałaś...
- Dobrze cię zrozumiałam. Nie chcesz mi zawracać głowy i mieć czas dla siebie. A teraz proszę cię, idź już - byłam coraz bardziej zniecierpliwiona.
- Ok, to do zobaczenia - chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam. Nie będę się całować, jak czuję, że zaraz zwymiotuję. Był trochę zdziwiony i smutny, ale szybko i bez słowa opuścił mój samochód. Odpaliłam silnik i czym prędzej popędziłam do Łodzi.
Gdy wpadłam do mieszkania, kierunek łazienka. Zwróciłam całe moje śniadanie. I tak miałam calutki wieczór. Doszłam do wniosku, że nie dam się już więcej karmić Kurkowi swoją jajecznicą. 

Około 21 wykończona dniem spędzonym w łazience, ewentulanie z miską, położyłam się spać. Dopiero teraz spojrzałam na telefon. 7 nieodebranych połączeń od Lila, Mama i... Igła? Zdziwił mnie nieco ten ostatni, dlatego postanowiłam oddzwonić.
- Halo? 
- Cześć, Krzysiu! Dzwoniłeś do mnie? - wysiliłam się na miły ton, choć miałam ochotę iść znów pozwiedzać łazienkę.
- A, tak. Słuchaj, nie mogę się dodzwonić do Bartka, a organizujemy w Rzeszowie małą imprezę i chcialibyśby, żebyście wpadli - mówił jak karabin maszynowy, ledwo go zrozumiałam.
- Po pierwsze wolniej, bo nic nie rozumiem. Po drugie, impreza, znowu? 
- Imprez w dobrym towarzystwie nigdy za wiele, to co, wpadniecie?
- Krzysiu. Przez cały maj nic innego nie robiłam tylko podróżowałam. Chciałam trochę pobyć w domu, a ty mi każesz do Rzeszowa jechać?
- No... to co, wpadniecie? - moje słowa nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Westchnęłam głośno.
- Nie wiem. Spytaj Bartka.
- Ty go spytaj. Masz bliżej, a tak przy okazji możesz go dać, bo nie odbiera tego cholernego telefonu.
- Bartek jest u siebie. Nie wiem czemu nie odbiera, nie próbowałam ostatnio się z nim kontaktować.
- Stało się coś? - spytała troskliwie.
- Nic. Poprostu powiedział, że chce odpocząć to go zawiozłam. Poza tym nie czuję sie najlepiej, mam jakieś problemy żołądkowe, bo nakarmił mnie jajecznicą - zaśmiałam się, choć nie było to wcale śmieszne.
- To ty siedzisz sama chora w domu, a on sobie odpoczywa? - w tle usłyszałam głos Iwony. Nie mam pojęcia skąd znała treść naszej rozmowy. Czy wszyscy jak ze mną rozmawiają to muszą koniecznie na głośnomówiącym?
- Cześć, Iwona - przywitałam się.
- Co to za facet, jak zostawił cię chorą w domu, a sam odpoczywa? I jeszcze telefonu nie odbiera! - nie doczekałam się przywitania.
- Ale on nic nie wie. Źle się poczułam popołudniu, jak już go miałam odwieźć do domu - próbowałam go jakoś bronić, ale nic nie zdołałam wskurać. Poczułam pilną sprawę odwiedzenia toalety po raz setny dzisiaj, więc szybko się rozłączyłam. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Blada, wory pod oczami i ciągle wymiotuję. W tej chwili zrobiło mi się słabo. Postanowiłam się położyć, nie miałam dzisiaj już siły. W tym samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam mocno zdziwiona.
- Boże, przepraszam. Jak się czujesz? - wpadł jak strzała do mieszkania i zaczął oglądać mnie ze wszystkich stron.
- Żyję jeszcze - powiedziałam zdezorienrowana - Co ty tutaj robisz? - spytałam ponownie.
- Iwona dzwoniła i nawrzeszczała na mnie, że sobie odpoczywam, a ty sama w domu chora siedzisz. Dlaczego nie zadzwoniłaś? - ciągle uważnie mi się przyglądał.
- A po co? 
- Jak to po co? Przyjechałbym do ciebie, a tak sama tu siedziałaś i jeszcze mam opieprz od Ignaczaków.
- Nie widzę potrzeby, żebyś musiał tu ze mną siedzieć. Wracaj, nie zawracaj sobie mną głowy i tak się kładłam.
- Ale ja widzę. Połóż się - polecił mi - Proszę - dodał gdy nie wykonałam żadnego ruchu. W końcu siłą zaciągnął mnie do łóżka.
- To ty sobie leż, a ja może pójdę zrobić... - zatrzymał się na chwilę. Był zdezorientowany, chciał robić wszystko na raz, jak taki młody tatuś, który musi się zająć dzieckiem. Popatrzyłam na niego z politowaniem.
- Bartuś? - chyba poczuł ulgę, jakby czekał jak się odezwę - Chodź do mnie - poklepałam wolne miejsce na łóżku. Chwilę tak stał po czym wskoczył na łóżko. Wtuliłam się w jego tors, a moje dolegliwości przeszły jak ręką odjął.
- Kocham cię, wiesz? - powiedziałam.
- Wiem. Ja ciebie też kocham, słońce - teraz to ja się uśmiechnęłam. 
- Naprawdę. Bardzo, bardzo, bardzo cię kocham.
- Wiem, kochanie. Co się stało, że jesteś taka wylewna w uczuciach? Normalnie trudno z ciebie wykrztusić te dwa słowa - zaśmiał się, ale wyczułam, że pyta poważnie.
- Ja tu mówię, że cię kocham najmocniej na świecie,  a ty mi tu jeszcze wypominasz - wystawiłam mu język. Podniósł się popatrzył mi w oczy.
- To, że najmocniej na świecie jeszcze nie mówiłaś.
- To teraz mówię.
- A może to ta choroba? Może masz gorączkę? 
- A spadaj! - popchnęłam go z powrotem na łóżko i natychmiast zasnęłam. 

Gdy się obudziłam w środku nocy Bartek nie spał, tylko uważnie mi się przyglądał. Byłam zlana potem, uświadomiłam sobie, że krzyczałam przez sen, którego nawet nie pamiętam. Często tak mam, że takie rzeczy dochodzą do mnie po chwili. Bartek siedział i patrzył z przerażeniem w oczach. Gdy zobaczył, że nie śpię zaraz mnie przytulił.
- Boże, nareszcie! Nie mogłem cię obudzić. Cały czas krzyczałaś i płakałaś przez sen. Przepraszam! - te słowa wypowiadał z prędkościa karabinu maszynowego, był bardzo zdenerwowany.
- Co krzyczałam? - to był zawsze mój największy problem. Zawsze mówiłam przez sen, zazwyczaj rzeczy, które chciałam zachować dla siebie - Co krzyczałam? - powtórzyłam pytanie i miałam nadzieję, że nic co chciałaby ukryć.
- A czy to takie ważne? Musimy jechać do lekarza.
- Nigdzie nie jadę. Nic mi nie jest - protestowałam.
- Nic ci nie jest? Przez kilkanaście minut próbuję cię obudzić, a ty nie reagujeszcz, cały czas płaczesz i krzyczysz przez sen. To nie o to chodzi, ale o to, że przeze mnie masz gorączkę i zatrucie pokarmowe - czuł się winny.
- To nie przez ciebie. To przez jajecznicę - starałam się rozluźnić atmosferę.
- Którą ja zrobiłem.
- Która była pyszna.
- Która była zabójcza dla twojego żołądka.
- Bartek, nic mi nie jest. Nie musisz przy mnie siedzieć cały czas - on tylko popatrzył na mnie jak na głupią.
- Nie zostawię cię samej w takim stanie!
- A w jakim ja jestem stanie? Koszmar miałam, nic więcej.
- Trochę dziwny ten koszmar.
- Powiesz mi w końcu co krzyczałam?
- Ale to jest przecież nieistotne...
- Nie dla mnie.
- A masz coś do ukrycia? - haczyk.
- Bartek, proszę cię... - westchnął głośno.
- Krzyczałaś na kogoś, kłóciłaś się. Nie wiem, to były pojedyncze słowa - to był tylko koszmar nic więcej, odetchnęłam z ulgą.
- Bartuś, wracaj do domu,  nic mi nie jest. Proszę cię. Jutro przyjdziesz.
- Nie ma mowy, zostaję! - powiedział stanowczo, po czym przytulił mnie to siebie mocno. Leżeliśmy tak nie wiem ile, bo nie mogłam już usnąć.
Nad ranem zapadłam w lekki sen, jednak szybko wybudził mnie dźwięk telefonu.
- Słucham? - nie patrząc kto dzwoni odebrałam.
- No, Agatka. Nareszcie, nie można się do ciebie dodzwonić - w słuchawce usłyszałam głos mojej mamy. Zdrętwiałam na chwile nie wiedząc co odpowiedzieć. Była dla mnie zadziwiająco miła.
- Tak, tak. Nie mogłam odebrać, przepraszam - wydukałam.
- Cały miesiąc? Gdzieś ty była, próbowałam się dodzwonić codziennie - fakt, rzeczywiście codziennie dzwoniła, ale ja nie odbierałam, bo miałam akurat wtedy trening, a potem nie miałam ochoty oddzwaniać.
- No tak na przykład w Chinach...
- Wiem kochanie, oglądałam wszystkie wasze mecze - i tu zdębiałam do reszty. MOJA MATKA OGLĄDAŁA MECZE? MOJE MECZE?!!!
- Co?
- Nie dziw się tak. Kibicowałam wam. Skoro już marnujesz życie na tę siatkówkę to chociaż wygrywać powinnnaś - a był tak miło. Znaczy nadal jest, bo to, że zmarnowałam życie to słyszałam już wielokrotnie.
- Nie spodziewałam się tego po tobie - powiedziałam szczerze.
- Wiem. Chciałam cię przeprosić - w tej chwili jakbym miałam w ustach po nocy pełnej płaczu jakąś ślinę, to pewnie bym się nią zakrztusiła - Za to w Spale. Nie rozumiem, nie pochwalam twojej drogi na życie, ale to jednak twoje życie i nie mogę się wiecznie wtrącać - a teraz pewnie nastąpiłby zgon, oczywiście jakbym miała wspomnianą ślinę.
- Ja... ja... no...- nie mogłam się wysłowić, byłam w szoku - Ja też przepraszam, mamo - w tej chwili z łazienki wyszedł Bartek i słysząc moje ostatnie zdanie uśmiechnął się szeroko.
- No to może przyjedziesz razem z tym chłopakiem do nas w sobotę? - teraz pewnie zmartwychwstałabym, by znów umrzeć od własnej śliny. Moja matka coraz bardziej mnie zaskakuje, a że tryumfalny uśmieszek Bartka mnie już wkurzał postanowiłam odpowiedzieć mamie, patrząc mu prosto w oczy.
- Z Bartkiem? Ależ oczywiście, że chętnie was odwiedzimy - uśmiech zniknął w mgnieniu oka, a pojawiło się przerażenie i błaganie w oczach "Tylko nie to!", a zaraz potem "Zemszczę się!". Skończyłam rozmowę z mamą i zwróciłam się to Kurka.
- Co się stało Bartuś? Nie cieszysz się? Przecież to taka "przemiła kobieta" - zacytowałam go.
- Pożałujesz! - krzyknął, rzucił się na mnie i zaczął łaskotać - Sama chciałaś to teraz masz za swoje - zaśmiał się przy tym złowieszczo. 
- Przepraszam, przepraszam. Bartek przestań! - Kuraś chwycił swój telefon i wykręcił numer.
- Halo? Mamo? - znieruchomiałam. Próbowałam wyrwać mu komórkę, ale na nic.
- .....................
- Bo wiesz, mam małą sprawę. Moglibyśmy odwiedzić was w niedziele? - teraz już się z nim szarpałam, ale on jedną ręką bez problemów mnie powstrzymał.
- ......................
- Z Agatą.
- ........................
- Tak, tą Agatą. Tą siatkatką - czyli wiedza o nas już wszyscy? Wystarczy jedno zdjęcie na meczu i już przechlapane.
- .............................
- Dobrze. To cześć - zaśmiał się.
- Teraz to ty pożałujesz! - rzuciłam się na niego, a on tylko się zaśmiał.
- A co ty mi możesz zrobić? - takie coś działa na mnie jak płachta na byka. Po chwili Kuraś leżał już znokałtowany na podłodze, a ja stałam nad nim. Zdezorientowany popatrzył na mnie.
- Nie tylko Weronika ma czarny pas - zaśmiałam się - Więc nie zadzieraj ze mną mój drogi.
- Widzę, że mam ninje, nie dziewczynę - zbliżył się i próbował pocałować, ja tylko szybko się wykręciałam z jego objęć - Nie całowałaś mnie już 3 dni - powiedział z wyrzutem.
- W kalendarzu zapisujesz? - zaśmiałam się. 
- A żebyś wiedziała - złapał mnie mocno w tali, tak bym nie uciekła i zachłannie wbił się w moje usta. O tak, brakowało mi tego i to bardzo. Poczułam jak wsadza rękę pod moją bluzkę.
- Co ty robisz? - zapytałam rozbawiona odrywając się od niego.
- Nie widać? - znów mnie pocałował.
- No widzę, że masz jakieś nieczyste myśli - zaśmiałam się.
- Ja? Ja mam tylko seksowną wyobraźnie - ponownie się do mnie przyssał.
- Ach tak?
- Zdecydowanie - wymruczał mi do ucha i popchnął w kierunku sypialni.

________________________________________________


Jak tam w szkole? Do ktorej klasy teraz chodzicie? :)

Chciałam Was zaprosić na ostatnie opowiadanie na moim pierwszym blogu, ktore wyjątkowo pojawiło się tutaj ;)

3 komentarze:

  1. świetny rozdział :) Nie sądziłam, że Igła może ochrzanić Bartka a ten od razu idzie do Agaty aby jej pomóc i być przy niej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może nasza Agatka najzwyczajniej w świecie jest w ciąży?!
    Bartek jaki opiekuńczy;d

    W szkole spoko, z moją klasą nigdy się nudzić nie można, ja obecnie jestem w II gimnazjum, a ty?
    Pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko w swoim czasie, być może, ale Agata jeszcze młoda bardzo jest :)

      Z moją też, tylko nauczyciele szkoda gadać ;__;
      No ja też 2 gim ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń