piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 28


PASJA


CZ.28



- ŻE CO?! - wrzasnęłam na cały głos, byłam wściekła. 
Weronika tylko po raz kolejny spuściła wzrok. Tym razem bariera została przekroczona i postanowiłam wkroczyć do akcji. Otóż Szanowny Pan Zbigniew Bartman przyszedł dzisiaj na śniadanie... nie, wróć, na obiad, bo na śniadanie raczej nikt nie był zdolny zejść po wczorajszej imprezie. Otóż szedł z wielkią śliwa pod okiem. Nikt nie mógł się dowiedzieć od niego co się stało, a może po prostu wszyscy mieli takiego kaca, że nie kojarzyli. Zaraz po nim zeszła wściekła Weronika. Mordowała go wzrokiem, a on siedział skulony w kącie sali. Opowiedziała mi po długich namowach co się stało, na co ja zareagowałam wcześciej wspomnianym: ŻE CO?!


Obudziłam się nad ranem, no przynajmniej wydawało mi się, że to rano, bo na zegarku widniała godzina 12. Głowa tak cholernie mnie bolała, że nie byłam wstanie wytrzymać. Nie pamiętałam nic z wczorajszej nocy. Ostatnie to to, jak Agata próbuje wyrwać mi kolejny kieliszek wódki. Dalej jakby urwał mi się film. Jak zwykle po przebudzeniu nie byłam w pełni świadoma, ale nagle poczułam silną woń perfum... męskich perfum. Odwracam się na drugi bok, a tam...
- Kurwa mać! - zaraz po tym, jak otrząsnęłam się z pierwszego szoku, tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Bartman poderwał się nagle jakby ktoś wylał na niego kubeł zimne wody.
- Co się dzieje? - spytał zdezorientowany.
- Ty gnojku! Jak mogłeś?! - wrzeszczałam na niego.
- Wera, co się stało? - dalej udawał głupiego... nie, po co miałby udawać?
- Jak to co się stało?! - sama nie byłam pewna, ale dalej wrzeczałam - No właśnie, co tu się stało? - on jakby zrozumiał o co mi chodzi, bo tylko uśmiechną się zalotnie.
- Przyszliśmy tu w nocy, a dalej to już... - dalej sie szczerzył i zbliżył się do mnie na niebezpieczna odległość i próbował dostać się do moich ust. Moja reakcje mogła być tylko jedna. Odepchnęłam go mocno i przywaliłam pięścią prosto w tę piękną twarzyczkę. On zwinął się z bólu, bo trzeba przyznać, że prawy sierpowy mam całkiem niezły, ja za to chwytając szybko swoje ubrania i bieliznę, której również było mi brak, wybiegłam z pokoju.
Po jakiejś godzinie przyszedł czas na obiad. Zeszłam nadal wściekła i miałam ochotę wszystkich tam pomordować, a w szczególności JEGO.
- Co jest? - spytała mnie Agata, kiedy już po raz kolejny wyżywałam się na moim śniadaniu, robiąc z niego jedną, wielką paćkę. Na sam widok robiło mi się niedobrze.
- Weronika, gadaj do cholery co się stało?! - Agata nie wytrzymała, a ja chcąc nie chcąc opowiedziałam jej mój cudowny poranek.
- ŻE CO?! 


Poderwałam się z miejsca i wściekłym krokiem podążyłam w stronę stolika chłopaków, gdzie siedział również Bartman i Kurek. Spiorunowałam tego pierwszego spojrzeniem i dałam znak, żeby wyszedł ze mną ze stołówki. Ten ani drgnął.
- Cholera, Bartman. Rusz tą dupę, albo ci w tym pomogę! - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Chyba podziałało, bo po chwili staliśmy już sami na korytarzu przed stołówką.
- Jak mogłeś coś takiego zrobić?! - nie owijałam w bawełnę, od razu na niego naskoczyłam.
- Sam tego nie zrobiłem, przecież ona chciała - próbował się bronić, jednak w najgorszy możliwy sposób.
- Chciała?! Proszę cię, nie rozśmieszaj mnie! Ona była przecież zalana w trupa, a ty nie. Dobrze wiedziałeś, że cię nie lubi, miałeś świadomość co robisz, w przeciwieństwie do Weroniki - wrzeszczałam już chyba tak, że słyszeli mnie na 2 kilomentry. Nawet ciekawskie wzroki (czyt. wszystkie wzroki) przyglądały się nam uważnie.
Mój argument był mocny, bo Bartman spuścił wzrok.
- Wykorzystałeś pijaną kobietę i masz za swoje - wskazałam na jego limo pod okiem, odwróciłam się na pięcie i wróciłam do Weroniki, jakby nigdy nic skończyć śniadanie. Bartman jednak już nie zaszczycił nas swoją obecnością.

Około godziny 16 wszyscy zaczęli się pakować. Wracaliśmy do Polski. Chłopcy mieli tydzień wolnego, a później szybki powrót do Spały i prosto do Londynu. Chociaż jako reprezentantka tam nie pojadę, to jako kibic z całą pewnościom. Weronika, Lilka, Kinga i z tego co wiem, kilka innych dziewczyn z reprezentacji też się wybiera dopingować naszych chłopaków. 

Na lotnisku w Warszawie pojawiliśmy się około 2 w nocy. Wszyscy byli wykończeni, bo latanie bez przerwy przez miesiąc nawet na najmmiejsze odległości nikomu nie służy. W dodatku w trakcie loty mieliśmy kilka problemów. Otóż pojawiły sie dość spore turbulencje, bo wlecieliśmy w stefę burzy. Trzęsło niemiłosiernie, a ja latałam do łazienki 3 razy, by pozbyć się zawartości mojego żołądka. Na dodatek Bartek chyba by umarł tam ze strachu, ale widząc mój stan, jako prawdziwy mężczyzna jakoś się powstrzymał. Dobrze, bo już miałam trumnę zamawiać. A on taki niewymiarowy to jeszcze same problemy zamiast korzyści by z tego wynikły... Ktoś, kto swoją drogą ma szczęście, że nie wiem kto to, usadził Weronikę i Bartmana koło siebie. I tak 3 godziny on posyłał jej błagające spojrzenie, a ona patrzyła w zupełnie innym kierunku ignorując go, choć widziała, że najchętniej zmieniłaby kolorystykę pod jego drugim okiem. Po wylądowaniu i opuszczeniu samolotu wszyscy jednoczeście odetchnęli z ulgą, że to już koniec męczarni. Pożegnałam się ze wszystkimi, wyściskałam chłopaków, na co za każdym razem Bartek lekko wzdychał, bo za każdym razem jego pomijałam. Wymieniłam się numerem nawet z żoną Ignaczaka i kilkoma innymi trochę mniej dla mnie znanymi dziewczynami. 
W końcu podeszłam do Bartka.
- Najlepsze na koniec - uśmiechnęłam się ślicznie w jego stronę i mocno przytuliłam.
- A to my się żegnamy? - spytał zdziwiony. - Myślałem, że jedziemy razem do Bełchatowa.
- No bo jedziemy - wyszczerzyłam się - Przytulić się tylko chciałam, nie wolno?
- Tylko przytulić? - zrobił oczy kota ze Shreka i przybliżył swoją twarz do mojej.
- Tak. Zdecydowanie tylko przytulić - posłałam mu uśmieszek i oderwałam się od jego.
- Ty to jednak wredna jesteś - udawał obrażonago.
- Bywa. Jakoś do przeżyję.

Poszliśmy odebrać nasze bagaże, po czym, moim samochodem zresztą, ruszyliśmy w kierunku Łodzi. Nie mam pojęcie jak nasza piątka: ja, Wera, Lila, Kinga i Bartek, w przedziale wzroskowym 180 - 205 cm, zmieściała się do mojego "mega dużego" samochodu. Szczerze powiedziawszy pierwszy raz jechałam z Weroniką jako kierowcom, więc lekko obawiałam się o nasze życie, ale na szcieście bez większych przygód dojechalismy do Łodzi przed 5 rano. Najpierw odwieźliśmy Lilkę i Kingę. Pozostał jeden problem, ja i Wera mieszkamy w Łodzi, Bartek w Bełchatowie. Żadna z nas nie miała zamiaru odwozić go kilkadziesiąt kilomentrów w tą i z powrotem. Postanowiłyśmy, że Wera pójdzie do siebie, a Bartek póki co prześpi się u mnie. 
- Bartek, ale ostrzegam. Niespodziewałam się gości, a moje mieszkanie od miesiąca stoi nieużywane, więc nie spodziewaj się jakiegoś porządku - ostrzegałam go gdy próbowaliśmy się wdrapać na 3 piętro.
- Spokojnie. Nie widziałaś mojego mieszkania - uśmiechął się.
- A no właśnie. Nigdy u ciebie nie byłam - zamyśliłam się.
- Bo nie chciałaś raczej tam być, ogólnie nie chciałaś mnie widzieć, a co dopiero mojego mieszkania - posmutniał, ale jakbym wyczuła lekki wyrzut z jego strony. Zatrzymałam się i uważnie mu się przyjrzałam. Po co on to tego wraca? Sam również był u mnie tylko raz. Po chwili takiego gapienia się na niego, lekko poirytowana, weszłam do mieszkania, a zaraz za mną Bartek.
- Przepraszam, jestem zmęczony, nie wiem co mówię - złapał mnie za rękę. Pokiwała tylko głową i wskazałam mu łaziekę, a sama rzuciłam się na łóżko. Bartek w ekspresowym tempie wyszedł, ja jednak nie miałam już siły sie podnieść.
- Kochanie, musisz iść się umyć - powiedział nachylając się nade mną.
- Nie chce mi się - wymruczałam i przekręciłam się na drugi bok.
- Ach tak? - zaczął mnie łaskotać, a ja zaczęłam się wić śmiejąc się przy tym.
- Bartek! Bartek przestań! - krzyczałam. Po chwili przestał mnie łaskotać. - Głupek - skwitowałam i ruszyłam do łazienki. Nie zdążyłam nawet dojść do zlewu kiedy poczułam jego ręce na biodrach.
- Miałam się umyć, pamietasz?
- Mhh - kiwnając tylko głową wymruczał, bo jego usta były zajęte czym innym.
- W takim razie proszę cię o opuszczenie łazienki.
- Ale ja ci chętnie pomogę - powiedział zalotnie.
- Nie, dziękuję, poradzą sobie. A poza tym jeszcze przed chwilą byłeś zmęczony, pamiętasz? Idź sprawdzić czy nie ma cię w łóżku.
- Ale ja wolę być w łóżku z tobą.
- Żegnam - wypchnęłam go za drzwi i wreszcie mogłam się spokojenie umyć. Byłam zmęczona, ale prysznic we własnym domu to było to czego potrzebowałam. Gdy wyszłam Bartek już słodko spał, jednak w takiej pozycji jakby na mnie czekał. Wyglądał  tak słodko... Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 6.04. Wypadało by się już położyć. Szybko wsunęłam się pod kołdrę, jak najciszej, by nie obudzić Bartka. Ten jednak poruszył się nagle, nieotwierając oczu przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Tak wtulona w niego zasnęłam.

__________________________________________________________________________

Jeszcze kilka rozdziałów zostało. Mam nadzieję, że wytrzymacie ;)

4 komentarze:

  1. Zbyszek z limem pod okiem śmiesznie wyglądał. Dostał za to jak zasłużył :) Oby sytuacja między nim a Werą się wyjaśniła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kilka rozdziałów zostało do czego? No tylko nie mów, że do końca!
    Zbyszek mnie wkurzył, jak można pijaną kobietę wykorzystać, też bym mu przywaliła;d
    Pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No do końca, do końca.. :((
      Ale mam nadzieję, że te kilka rozdziałów wynagrodzi Wam męczarnie przez te dotychczas. ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń