niedziela, 22 września 2013

EPILOG


PASJA


EPILOG




"Wielki ślub!
Od naszego informatora dowiedzieliśmy się co nieco o ceremoni ślubnej Agaty Olszewskie, a właściwie już Agaty Olszewskiej-Kurek i Bartosza Kurka. Para przeżyła sporo wzlotów i upadków, by wreszcie stanąć na ślubnym kobiercu! Uroczystość odbyła się wraz z chrztem synka Państwa młodych - Jakuba Kurka.
Na weselu pojawiło się tylu spotrowców, że głowa mała! Liczba gości wynosiła 530 osób!!! Nie zabrakło na niej byłych i obecnych reprezentantów oraz reprezentantek naszego kraju, trenerów i statystyków. Z przykrością stwierdzamy, że media zaproszone nie zostały."

GAZETA SPOTROWA - redaktor Maciej Zakrzewski.

"Wieki powrót!
Agata Olszewska-Kurek po roku przerwy wróciła do naszej reprezentacji jako kapitan i wywalczyła z nią medal w Pucharze Świata w Japonii! To pierwsze od kilku lat tak wielkie osiągnięcie naszej żeńskiej siatkówki!"

Przegląd Spotrowy - Ewa Kolakowska.

"Kolejne zwycięstwo!
Nasze złotka wygrały World Grand Prix w Chinach, a siatkarze obronili po raz trzeci złoty medal na Lidze Światowe! Wszyscy czekają z niecierpliwością na Igrzyska w Rio de Janerio, gdzie wszyscy liczą na złoto!"


"Skład do Rio!
W składzie męskim w naszych szeregach nie zabraknie naszych najlepszych zawodników. Wszyscy w napięciu wyczekiwali listy ogłoszonej przez trenera Andree Anastasiego. Nie zabrakło w niej miejsca dla Pawła Zagumnego i Krzysztofa Ignaczaka!"

"ZŁOTOOO JEST NASZE!!
Agata Olszewska - Kurek podniosła naszą reprezentacje i zdobyła ZŁOTY MEDAL IGRZYSK OLIMPIJSKICH 2016!!!
Nie zawiedli nas również nasi chłopcy, którzy przywieźli SREBRO! W końcu nasza reprezentacja nie jest już taka młoda jak kilka lat temu. Wszyscy z uśmiechami na twarzach przyjmowali medale. Ku, nie zdziwieniu, lecz jednak rozczarowaniu, karierę zakończyło trzech naszy wspaniałych reprezentantów - Krzysztof Ignaczak, Paweł Zaumny I Łukasz Żygadło. Jednak "Igła" zapowiada:
- Nie mam zamiaru kończyć z siatkówką. Jeszcze o mnie usłyszycie!
Koledzy z reprezentacji urządzili im wspaniałe pożegnanie. Ignaczak do tego dostał "Siatkarskiego OSCARA" za wspaniałą produkcje "Igłą Szyte". Nikt nigdy ich nie zapomni, zawsze będziemy pamiętać naszy wspaniałych chłopców."

______________________________________________

I tak właśnie skończyło się opowiadanie o Agacie i Bartku. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Jeśli tak, przepraszam!Nie umiem pisać mów pożegnalnych, ale to już chyba naprawdę koniec… Co prawda mam kilka opowiadań, które kiedy być może dokończę, ale na pewno nie teraz. Nie chcę przestać pisać, bo to kocham, ale na razie muszę odpocząć. Mam do Was ostatnią prośbę. Jeśli byłyście, czytałyście, odwiedzałyście – wpiszcie się w komentarzu. Wystarczy buźka, znaczek, kropeczka… chciałabym po prostu zobaczyć ile Was było. Tak ostatni raz, nawet jeśli nigdy nie komentowałyście, to teraz Was proszę o jeden mały znak obecności.

Jeśli kiedyś wrócę, a Wy chciałybyście nadal czytać moje opowiadania, proszę – wpiszcie się w zakładkę „Informowani”. Będę nadal dostępna na Facebook’u, a tu w razie potrzeby moje GG – 44903486 oraz Twitter, możecie mnie obserować ;)

DZIĘKUJĘ WAM! Dużo dla mnie zrobiłyście, a ja mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Może kiedyś się jeszcze spotkamy w blogowym świecie, na pewno Wam o tym powiem. 
Dziękuję!

A pisała dla Was Agnieszka. :)

piątek, 20 września 2013

Rozdział 34


PASJA


CZ.34




Siatkarze wrócili z Londynu już w pierwszej połowie sierpnia. Turniej zakończyli na 5 pozycji, nikt się tego nie spodziewał. Codziennie dzwoniła do mnie Iwona, albo Igła i pytali jak się czuję. Okazało się, że jak Bartek się dowiedział co nagadała mi Asia, nawrzeszczał na nią, kazał się wynosić. O ciąży jednak się nie dowiedział. Czułam się szczerze powiedziawszy fatalnie. Od moich wymiotów, które się nasilały, zrzuciałam 8 kilo! Wyglądałam jak zombie. Ciągle blada, chuda jak kościotrup, sińce pod oczami. Rozmawiałam już z trenerami. Byli w niemałym szoku, skarcili mnie za nieodpowiedzialność, ale zrozumieli moją decyzję. W końcu nie mieli wyjścia. Miałam grać z wielkim brzuchem? Wyglądałoby to co najmiej komicznie. W gazetach sportowy zaraz pojawiły się informacje w stylu "Agata Olszewska, młoda siatkarka kończy karierę?". Nie mogłam na to patrzeć. Przez reprezentację niektórzy w okolicach Łodzi mnie rozpoznawali, byłam nawet na chodniku czasem zaczepiana. Wszyscy się pytali co jest powodem mojej rezygnacji. Miałam nawet kilka telefonów od dziennikarzy, jednak wszystkich spławiałam. Rozmawiałam z dziewczynami przez telefon. Wszystkie oczywiście ciągle mnie nękały. Weronice, Lilce i Kindze pod przysięgą dochowania tajemnicy powiedziałam prawdę. Byłam ciekawa nawet jakie miały wtedy miny. Moja ciąża to raczej żałoba dla wszystkich, a nie szczęście. 

Weronika została w Londynie. Nie było sensu wracać. Ja leciałam tam, na ślub Kuby. Oczywiście ja mam takie szczęście, że miałam samolot akurat wtedy gdy siatkarze wracali z Igrzysk. Było tyle dziennikarzy i kibiców na lotnisku, że nie można było się przepchać. Z oddali zobaczyłam Ignaczaka i innych siatkarzy. Wszyscy szli ze spuszczonymi głowami. A koło nich kroczyły partnerki. Igła również mnie zobaczył, chciał podejść, ale droga została zastawiona przez paparazzi. Udało się jednak przepchać Iwonie, która zaraz do mnie podleciała.

- Agata! Jak dobrze cię widzieć. Co ty tutaj robisz?

- Lecę do Londynu, na ślub kolegi - uśmiechnęłam się.

- Boże, jak ty wyglądasz?! Chodzący trup - przeraziła się dotykając mojej chudej ręki.

- Ciąża podobno służy kobietom, najwidoczniej ja jestem wyrzutkiem. Czuję się fatalnie, ciągle wymiotuję, nie mam już siły - mówiłam przez łzy.

- Powiedz Bartkowi.

- Nie.

- Sama sobie z tym nie poradzisz.

- Jeszcze żyję, więc poradzę. Uściskaj ode mnie Krzyśka, ja mam zaraz samolot - odeszłam od niej. Niestety musiałam iść w kierunku siatkarzy, zbliżając się do nich. Któryś z dziennikarzy mnie rozpoznał, a że nie miał szans dopchać się do chłopaków podszedł do mnie.

- Pani Olszewska. Zechciałaby pani udzieliś krótki wywiad?

- Nie.

- Dlaczego zakończyła pani karierę? Co było powodem pani decyzji?

- Czy pan nie rozumie po polsku? Nie będę udzielać żadnych wywiadów! To jest moja prywatna sprawa, a wam nic do tego! - zaczęła krzyczeć. 

- Czy ma to związek z Bartoszem Kurkiem? Doszły nas słuchy, że nie są państwo już razem?

- Skąd ma pan takie informacje?

- Tajemnica zawodowa.

- To proszę nie wtrącać nosa w nie swoje sprawy! - głośno krzyknęłam, wtedy zauważył mnie Bartek. Na początku stał w bez ruchu, a potem starał się przepchać przez dziennikarzy.

- Przepraszam, ale czy pani jest w ciąży?! - wrzasnął na całe lotnisko zszokowany dziennikarz. Na mojej chudej sylwetce wyraźnie odznaczała się lekko zaokraglony brzuch. Bartosz zdążył przepchać się przez fotografów. Gdy usłyszał wrzask dziennikarza zdębiał, dokładnie tak jak wszyscy w okół. Iwona i Igła szybko podbiegli do mnie, wzięli za ręce i odciągnęli na bok. Za sobą usłyszałam wołanie Kurka. Łzy ciekły mi po policzkach, ale biegłam dalej, by tylko mnie nie dogonił.

- Agata! Agata, zaczekaj! Kochanie! - złapał mnie wypowiadaniąc ostatnie słowo z taką czułością - Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Dlaczego?! - oparł swoje czoło o moje i patrzył mi w oczy.

- A po co? Przecież ty wyjeżdżasz, nie będziemy dla ciebie problemem. Moja kariera się skończyła, nie chcę zmarnować twojej.

- Ale ja nie muszę jechać do Rosji, to była tylko propozycja.

- Musisz. Musisz jechac i sie rozwijać, nie będę twoim zmartwieniem - chciałam się wyrwać z jego uścisku, ale nie byłam w stanie. Wbił się w moje usta namiętnie całując. Tak bardzo mi tego brakowało.

- Nigdy nie będziesz żadnym problemem. KOCHAM SIĘ, słyszysz, KOCHAM CIĘ i zawsze będę kochał. Nie zostawię was, za bardzo mi zależy - pocałował mnie po raz kolejny. Tym razem odwzajemniłam pocałunek, poczułam jak się uśmiecha. W okół nas rozległy się gromkie brawa. Wszyscy sie ożywili i nam gratulowali. W tej chwili byłam chyba najbardziej szczęśliwą osobą na ziemi.

_________________________________________________

No to mamy ostatno rozdział :) Taki sobie, no ale nie chciałam już mącić :/

W niedzielę EPILOG! Zapraszam :)

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 33



PASJA


CZ.33



Iwona spędziła ze mną jeszcze wieczór. Ciągle próbowałam mnie przekonać, że muszę powiedzieć Bartkowi o ciąży. Ja byłam nieugięta. Nie chciałam, żeby wiedział. Zmarnowałam swoją karierę, nie zmarnuję również i jego. 

Późnym wieczorem, gdy byłam już sama w pokoju, ktoś zapukał do drzwi.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam oschle gdy tylko ją zobaczyłam. 
- Przyszłam do ciebie. Musimy ustalić kilka spraw - wpakowała mi sie do pokoju bez zaproszenia.
- A czy ktoś powiedział, że ja chcę z tobą rozmawiać?!
- Nie masz wyjścia. Przyszłam powiedzieć, żebyś odczepiła się od Bartka. On znów będzie mój! I nawet nie myśl, żeby mi przeszkodzić.
- Ach tak? A czy on o tym wie? Też chce z tobą być? - roześmiała sie na moje słowa.
- Już go owinęłam w okół palca. Za góra tydzień, znów będziemy razem - zaśmiała się - Zresztą on też tego chce. Mówił mi, że cię nie kocha. Że był tylko zauroczony, ale tak naprawdę kocha tylko mnie - naśmiewała się, a mi do oczu napływały łzy, które za wszelką cenę chciałam opanować.
- To ciekawe, bo mi mówił dokładnie to samo.
- On cię nie kocha, zrozum to. Okłamuje cię od samego początku.
- Nie wierzę ci.
- Nie wierz, jak nie chcesz. Muszę jednak przyznać, że przy tobie poprawił się w łóżku, było cudownie - dalej się śmiała, a ja miałam ochotę jej przywalić.
- Wynoś się stąd! - wrzasnęłam.
- I co, myślisz, że złapiesz Kurka na dziecko? Tak, wiem, że jesteś w ciąży. Pogódź się z tym, że cię zdradził i nie kocha. A teraz żegnam - wyszła z pokoju.
Rozpłakałam się na dobre. Chciałam wierzyć, że to nie jest prawda, ale ona była albo świetną aktorką, albo mówiła prawdę. Traciłam nadzieję na to wszystko. Nie mogłam tu już dłużej siedzieć. Wzięłam się za pakowanie i tak jeszcze nierozpakowanej walizki. Zalana łzami stanęłam przed drzwiami pokoju Iwony. Powinnam kogoś poinformować o swoim wyjeździe, ale jednak nie weszłam. Uświadomiłam sobie, że nie pozwoli mi jechać. Będzie próbowała przekonać, żebym została. Nie chciałam tego. Ale znacie wszyscy już moje szczęście, bo gdy wybiegałam z hotelu wpadłam na Igłę.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął gdy zobaczył moją walizkę.
- Wyjeżdżam.
- Ale gdzie? Dlaczego?
- Nie mogę tu zostać, muszę iść - chciałam go wyminąć.
- Agata, nie puszczę cię, póki mi nie powiesz.
- Proszę cię, daj spokój. To nie ma sensu.
- Mów. 
Wziełam głęboki oddech.
- Jestem w ciąży - powiedziałam ledwo słyszalnie. On stał tylko i się gapił. Normalnie można by się z takiej informacji cieszyć, ale nie w moim przypadku. Każdy wiedział z czym do sie wiąże.
- Ale czemu wyjeżdżasz? Bartek wie?
- Nie i się nie dowie. On wyjeżdża do Rosji. Poza tym ja nic dla niego nie znaczę, była tylko zabawką.
- Co ty pieprzysz?! Przecież on cię kocha!
- Tak? A jakby mnie kochał to zdradzałby mnie z tą całą Asią? Przyszła do mnie i mi o tym powiedziała- znów wybuchnęłam płaczem.
- Że co?! Przecież to kłamstwo. Ty jej uwierzyłaś?
- Może. Ale i tak on wyjedzie do tej zakichanej Rosji. Moja kariera się właśnie skończyła. Krzysiek, kurwa, ja mam 21 lat. Dopiero zaczęłam grać, a teraz to koniec. Nie chcę tego dziecka. Nie będziemy dla Bartka problemem.
- Ale on was kocha.
- O nas, nawet nie wie. I się nie dowie - wyrwałam mu się - Przeproś Iwonę, ona wie. I nie mów nic nikomu, zwłaszcza jemu - podeszłam do taksówki i do niej wsiadłam. Za sobą słyszałam jeszcze jego krzyki, ale nie reagowałam. Gnałam na lotnisko.
Mój telefon się urywał. Weronika, Lila, Kinga, Iwona, Igła, Bartek i jeszcze prawie wszyscy inni siatkarze. Nie odbierałam. Po wylądowaniu w Warszawie, wsiadłam w samochód i wróciłam do Łodzi.
_____________________________________________

Jak tam u Was? Chcę poinformować, że to był przedostatni rozdział. Ostatni pojawi się w... piątek. + epilog, no ale to jak już chcecie. Może w niedziele:) Tak więc 22 września to data naszego rozstania, chociaż na jakiś czas. To zależy od Was czy będziecie chciały jeszcze czytać moje wypociny;) pozdrawiam. :)

piątek, 13 września 2013

Rozdział 32



PASJA


CZ.32




- Lila kurde mać, ile można czekać? Czy ty zawsze musisz się spóźniać? - zaczęłam na nią krzyczeć, gdy ta tylko wpadła zziajana na lotnisko. Wszystkie na nią czekałyśmy. My, czyli wszystkie dziewczyny, żony i partnerki siatkarzy... plus Weronika. Taki tam wyrzutek.

Z lotniska na Okęciu ludzie wysypywali się drzwiami i oknami. Jak właściwie 90% to kibice, którzy lecą do Londynu, ale to szczegół. Po odczekaniu w trzydziestokilometrowej kolejce wreszcie mogłyśmy wejść do samolotu. Sportowcy wybrali się tam kilka dni wcześniej, a my razem z kibicami teraz. 

Lot samolotem, jak zwykle zresztą, ciągnął mi się niemołosiernie. Nie mogłam usiedzieć na miejscu. Ciągle łaziłam po samolocie, aż stiuardessy zaczęły zwracać mi uwagę i musiałam znów siedzieć, i siedzieć, i siedzieć, kilka godzin.
Po wylądowaniu byłam pierwsza do wysiadania z samolotu. Nie mogłam tam wytrzymać. Zaraz potem udałyśmy się wszystkie do hotelu blisko wioski olimpijskiej siatkarzy. Chłopcy już tam na nas czekali. W Bartkiem nie widziałam się "aż" tydzień, więc oczywiście musiał mnie wyściskać i takie tam. To samo zresztą robili inni siatkarze. Tylko Wera i Zibi stali na boku z posępnymi minami. Już zdążyli się chyba przywitać...

Wszyscy poszliśmy na jakąś kolacje, a potem chłopcy musieli się już z nami pożegnać i wracać do wioski. My również wymęczone podróżą poszłyśmy grzecznie spać. Następnego dnia jednak rozpoczął się wielki shopping. Latałyśmy jak narwane po wszystkich sklepach. Stałam akurat przed przymierzalnią i czekałam na Lilę, by ocenić jej strój. Podeszła do mnie jakaś dziewczynka w koszulce reprezentacyjnej Winiara. Jak już się przyjeżdża to trzeba reprezentować kraj nawet na zakupach, co nie? 
- Prze... przepraszam, ale czy pani Agata? - powiedziała nieśmiało.
- Tak, a o co chodzi? - zdziwiłam się skąd mogła mnie znać.
- Mogłabym prosić o autograf? - teraz stałam wryta w ziemie. Pierwszy raz ktoś mnie prosi o autograf. 
- Chcesz mój autograf? A skąd ty mnie znasz?
- No przecież pani jest siatkarką. Byłam z mamą nawet na jednym z meczy, ale nie można było sie dopchać - zdziwiłam się jeszcze bardziej. Podpisałam małej kartkę w tym momencie gdy z przymierzalni wyszła Lilka. Mała zrobiła oczy jak 5 złotych i otworzyła szeroko buzię. 
- Lilę też znasz? - zaśmiałam się.
- No jasne! A panią mogłabym prosić o autograf? - spytała nieśmiało. Lila na początku również stała wmurowana w ziemie, ale szybko się ogarnęła i podpisała małej kartkę. 
- Dziękuję bardzo - była przeszczęśliwa. Nie wiedziałam, że można się tak cieszyć z czyichś bazgrołów, ale dla niej to była cenna zdobycz. Pewnie nie aż tak jakby spotkała nasze starsze koleżanki lub najlepiej siatkarzy, ale lepsze to niż nic.

Zmęczone, kompletnie bez kasy, wracałyśmy na obiad. Znów przyszli do nas chłopcy, postanowiliśmy przejść się na spacer... To znaczy obecnie spacer w Londynie wyglądał na przepychaniu się łokciami byle tylko można było przejść chodnikiem. Po ulicach biegała masa kibiców, dziennikarzy, sportowców, no i jeszcze mieszkańców stolicy. Dlatego też postanowiliśmy przejść się nieco dalej wioski olimpijskiej. Zaraz za nami pobiegli dziennikarze. Mają sportowców z całego świata, a uwzięli się akurat na nas... Z czasem stali się tak natarczywi, że szybko musieliśmy wracać. Mieli w końcu całą reprezentacje Polski męską i znaczącą część żeńskiej. Chyba nie przyzwyczaję się to takiego życia... 


***


Siatkarze grali swój pierwszy mecz z Włochami. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, ale liczyliśmy na zwycięstwo. W końcu po to tu przyjechaliśmy. Oczywiście ja z Lilą i Weroniką przyszłyśmy spóźnione, bo znów się grzebała. Kinga poszła wcześniej z innymi dziewczynami.
Siedziałyśmy na hali, zaraz miał zacząć się mecz. Ktoś nagle zasłonił mi oczy.
- Co jest?
- Niespodzianka! - krzyknął.
- Kuba?! Boże, jak się cieszę, że cię widzę - zaczęłam się z nim obściskiwać. 
Koło nas stanęła niewysoka dziewczyna. To znaczy, może była jak na kobietę wysoka, ale i tak niższa ode mnie.
- To jest Alice, moja narzeczona - i wszystko jasne.
- Miło mi, Agata - podałam jej rękę, a ona odwzajemniła gest. 
- Fajnie cię w końcu poznać, wiele o tobie słyszałam - uśmiechnęła się.
- Pewnie same kłamstwa i złe rzeczy - zaśmiałam się. Chwile jeszcze pogadałyśmy. Przedstawiłam ich dziewczynom. Alice była bardzo miła, tak jak mi się zdawało. Oczywiście przypomnieli nam o swoim ślubie za miesiąc. Narzeczona Kuby miała już mocno zaokrąglony brzuch. Jak i żona Winiara, która również była w ciąży. Jak sobie teraz przypomnę ten okrzyk radości gdy się o tym dowiedział to chce mi się śmiać.

Mecz był niezwykle zacięty, ale na szczęście zakończył się zwycięstwem Polaków. Chciałam podbiec do Kurka pogratulować mu, ale był bardzo zajęty. Rozmową. Rozmową z jakąś dziewczyną, która robiła maślane oczka i trzepotała do niego rzęsami. Na taki widok zawsze robi mi się niedobrze. Dziewczyna w stylu "plastic is fantastic" ciągle się do niego dostawiała i szczerzyła. On jakby lekko poddenerwowany jej widokiem wyglądał jakby chciał stamtąd uciec. A może mi się tak tylko wydawało, bo rozmawiał z nią już naprawdę długo? W końcu nie wytrzymałam i podeszłam do nich.
- Cześć, jestem Agata - podałam jej rękę. Ona popatrzyła na mnie z mordem w oczach, jak śmię jej przeszkadzać w tej zarzartej konwersacji. Prychnęła tylko i wróciła do rozmowy. Kurek chwile na mnie popatrzył, a potem również wrócił do rozmowy. Ignorował mnie, więc poszłam razem z innymi dziewczynami do hotelu. Nie zadzwonił nawet wieczorem, a ja również nie miałam zamiaru tego robić. Poszłam więc spać.

Rano wszystkie poszłśmy odwiedzić chłopaków w wiosce. Ku mojemu zdziwieniu razem z nimi była ta dziewczyna co wczoraj. Chodziła razem z Bartkiem, śmiali się i cały czas rozmawiali. Nawet mnie nie zauważył, więc szłam z tyłu razem z Igłą i Iwoną.
- Kim jest ta dziewczyna? - nie wytrzymałam, musiałam się zapytać. Ignaczak spojrzał na mnie niepewnie.
- Była Kurka - wydukał. Zrobiłam oczy jak 5 złotych.
- Aha, to dlatego tak cały czas z nią chodzi, a na mnie nawet uwagi nie zwraca?
- Nie wiem skąd ona się tu wzięła. Widziałem ją wczoraj na meczu. Na początku Bartek nie chciał z nią gadać, ale ona go przekonała i się chyba pogodzili.
- Świetnie - prychnęłam.
- Ej, spokojnie. Zazdrosna jesteś?
- Bo mam o co... - nagle znów zrobiło mi się niedobrze. Na początku lekko, ale potem chyba musiałam się już ewakuować do łazienki.
- Przepraszam, ale muszę iść. Źle się czuję.
- Co się dzieje? - spytała zaniepokojona Iwona, która szła razem ze mną i Igłą na końcu naszej wycieczki. Krzysiek również spojrzał na mnie niepewnie.
- Jakaś blada jesteś.
- Ostatnio mam jakies problemu żołądkowe. Muszę iść - zaczęłam się oddalać.
- Poczekaj, pójdę z tobą - krzyknęła Iwona i do mnie dołączyła. 
Chwilę potem zakręciło mi się w głowie i urwał mi się film. Obudziłam się w jakiej białej sali. W szpitalu, świetnie.
- Nareszcie, martwiłam się - zaraz nade mną zobaczyłam Iwoną - Dzwoniłam do Bartka, zaraz będzie.
- Tak? A nie będzie miał za złe, że pozbawiłaś go towarzystwa jego koleżanki? - prychnęłam.
- Agata, przecież Bartek cię kocha.

W sali pojawił się lekarz. Był uśmiechnięty, więc wywnioskowałam, że mogę się już zbierać.

- Mam dla pani ważną informację.
- Słucham.
- Ale najpierw muszę się dowiedzieć od kiedy ma pani te objawy. Omdlenia, nudności?
- Nie wiem, od jakiś 2 tygodni.
- Tak. Jestem pewien. Jest pani w ciąży! - powiedział uśmiechnięty - A teraz przepraszam, obowiązki - opuścił salę.

Siedziałam na łóżku z otwartą buzią. Miałam w głowie mętlik. Coś rozrywało mnie od środka, coś pękło. Jak to w ciąży?! Jak?! Jak, się pytam?! Przecież ja mam 21 lat, jestem sportowcem. Ja nie mogę być w ciąży, nie teraz! Przecież to przekreśla całą moją karierę siatkarską, całe moje życie. Tyle lat treningów, wymarzona reprezentacja i wszystko na marnę? To nie może być prawda. 
Po moich policzkach pociekły łzy, rozpaczy. Iwona stała obok i nie wiedziała co powiedzieć. Wiedziała co czuję, wiedziała jakie są konsekwencje mojej ciąży.
- Nie mów nic, proszę - zwróciłam się do niej - Chcę zostać sama - bez słowa wyszła z sali. Jednak po chwili wpadł do niej Kurek.
- Kochanie! Agata co się stało? - pytał przejęty.
Nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Jak ja mam mu o tym powiedzieć? Ja nie chcę tego dziecka, nie teraz, nie mogę. 
- Nic się nie stało. Niepotrzebnie przyjechałeś - powiedziałam oschle.
- Jak to niepotrzebnie? Martwiłem się, nie widziałem cię dzisiaj, gdzie byłaś?
- Byłam cały czas z wami, ale ty byłeś zbyt zajęty Asią, żeby mnie zauważyć.
- Co ty mówisz? Zazdrosna jesteś? Agata przestań, przecież wiesz, że cię kocham.
- Ją też kochałeś.
- Nigdy jej nie kochałem, to było tylko przelotne zauroczenia. Ciebie kocham - przytulił mnie - Wracajmy, musimy porozmawiać.
- O czym?
- Powiem ci jak wyjdziem z tego szpitala.
- Powiesz mi teraz.
Głośno westchnął i zbierał myśli.
- Dostałem propozycje transferu... i chyba z niego skorzystam.
- Jakiego transferu? Gdzie?
- Do Rosji - powiedzial ze spuszczoną głową. Po moich policzkach znów pociekły łzy, on gdy tylko to zobaczy zaraz mnie przytulił i powiedział.
- Możesz przecież jechać ze mną. Zmienisz klub, będziemy tam razem... 
Gdyby tylko wiedział co mówi... Moja kariera zakończyła się 5 minut temu wraz z wiadomością o ciąży. Nie mam zamiaru jechać do Rosji. On nie zostanie dla mnie, musi się rozwijać. Nie będę mu przecież stać na drodze, ani ja, a tym bardziej nasze dziecko. Przecież jakby wiedział to pewnie by został. Tylko po co ja mam być dla niego problemem, skoro może się rozwijać za granicą?
Bez słowa wyszłam z sali szpitalnej, na zewnątrz stała Iwona i... Asia. Czy on już nigdzie bez niej nie chodzi? Wzięłam Iwonę pod rękę i opuścilyśmy szpital.
- Powiedziałaś mu?
- Nie i nie mam zamiaru.
- Jak to? On jest ojcem, musi wiedzieć!
- Nie musi. I wiedzieć nie będzie - powiedziałam przez łzy.

________________________________________________

Ojojciu! Ale słaby rozdział :(( To po pierwsze, a po drugie to chodzę do szkoły tydzień, a czuję się jak po 3 miesiącach. Ratunku! :((

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 31



PASJA


CZ.31



Obudziło nas pukanie do drzwi. Stawało się coraz bardziej natarczywe.
- Otwarte! - krzyknęłam budząc przy tym Kurka. 
Do pokoju weszła moja mama niepewneym wzrokiem patrząc w naszą stronę. Czego ona się spodziewała?
- Mogłaś wejść, przecież otwarte - powiedziałam zaspanym głosem.
- Nie chciałam wam przeszkadzać - odpowiedziała speszona.
- W spaniu? Przecież nas obudziłaś - skwitowałam.
- No nie ważne już...
- Dzień dobry - powiedział Bartek otrząsnąwszy się już po nagłej pobudce.
- Dobry, dobry. Nie chciałam was budzić, ale jest już 12, a za godzine przyjedzie Kasia - powiedziała. 
- Kasia?! - zdziwiłam się.
- No Kasia, Kasia. Zapomniałaś już, że masz siostrę? - zaśmiała się.
- Ee? Nie, nie, po prostu dawno jej nie widziałam - jak tak się dobrze zastanowić to nie widziałyśmy się szmat czasu. Ja mam 21 lat, a ona 24. Od jej wyprowadzki z domu na studia widywałam ją tylko na święta. Nigdy nie byłyśmy jakoś blisko siebie. Byłyśmy zupełnie różne. Ona kompletnie nie interesowała się ani sportem, ani chłopakami. Siedziała tylko z nosem w książkach. A ja miałam zupełnie na odwót.
- Poznam twoją siostrę, nie spodziewałem się tego - powiedziałam Kurek, gdy schodziliśmy już na dół - Tak w ogóle to o niej nie mówisz, nic o niej nie wiem. Dlaczego? - wzruszyłam tylko ramionami.
- Nie wiem. Nie utrzymuję z nią prawie w ogóle kontaktu. Widujemy się kilka razy w roku.
- A gdzie ona mieszka?
- W Warszawie.
- Ona mieszka w Warszawie, a widujecie się tylko kilka razy na rok?! - spytała mocno zdziwiony.
- Tak wyszło. Co poradzę?
- A ile ma lat?
- A czy to jest jakiś wywiad środowiskowy? Zaraz przyjedzie to sobie z nią pogadasz, o ile będzie chciała z tobą rozmawiać.
- A niby czemu nie?
- Bo strasznie dużo gadasz - wystawiłam mu język i w tym samym momencie rozległ się drzwonek do drzwi.
- Oho, przyjechała! - krzyknęła moja mama. Podeszła do drzwi i je otworzyła. W progu stała moja siostra. Szczerze mówiąc to prawie w ogóle się nie zmienila. Długie brązowe włosy, ciemne oczy, dość niska. I tu kolejna różnica. Bo ja miałam średniej długości blond włosy, niebieskie oczy i miałam 180 cm. W szpitalu nas podmienili, czy co?
- Cześć, Kasia! - podeszłam do niej. Nie przytuliłam się, bo to w naszym przypadku byłoby co najmniej badane naukowo, po prostu dziwne. 
- Cześć, dawno cię nie widziałam - odpowiedziała.
- Cześć, jestem Bartek - koło nas stanął mój chłopak i wyciągnął ku niej rękę. Moja siostra uśmiechnęła się lekko i popatrzyła na mnie jakoś znacząco. To było dziwne jak na nią.
- Kasia - odwzajemniła gest.

Mama zaprosiła nas na obiad, który znów minął w miłej atmosferze. Śmialiśmy się i gadaliśmy cały czas. Moja matka chyba zaakteptowała moje koncepcje na życie, choć wiem, że ich nie pochwalała. Nie poruszała już  jednak tego tematu, bo mogłyby z tego wyniknąć zbędne nieprzyjemności. Zrobiło mi się niedobrze, więc przeprosiłam wszystkich i poszła do łazienki. Mój ledwo co zjedzony obiad został zwrócony. Kolejne problemy żołądkowe w tym tygodniu. Chyba tego nie przeżyję...
- Agata? Wszystko w porządku? - siedziałam w łazience już dobre pół godziny, więc zaniepokojona mama poszła na moje poszukiwania.
- Tak, chwile. Zaraz przyjdę - odpowiedziałam już wykończona ciągłymi wymiotami.
- Na pewno? - jeszcze jedno pytanie, a zabiję.
- Tak. Zaraz przyjdę - "zaraz" chwilę się ciągnęło, bo siedziłam tam jeszcze 15 minut. Nie chciałam już wracać do jadalni, więc poszłam do pokoju się zapakować. Gdy już kończyłam, wszedł Kurek.
- Jejku, jak ty wyglądasz? - byłam blada za skwaszoną miną.
- Dzięki. Miło mi - powiedziałam z ironią.
- Stało się coś?
- Tak. Chyba nie tylko twoja jajecznica źle na mnie działa.
- Ale mi nic nie jest. 
- No bo ty to ty, a ja to ja. Wracamy, ja jestem gotowa? - Kurek kiwnął głową i zaraz zeszliśmy na dół pożegnać się z rodzicami. Mama oczywiście zapakowała nam cały bagażnik jedzenia.
- Mamo, kto to zje? - było mi niedobrze na sam widok, a ta przynosiła coraz więcej.
- Twój chłopak chyba potrzebuje energii na na całe treningi.
- Energię, a nie dodatkowe kilogramy.

Z moją mamą jednak się nie dyskutuje, bo to i tak nie ma sensu. 
Po drodze zadzwoniła do mnie jeszcze Weronika, potem Malwina, koleżanka z reprezentacji. Dopytywały się czy aby na pewno będę w Londynie. Ja bym miała opuścić Igrzyska? W snach... 

Chłopakom już kończy się wolne i Bartek pojutrze musi wracać do Spały, bo zaraz potem "Lądek czeka". Nie mam zamiaru jechać do spalskiego ośrodka, bo niby po co? Co ja miałabym tam robić? Po za tym pozostaje kwestia moich studiów. Mam wakacje, ale od października muszę wracać. Chciałam zrobić jeszcze kilka kursów, bo teraz mam akurat na to czas. Mecze towarzyskie zostały przyłożona na 'po Igrzyskach'. Miałyśmy naprawdę sporo wolnego. Ale ja to ja, więc codziennie z Lilą i Kingą spotykałyśmy się, a to na siłowni, a to na basenie, a to na hali by nie spaść z formy. Inne dziewczyny też tak robiły, bo zresztą trener nam kazał. Mimo, że tego nie kontroluje, to i tak każda się słucha.

Niedzielny wieczór spędziłam w łazience. Byłam sama w domu, mimo, że Kuraś strasznie chciał zostać i się mną opiekować. Starczy mi już na razie tych czułości, a jego opieka w tym przypadku wyglądała by na staniu pod drzwiami od łazienki i smęcenie mi cały czas. Wygoniłam go więc do Bełchatowa. Musiał się przecież spakować, bo następnego dnia wyjeżdżali.
- Kochanie, jak się czujesz? - zadzwonił koło 22, gdy ja myślałam, że już umarłam. Przez te wymioty zeszło ze mnie chyba 3 kilo.
- Świetnie, fantastycznie, fenomenalnie, lepiej być nie może. A u ciebie?
- Martwię się o ciebie.
- A co mnie miają kosmici porwać, że się martwisz?
- Nie, ale powinienem być teraz przy tobie jak mnie potrzebujesz.
- Nie. Powinieneś być u siebie i odpoczywać. Jutro wyjeżdżasz, nie możesz cały czas ze mną siedzieć.
- Ale ja chcę.
- Ale ja nie chcę.
- Nie chcesz mnie? - powiedział smutno.
- Nie, głupolu. Dobranoc.
- Ok, przyjdę jutro - głośno westchnęłam.
- Pa.

Noc przespałam całą, bez żadnych atrakcji. Kurek przyszedł z samego rana budząc mnie przy tym. Myślałam wtedy, że do uduszę. Siedział ze mną cały Boży dzień. Wieczorem zaczął się żegnać. Żegnał się, żegnał i żegnał chyba godzinę. Skutek był taki, że został na noc. Bardzo miłą noc, rozwijając temat...

______________________________________________

No to, jeszcze 3 rozdziały i epilog ;)

piątek, 6 września 2013

Rozdział 30


PASJA


CZ.30




Kompletnie zapomniałam o imprezie u Ignaczaków. W końcu Bartek chyba jeszcze o tym nie wiedział. Zadzwoniłam do Krzyśka dopytać się co i jak. Był wyraźnie ożywiony myślą, że przyjedziemy, mimo to, że nic takiego nie powiedziałam. Okazało się, że jest w piątek wieczorem. Wszystko fajnie świetnie, tylko, że w sobotę mieliśmy jechać do mojej mamy, a w niedziele Kurka.
- Bartek, rozmawiałeś z Krzyśkiem?
- Nie, a co?
- No bo w piątek jest u nich impreza, a sobotę i niedzielę mamy już zaplanowaną - posmutniałam.
- A nie możemy tego jakoś przełożyć? - popatrzyłam na niego jak na debila.
- Ty chcesz z moją mamą dyskutować? - powiedziałam z ironią.
- Nie, ale najwidoczniej ty chcesz jechać z jednego dnia z Łodzi do Rzeszowa, drugiego z Rzeszowa do Sochaczewa, trzeciego z Sochaczewa do Nysy - jego słowa dały mi do myślenia. To awykonalne nawet jakby odpuścić sobie jedno z tych miejsc.
- To może.... - zawiesiłam się, nie miałam pojęcia co zrobić.
- Może odpuśćmy sobie Ignaczaków, pojedziemy innym razem. Moja mama też się nie obrazi, a poza tym mam dość podróży - chętnie na ten pomysł przystałam, przynajmniej ominie mnie wizyta u rodziców Kurka... - Ale nie myśl sobie, że odpuszczam. W przyszłym tygodniu jedziemy do moich rodziców - ...a może i mnie nie ominie. Głośno westchnęłam. Zadzwoniłam do Igły, a Kuraś do swojej mamy. Był bardzo zawiedziony, ale nikt przecież nie obiecywał, że będziemy.


***

- Myślisz, że mnie polubi? - Kurek nerwowo trząsł nogą przez całą drogę do moich rodziców - A jeżeli nie? To co wtedy? - zadawał mi to pytanie po raz setny w ciągu godziny.
- Nie masz się co martwić. Moja mama to urocza kobieta, jak sam zresztą stwierdziłeś - przypomniałam mu - Czeka na zięcia, a zwłaszcza na wnuki, od zawsze - zaśmiałam się - Z moim tatą może być większy problem. Wiesz, jestem córeczką tatusia - wyszczerzyłam się, a Kurek pobladł.
- Ej no, spokojnie, będzie dobrze - pocieszałam go.
- Nie wierzę - strasznie się stresował. Chyba cała sytuacja dotarła do niego dopiero w chwili wyjazdu. Siedzieliśmy teraz przez chwilę w ciszy, aż Kurek wystrzelił.
- A apropos tego wnuka to chętnie ci pomogę - palnął, ale przynajmniej się trochę rozluźnił.
- Bartuś. Ja mam 21 lat. Nie śpieszno mi do dzieci - zaśmiałam się.
- A ja mam prawie 24. Ale zaraz, ty masz 21 lat? Nie wygladasz, dałbym co najmniej 30 - dostał ode mnie po łbie i się ogarnął.

Dojechaliśmy właśnie pod bramę mojego rodzinnego domu.
- Gotowy?
- Nie.
- To świetnie, wysiadaj! 
W drzwiach już czekała na nas mama.
- No nareszcie! Czekam i czekam, a was nie widać. Witajcie! - powiedziała i mocno mnie przytuliła. Póki co było miło.
- Tak, też się cieszę, że cię widzę - starałam się od niej oderwać jednak trzymała mnie w stalowym uścisku - A więc... - zaczęłam.
- Nie zaczyna sie zdania od "a więc" - poprawiła mnie mama. Wywróciłam tylko oczami.
- To jest Bartek - przedstawiłam przerażonego Kurka.
- Miło mi Panią poznać - przywitał się.
- Mi również. To z tobą rozmawiałam przez telefon?
- Tak, to byłem ja - zaśmiał się.
- A gdzie tata? - spytałam zdziwiona gdy już weszliśmy. On jak na zawołanie zaraz znalazł się koło nas.
- Cześć, córeczko! Jak dobrze cię znów widzieć - przytulił mnie - A to jest pewnie ten młodzieniec, który chce ukraść mi córkę - powiedział poważnie i zbliżył się do niego, a ten stał ze zbolałą miną.
- Tato, proszę cię. Zachowuj się.
- Ale nic nie robię. Moglibyśmy porozmawiać na osobności? - spytał się Bartka.
- Tatoo! - zawołałam, ale za późno, bo obaj zniknęli za drzwimi salonu.
- Mamo? - powiedziałam błagalnie.
- Nic nie poradzę córcia. Twój ojciec jest uparty jak osioł.
- A jak on mu nagada jakiś głupot i Bartek się przestraszy i ucieknie?
- Sądzisz, że ucieknie? 
- Nie.
- No to o co sie martwisz? No dobrze, a teraz opowiadaj. Jaki on jest? Dobry dla ciebie, dba, kocha, opiekuje się? - poleciała seria pytań.
- Tak, jest cudowny. Ideał meżczyzny - powiedziałam z ironią.
- Ale ja pytam poważnie.
- No tak. Jest dobrze, co ma jeszcze powiedzieć?
- A ile się znacie?
- Nie wiem mamo, nie skreślam dni w kalendarzu - miałam dość tych pytań - Ok 3-4 miesięcy.
- Tak krótko? - zdziwiła się.
- To źle? O co chodzi?
- Nie no nic. Tak tylko... a jak? Doczekam się wnuka?
- Mamo! Przed chwilą mówisz, że za krótko się znamy, a teraz, że dzieci mam z nim mieć.
- Z kim chcesz mieć dzieci? - spytał Kurek wchodząc akurat do kuchni.
- Z Myszką Miki - wystawiłam mu język - No i jak? 
- Świetnie, jeszcze żyję jak widać.

Teraz ojciec zaprosił mnie na rozmowę w cztery oczy, a Kurka pozostawiłam na pastwę mojej matki. Już ja wiedziałam o co będzie go wypytywać...
Ojciec za to stwierdził, że Bartek to porządny, fajny chłopak i nie ma zastrzeżeń. Pytał tylko czy go kocham i chcę na pewno z nim być, o czym musiałam go zapewniać ze sto razy.
- Dobrze, koniec tych pogaduszek! Obiad stygnie! - do salonu wparadowałam moja mama z talerzami, a zaraz za nią Kurek z parującym półmiskiem. 
Obiad zjedliśmy w miłej atmosteferze. Moi rodzice polubili Kurka, a to najważniejsze. Czy on polubił ich? Sprawiał wrażenie, że tak, ale czy tak było naprawdę postanowiłam się przekanoć później.
- I jak? - zapytałam gdy byliśmy już sami w moim starym pokoju.
- Świetnie. Naprawdę nie sądziłem, że twoi rodzice to tacy mili ludzie.
- Nie dziwnie się - skrzywiłam się przypominają sobie awanturę w Spale. 

Poszliśmy się umyć, a później grzecznie położyliśmy się do łóżka. Leżeliśmy przez chwilę w ciszy.
- Twoja mama wspomniała coś o jutrzejszym gościu. Kto to?
- Jakim gościu? Mi nic nie mówiła - zdziwiłam się.
- No podobno jutro ma tutaj ktoś przyjechać.
- Nie mam pojęcia, zobaczymy jutro - odwróciłam się pocałowałam go na dobranoc. Ale nasz pocałunek trwał nieco dłużej niż planowałam, bo Kurek się do mnie przyssał. Oderwałam się po chwili od niego.
- Dobranoc, kochanie - wtuliłam się i zasnęłam.
__________________________________________________


Jeszcze 4 rozdziały + epilog, czyli jakieś dwa tygodnie :)Mam nadzieję, że wytrzymacie.. :)

wtorek, 3 września 2013

Rozdział 29


PASJA


CZ.29




Obudził mnie miły zapach. Spojrzałam na zegarek, 15. Przespałam 9 godzin, to mój rekord od kilku miesięcy. Wstałam i poczłapałam do kuchni skąd unosił się miły zapach. Przy kuchence w samych bokserkach tańczy Kuraś do piosenki lecącej z radia. Wyglądało to przekomicznie, oparłam się o futrynę i zaczęłam się śmiać. Bartek momentalnie się odwrócił, a gdy mnie zobaczył lekko zaczerwienił.
- Już wstałaś? - powiedział trochę speszony.
- Już? Jest 15. A ty kiedy wstałeś?
- Jakąś godzine temu.
- To czemu mnie nie obudziłeś?
- Tak słodko spałaś - rozczulił się - Nie chciałem cię budzić. 
- A co tam robisz? - wskazałam na patelnie.
- Śniadanko - wyszczerzył się - To znaczy już bardziej obiad.

Po chwili śniadanio-obiad, w postaci jajecznicy, został podany. Muszę przyznać, że była całkiem niezła, bo myślałam, że nie skończy się to najlepiej jak widziałam jak Bartek się za to zabierał.
- To może ja już się będę zbierał. Miałem tylko przenocować - powiedział i wstał od stołu.
- Chcesz już iść? Tak szybko, myślałam, że zostaniesz - zrobiłam smutną minkę.
- I tak już się zasiedziałem, pewnie chciałabyś odpocząć - próbował się wymigać, tylko czemu? Postanowiłam nie naciskać i odpuścić.
- No dobrze. Skoro nie chcesz zostać - powiedziłam z przekąsem - To może chociaż cię do domu odwiozę?
- Hej, Agata. To nie tak, że nie chcę zostać. Nie chcę ci głowy zawracać i tyle - teraz próbował się przymylić.
- Ok. To chodź. Odwiozę cię.

Droga minęła nam w ciszy. Nie wiem dlaczego, ale straciłam humor i energię. Nie znam powodu, jakoś tak nagle. Od tej jazdy robiło mi się niedobrze, dlatego chciałam jak najszybciej wracać do domu.
- Dobrze się czujesz? Jakaś blada jesteś.
- Tak, świetnie. Idź już - pogoniłam go, żeby jak najszybciej opuścił mój samochód. Teraz czułam, że zaraz zwróce dzisiejszą jajecznicę.
- Obraziłaś się? Agata, źle mnie zrozumiałaś...
- Dobrze cię zrozumiałam. Nie chcesz mi zawracać głowy i mieć czas dla siebie. A teraz proszę cię, idź już - byłam coraz bardziej zniecierpliwiona.
- Ok, to do zobaczenia - chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam. Nie będę się całować, jak czuję, że zaraz zwymiotuję. Był trochę zdziwiony i smutny, ale szybko i bez słowa opuścił mój samochód. Odpaliłam silnik i czym prędzej popędziłam do Łodzi.
Gdy wpadłam do mieszkania, kierunek łazienka. Zwróciłam całe moje śniadanie. I tak miałam calutki wieczór. Doszłam do wniosku, że nie dam się już więcej karmić Kurkowi swoją jajecznicą. 

Około 21 wykończona dniem spędzonym w łazience, ewentulanie z miską, położyłam się spać. Dopiero teraz spojrzałam na telefon. 7 nieodebranych połączeń od Lila, Mama i... Igła? Zdziwił mnie nieco ten ostatni, dlatego postanowiłam oddzwonić.
- Halo? 
- Cześć, Krzysiu! Dzwoniłeś do mnie? - wysiliłam się na miły ton, choć miałam ochotę iść znów pozwiedzać łazienkę.
- A, tak. Słuchaj, nie mogę się dodzwonić do Bartka, a organizujemy w Rzeszowie małą imprezę i chcialibyśby, żebyście wpadli - mówił jak karabin maszynowy, ledwo go zrozumiałam.
- Po pierwsze wolniej, bo nic nie rozumiem. Po drugie, impreza, znowu? 
- Imprez w dobrym towarzystwie nigdy za wiele, to co, wpadniecie?
- Krzysiu. Przez cały maj nic innego nie robiłam tylko podróżowałam. Chciałam trochę pobyć w domu, a ty mi każesz do Rzeszowa jechać?
- No... to co, wpadniecie? - moje słowa nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Westchnęłam głośno.
- Nie wiem. Spytaj Bartka.
- Ty go spytaj. Masz bliżej, a tak przy okazji możesz go dać, bo nie odbiera tego cholernego telefonu.
- Bartek jest u siebie. Nie wiem czemu nie odbiera, nie próbowałam ostatnio się z nim kontaktować.
- Stało się coś? - spytała troskliwie.
- Nic. Poprostu powiedział, że chce odpocząć to go zawiozłam. Poza tym nie czuję sie najlepiej, mam jakieś problemy żołądkowe, bo nakarmił mnie jajecznicą - zaśmiałam się, choć nie było to wcale śmieszne.
- To ty siedzisz sama chora w domu, a on sobie odpoczywa? - w tle usłyszałam głos Iwony. Nie mam pojęcia skąd znała treść naszej rozmowy. Czy wszyscy jak ze mną rozmawiają to muszą koniecznie na głośnomówiącym?
- Cześć, Iwona - przywitałam się.
- Co to za facet, jak zostawił cię chorą w domu, a sam odpoczywa? I jeszcze telefonu nie odbiera! - nie doczekałam się przywitania.
- Ale on nic nie wie. Źle się poczułam popołudniu, jak już go miałam odwieźć do domu - próbowałam go jakoś bronić, ale nic nie zdołałam wskurać. Poczułam pilną sprawę odwiedzenia toalety po raz setny dzisiaj, więc szybko się rozłączyłam. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Blada, wory pod oczami i ciągle wymiotuję. W tej chwili zrobiło mi się słabo. Postanowiłam się położyć, nie miałam dzisiaj już siły. W tym samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam mocno zdziwiona.
- Boże, przepraszam. Jak się czujesz? - wpadł jak strzała do mieszkania i zaczął oglądać mnie ze wszystkich stron.
- Żyję jeszcze - powiedziałam zdezorienrowana - Co ty tutaj robisz? - spytałam ponownie.
- Iwona dzwoniła i nawrzeszczała na mnie, że sobie odpoczywam, a ty sama w domu chora siedzisz. Dlaczego nie zadzwoniłaś? - ciągle uważnie mi się przyglądał.
- A po co? 
- Jak to po co? Przyjechałbym do ciebie, a tak sama tu siedziałaś i jeszcze mam opieprz od Ignaczaków.
- Nie widzę potrzeby, żebyś musiał tu ze mną siedzieć. Wracaj, nie zawracaj sobie mną głowy i tak się kładłam.
- Ale ja widzę. Połóż się - polecił mi - Proszę - dodał gdy nie wykonałam żadnego ruchu. W końcu siłą zaciągnął mnie do łóżka.
- To ty sobie leż, a ja może pójdę zrobić... - zatrzymał się na chwilę. Był zdezorientowany, chciał robić wszystko na raz, jak taki młody tatuś, który musi się zająć dzieckiem. Popatrzyłam na niego z politowaniem.
- Bartuś? - chyba poczuł ulgę, jakby czekał jak się odezwę - Chodź do mnie - poklepałam wolne miejsce na łóżku. Chwilę tak stał po czym wskoczył na łóżko. Wtuliłam się w jego tors, a moje dolegliwości przeszły jak ręką odjął.
- Kocham cię, wiesz? - powiedziałam.
- Wiem. Ja ciebie też kocham, słońce - teraz to ja się uśmiechnęłam. 
- Naprawdę. Bardzo, bardzo, bardzo cię kocham.
- Wiem, kochanie. Co się stało, że jesteś taka wylewna w uczuciach? Normalnie trudno z ciebie wykrztusić te dwa słowa - zaśmiał się, ale wyczułam, że pyta poważnie.
- Ja tu mówię, że cię kocham najmocniej na świecie,  a ty mi tu jeszcze wypominasz - wystawiłam mu język. Podniósł się popatrzył mi w oczy.
- To, że najmocniej na świecie jeszcze nie mówiłaś.
- To teraz mówię.
- A może to ta choroba? Może masz gorączkę? 
- A spadaj! - popchnęłam go z powrotem na łóżko i natychmiast zasnęłam. 

Gdy się obudziłam w środku nocy Bartek nie spał, tylko uważnie mi się przyglądał. Byłam zlana potem, uświadomiłam sobie, że krzyczałam przez sen, którego nawet nie pamiętam. Często tak mam, że takie rzeczy dochodzą do mnie po chwili. Bartek siedział i patrzył z przerażeniem w oczach. Gdy zobaczył, że nie śpię zaraz mnie przytulił.
- Boże, nareszcie! Nie mogłem cię obudzić. Cały czas krzyczałaś i płakałaś przez sen. Przepraszam! - te słowa wypowiadał z prędkościa karabinu maszynowego, był bardzo zdenerwowany.
- Co krzyczałam? - to był zawsze mój największy problem. Zawsze mówiłam przez sen, zazwyczaj rzeczy, które chciałam zachować dla siebie - Co krzyczałam? - powtórzyłam pytanie i miałam nadzieję, że nic co chciałaby ukryć.
- A czy to takie ważne? Musimy jechać do lekarza.
- Nigdzie nie jadę. Nic mi nie jest - protestowałam.
- Nic ci nie jest? Przez kilkanaście minut próbuję cię obudzić, a ty nie reagujeszcz, cały czas płaczesz i krzyczysz przez sen. To nie o to chodzi, ale o to, że przeze mnie masz gorączkę i zatrucie pokarmowe - czuł się winny.
- To nie przez ciebie. To przez jajecznicę - starałam się rozluźnić atmosferę.
- Którą ja zrobiłem.
- Która była pyszna.
- Która była zabójcza dla twojego żołądka.
- Bartek, nic mi nie jest. Nie musisz przy mnie siedzieć cały czas - on tylko popatrzył na mnie jak na głupią.
- Nie zostawię cię samej w takim stanie!
- A w jakim ja jestem stanie? Koszmar miałam, nic więcej.
- Trochę dziwny ten koszmar.
- Powiesz mi w końcu co krzyczałam?
- Ale to jest przecież nieistotne...
- Nie dla mnie.
- A masz coś do ukrycia? - haczyk.
- Bartek, proszę cię... - westchnął głośno.
- Krzyczałaś na kogoś, kłóciłaś się. Nie wiem, to były pojedyncze słowa - to był tylko koszmar nic więcej, odetchnęłam z ulgą.
- Bartuś, wracaj do domu,  nic mi nie jest. Proszę cię. Jutro przyjdziesz.
- Nie ma mowy, zostaję! - powiedział stanowczo, po czym przytulił mnie to siebie mocno. Leżeliśmy tak nie wiem ile, bo nie mogłam już usnąć.
Nad ranem zapadłam w lekki sen, jednak szybko wybudził mnie dźwięk telefonu.
- Słucham? - nie patrząc kto dzwoni odebrałam.
- No, Agatka. Nareszcie, nie można się do ciebie dodzwonić - w słuchawce usłyszałam głos mojej mamy. Zdrętwiałam na chwile nie wiedząc co odpowiedzieć. Była dla mnie zadziwiająco miła.
- Tak, tak. Nie mogłam odebrać, przepraszam - wydukałam.
- Cały miesiąc? Gdzieś ty była, próbowałam się dodzwonić codziennie - fakt, rzeczywiście codziennie dzwoniła, ale ja nie odbierałam, bo miałam akurat wtedy trening, a potem nie miałam ochoty oddzwaniać.
- No tak na przykład w Chinach...
- Wiem kochanie, oglądałam wszystkie wasze mecze - i tu zdębiałam do reszty. MOJA MATKA OGLĄDAŁA MECZE? MOJE MECZE?!!!
- Co?
- Nie dziw się tak. Kibicowałam wam. Skoro już marnujesz życie na tę siatkówkę to chociaż wygrywać powinnnaś - a był tak miło. Znaczy nadal jest, bo to, że zmarnowałam życie to słyszałam już wielokrotnie.
- Nie spodziewałam się tego po tobie - powiedziałam szczerze.
- Wiem. Chciałam cię przeprosić - w tej chwili jakbym miałam w ustach po nocy pełnej płaczu jakąś ślinę, to pewnie bym się nią zakrztusiła - Za to w Spale. Nie rozumiem, nie pochwalam twojej drogi na życie, ale to jednak twoje życie i nie mogę się wiecznie wtrącać - a teraz pewnie nastąpiłby zgon, oczywiście jakbym miała wspomnianą ślinę.
- Ja... ja... no...- nie mogłam się wysłowić, byłam w szoku - Ja też przepraszam, mamo - w tej chwili z łazienki wyszedł Bartek i słysząc moje ostatnie zdanie uśmiechnął się szeroko.
- No to może przyjedziesz razem z tym chłopakiem do nas w sobotę? - teraz pewnie zmartwychwstałabym, by znów umrzeć od własnej śliny. Moja matka coraz bardziej mnie zaskakuje, a że tryumfalny uśmieszek Bartka mnie już wkurzał postanowiłam odpowiedzieć mamie, patrząc mu prosto w oczy.
- Z Bartkiem? Ależ oczywiście, że chętnie was odwiedzimy - uśmiech zniknął w mgnieniu oka, a pojawiło się przerażenie i błaganie w oczach "Tylko nie to!", a zaraz potem "Zemszczę się!". Skończyłam rozmowę z mamą i zwróciłam się to Kurka.
- Co się stało Bartuś? Nie cieszysz się? Przecież to taka "przemiła kobieta" - zacytowałam go.
- Pożałujesz! - krzyknął, rzucił się na mnie i zaczął łaskotać - Sama chciałaś to teraz masz za swoje - zaśmiał się przy tym złowieszczo. 
- Przepraszam, przepraszam. Bartek przestań! - Kuraś chwycił swój telefon i wykręcił numer.
- Halo? Mamo? - znieruchomiałam. Próbowałam wyrwać mu komórkę, ale na nic.
- .....................
- Bo wiesz, mam małą sprawę. Moglibyśmy odwiedzić was w niedziele? - teraz już się z nim szarpałam, ale on jedną ręką bez problemów mnie powstrzymał.
- ......................
- Z Agatą.
- ........................
- Tak, tą Agatą. Tą siatkatką - czyli wiedza o nas już wszyscy? Wystarczy jedno zdjęcie na meczu i już przechlapane.
- .............................
- Dobrze. To cześć - zaśmiał się.
- Teraz to ty pożałujesz! - rzuciłam się na niego, a on tylko się zaśmiał.
- A co ty mi możesz zrobić? - takie coś działa na mnie jak płachta na byka. Po chwili Kuraś leżał już znokałtowany na podłodze, a ja stałam nad nim. Zdezorientowany popatrzył na mnie.
- Nie tylko Weronika ma czarny pas - zaśmiałam się - Więc nie zadzieraj ze mną mój drogi.
- Widzę, że mam ninje, nie dziewczynę - zbliżył się i próbował pocałować, ja tylko szybko się wykręciałam z jego objęć - Nie całowałaś mnie już 3 dni - powiedział z wyrzutem.
- W kalendarzu zapisujesz? - zaśmiałam się. 
- A żebyś wiedziała - złapał mnie mocno w tali, tak bym nie uciekła i zachłannie wbił się w moje usta. O tak, brakowało mi tego i to bardzo. Poczułam jak wsadza rękę pod moją bluzkę.
- Co ty robisz? - zapytałam rozbawiona odrywając się od niego.
- Nie widać? - znów mnie pocałował.
- No widzę, że masz jakieś nieczyste myśli - zaśmiałam się.
- Ja? Ja mam tylko seksowną wyobraźnie - ponownie się do mnie przyssał.
- Ach tak?
- Zdecydowanie - wymruczał mi do ucha i popchnął w kierunku sypialni.

________________________________________________


Jak tam w szkole? Do ktorej klasy teraz chodzicie? :)

Chciałam Was zaprosić na ostatnie opowiadanie na moim pierwszym blogu, ktore wyjątkowo pojawiło się tutaj ;)

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 28


PASJA


CZ.28



- ŻE CO?! - wrzasnęłam na cały głos, byłam wściekła. 
Weronika tylko po raz kolejny spuściła wzrok. Tym razem bariera została przekroczona i postanowiłam wkroczyć do akcji. Otóż Szanowny Pan Zbigniew Bartman przyszedł dzisiaj na śniadanie... nie, wróć, na obiad, bo na śniadanie raczej nikt nie był zdolny zejść po wczorajszej imprezie. Otóż szedł z wielkią śliwa pod okiem. Nikt nie mógł się dowiedzieć od niego co się stało, a może po prostu wszyscy mieli takiego kaca, że nie kojarzyli. Zaraz po nim zeszła wściekła Weronika. Mordowała go wzrokiem, a on siedział skulony w kącie sali. Opowiedziała mi po długich namowach co się stało, na co ja zareagowałam wcześciej wspomnianym: ŻE CO?!


Obudziłam się nad ranem, no przynajmniej wydawało mi się, że to rano, bo na zegarku widniała godzina 12. Głowa tak cholernie mnie bolała, że nie byłam wstanie wytrzymać. Nie pamiętałam nic z wczorajszej nocy. Ostatnie to to, jak Agata próbuje wyrwać mi kolejny kieliszek wódki. Dalej jakby urwał mi się film. Jak zwykle po przebudzeniu nie byłam w pełni świadoma, ale nagle poczułam silną woń perfum... męskich perfum. Odwracam się na drugi bok, a tam...
- Kurwa mać! - zaraz po tym, jak otrząsnęłam się z pierwszego szoku, tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Bartman poderwał się nagle jakby ktoś wylał na niego kubeł zimne wody.
- Co się dzieje? - spytał zdezorientowany.
- Ty gnojku! Jak mogłeś?! - wrzeszczałam na niego.
- Wera, co się stało? - dalej udawał głupiego... nie, po co miałby udawać?
- Jak to co się stało?! - sama nie byłam pewna, ale dalej wrzeczałam - No właśnie, co tu się stało? - on jakby zrozumiał o co mi chodzi, bo tylko uśmiechną się zalotnie.
- Przyszliśmy tu w nocy, a dalej to już... - dalej sie szczerzył i zbliżył się do mnie na niebezpieczna odległość i próbował dostać się do moich ust. Moja reakcje mogła być tylko jedna. Odepchnęłam go mocno i przywaliłam pięścią prosto w tę piękną twarzyczkę. On zwinął się z bólu, bo trzeba przyznać, że prawy sierpowy mam całkiem niezły, ja za to chwytając szybko swoje ubrania i bieliznę, której również było mi brak, wybiegłam z pokoju.
Po jakiejś godzinie przyszedł czas na obiad. Zeszłam nadal wściekła i miałam ochotę wszystkich tam pomordować, a w szczególności JEGO.
- Co jest? - spytała mnie Agata, kiedy już po raz kolejny wyżywałam się na moim śniadaniu, robiąc z niego jedną, wielką paćkę. Na sam widok robiło mi się niedobrze.
- Weronika, gadaj do cholery co się stało?! - Agata nie wytrzymała, a ja chcąc nie chcąc opowiedziałam jej mój cudowny poranek.
- ŻE CO?! 


Poderwałam się z miejsca i wściekłym krokiem podążyłam w stronę stolika chłopaków, gdzie siedział również Bartman i Kurek. Spiorunowałam tego pierwszego spojrzeniem i dałam znak, żeby wyszedł ze mną ze stołówki. Ten ani drgnął.
- Cholera, Bartman. Rusz tą dupę, albo ci w tym pomogę! - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Chyba podziałało, bo po chwili staliśmy już sami na korytarzu przed stołówką.
- Jak mogłeś coś takiego zrobić?! - nie owijałam w bawełnę, od razu na niego naskoczyłam.
- Sam tego nie zrobiłem, przecież ona chciała - próbował się bronić, jednak w najgorszy możliwy sposób.
- Chciała?! Proszę cię, nie rozśmieszaj mnie! Ona była przecież zalana w trupa, a ty nie. Dobrze wiedziałeś, że cię nie lubi, miałeś świadomość co robisz, w przeciwieństwie do Weroniki - wrzeszczałam już chyba tak, że słyszeli mnie na 2 kilomentry. Nawet ciekawskie wzroki (czyt. wszystkie wzroki) przyglądały się nam uważnie.
Mój argument był mocny, bo Bartman spuścił wzrok.
- Wykorzystałeś pijaną kobietę i masz za swoje - wskazałam na jego limo pod okiem, odwróciłam się na pięcie i wróciłam do Weroniki, jakby nigdy nic skończyć śniadanie. Bartman jednak już nie zaszczycił nas swoją obecnością.

Około godziny 16 wszyscy zaczęli się pakować. Wracaliśmy do Polski. Chłopcy mieli tydzień wolnego, a później szybki powrót do Spały i prosto do Londynu. Chociaż jako reprezentantka tam nie pojadę, to jako kibic z całą pewnościom. Weronika, Lilka, Kinga i z tego co wiem, kilka innych dziewczyn z reprezentacji też się wybiera dopingować naszych chłopaków. 

Na lotnisku w Warszawie pojawiliśmy się około 2 w nocy. Wszyscy byli wykończeni, bo latanie bez przerwy przez miesiąc nawet na najmmiejsze odległości nikomu nie służy. W dodatku w trakcie loty mieliśmy kilka problemów. Otóż pojawiły sie dość spore turbulencje, bo wlecieliśmy w stefę burzy. Trzęsło niemiłosiernie, a ja latałam do łazienki 3 razy, by pozbyć się zawartości mojego żołądka. Na dodatek Bartek chyba by umarł tam ze strachu, ale widząc mój stan, jako prawdziwy mężczyzna jakoś się powstrzymał. Dobrze, bo już miałam trumnę zamawiać. A on taki niewymiarowy to jeszcze same problemy zamiast korzyści by z tego wynikły... Ktoś, kto swoją drogą ma szczęście, że nie wiem kto to, usadził Weronikę i Bartmana koło siebie. I tak 3 godziny on posyłał jej błagające spojrzenie, a ona patrzyła w zupełnie innym kierunku ignorując go, choć widziała, że najchętniej zmieniłaby kolorystykę pod jego drugim okiem. Po wylądowaniu i opuszczeniu samolotu wszyscy jednoczeście odetchnęli z ulgą, że to już koniec męczarni. Pożegnałam się ze wszystkimi, wyściskałam chłopaków, na co za każdym razem Bartek lekko wzdychał, bo za każdym razem jego pomijałam. Wymieniłam się numerem nawet z żoną Ignaczaka i kilkoma innymi trochę mniej dla mnie znanymi dziewczynami. 
W końcu podeszłam do Bartka.
- Najlepsze na koniec - uśmiechnęłam się ślicznie w jego stronę i mocno przytuliłam.
- A to my się żegnamy? - spytał zdziwiony. - Myślałem, że jedziemy razem do Bełchatowa.
- No bo jedziemy - wyszczerzyłam się - Przytulić się tylko chciałam, nie wolno?
- Tylko przytulić? - zrobił oczy kota ze Shreka i przybliżył swoją twarz do mojej.
- Tak. Zdecydowanie tylko przytulić - posłałam mu uśmieszek i oderwałam się od jego.
- Ty to jednak wredna jesteś - udawał obrażonago.
- Bywa. Jakoś do przeżyję.

Poszliśmy odebrać nasze bagaże, po czym, moim samochodem zresztą, ruszyliśmy w kierunku Łodzi. Nie mam pojęcie jak nasza piątka: ja, Wera, Lila, Kinga i Bartek, w przedziale wzroskowym 180 - 205 cm, zmieściała się do mojego "mega dużego" samochodu. Szczerze powiedziawszy pierwszy raz jechałam z Weroniką jako kierowcom, więc lekko obawiałam się o nasze życie, ale na szcieście bez większych przygód dojechalismy do Łodzi przed 5 rano. Najpierw odwieźliśmy Lilkę i Kingę. Pozostał jeden problem, ja i Wera mieszkamy w Łodzi, Bartek w Bełchatowie. Żadna z nas nie miała zamiaru odwozić go kilkadziesiąt kilomentrów w tą i z powrotem. Postanowiłyśmy, że Wera pójdzie do siebie, a Bartek póki co prześpi się u mnie. 
- Bartek, ale ostrzegam. Niespodziewałam się gości, a moje mieszkanie od miesiąca stoi nieużywane, więc nie spodziewaj się jakiegoś porządku - ostrzegałam go gdy próbowaliśmy się wdrapać na 3 piętro.
- Spokojnie. Nie widziałaś mojego mieszkania - uśmiechął się.
- A no właśnie. Nigdy u ciebie nie byłam - zamyśliłam się.
- Bo nie chciałaś raczej tam być, ogólnie nie chciałaś mnie widzieć, a co dopiero mojego mieszkania - posmutniał, ale jakbym wyczuła lekki wyrzut z jego strony. Zatrzymałam się i uważnie mu się przyjrzałam. Po co on to tego wraca? Sam również był u mnie tylko raz. Po chwili takiego gapienia się na niego, lekko poirytowana, weszłam do mieszkania, a zaraz za mną Bartek.
- Przepraszam, jestem zmęczony, nie wiem co mówię - złapał mnie za rękę. Pokiwała tylko głową i wskazałam mu łaziekę, a sama rzuciłam się na łóżko. Bartek w ekspresowym tempie wyszedł, ja jednak nie miałam już siły sie podnieść.
- Kochanie, musisz iść się umyć - powiedział nachylając się nade mną.
- Nie chce mi się - wymruczałam i przekręciłam się na drugi bok.
- Ach tak? - zaczął mnie łaskotać, a ja zaczęłam się wić śmiejąc się przy tym.
- Bartek! Bartek przestań! - krzyczałam. Po chwili przestał mnie łaskotać. - Głupek - skwitowałam i ruszyłam do łazienki. Nie zdążyłam nawet dojść do zlewu kiedy poczułam jego ręce na biodrach.
- Miałam się umyć, pamietasz?
- Mhh - kiwnając tylko głową wymruczał, bo jego usta były zajęte czym innym.
- W takim razie proszę cię o opuszczenie łazienki.
- Ale ja ci chętnie pomogę - powiedział zalotnie.
- Nie, dziękuję, poradzą sobie. A poza tym jeszcze przed chwilą byłeś zmęczony, pamiętasz? Idź sprawdzić czy nie ma cię w łóżku.
- Ale ja wolę być w łóżku z tobą.
- Żegnam - wypchnęłam go za drzwi i wreszcie mogłam się spokojenie umyć. Byłam zmęczona, ale prysznic we własnym domu to było to czego potrzebowałam. Gdy wyszłam Bartek już słodko spał, jednak w takiej pozycji jakby na mnie czekał. Wyglądał  tak słodko... Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 6.04. Wypadało by się już położyć. Szybko wsunęłam się pod kołdrę, jak najciszej, by nie obudzić Bartka. Ten jednak poruszył się nagle, nieotwierając oczu przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Tak wtulona w niego zasnęłam.

__________________________________________________________________________

Jeszcze kilka rozdziałów zostało. Mam nadzieję, że wytrzymacie ;)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 27


PASJA


CZ.27



Pierwsze dwa mecze wygrane, trzeci z Chinami przegrany. Teraz powrót do Polski i kolejne mecze z Chińskim Tajpejem, Dominiką i Włochami. Chłopcą za to szło naprawdę świetnie. Bartek prawie że dotrzymał słowa, bo pierwsze dwa mecze w Katowicach wygrali 3:0, trzeci również wygrali - 3:2, ale to z Barazylią, więc można wybaczyć. No cóż, my wracamy do Polski, a oni lecą do owej Brazylii, potem Finlandii, a później jeśli szczęście dopisze prosto do Sofii. 

Siatkarze grali coraz lepiej, my za to "nieco" gorzej przez co przegrałyśmy nasz ostatni mecz, a Grand Prix zakończyłyśmy za 8 pozycji. Nie to oczekiwałyśmy, liczyłyśmy na więcej. Jedyne pocieszenie to to, że nasi wspaniali siatkarze jadą do Sofii! Gdy tylko się o tym dowiedziałam moja radość była przeogromna i gdy wszyscy na hali rozpaczali po naszym przegranym meczu i zakończenia turnieju na tak niskiej pozycji, ja skakałam i cieszyłam się jak szalona z sukcesów chłopców. Wszyscy dookoła patrzyli na mnie jak na wariatkę, nawet komentatorzy zaczęli coś mówić na mój temat, ja się jednak tym nie przejmowałam.
- Agata? Kochanie... tak mi przykro, nie wiem co mam powiedzieć - Bartek zadzwonił jak byłyśmy już w szatni.
- Boże, kochanie gratuluję, tak się cieszę! - krzyczałam rozradowana do telefonu, nie zwracając uwagi na słowa jakie przed chwilą do mnie wypowiedział.
- Że co? Jak to się cieszysz? - spytał zdezoriendowany Michał. Chyba byłam na głośnomówiącem.
- No tak! Jedziecie do Sofii, idzie wam coraz lepiej! Jak tu się nie cieszyć? - mówiłam dalej wesoła.
- No, ale przecież wy przegrałyście. I ty się tak cieszysz? - nie mogli uwierzyć w moją radość.
- Dzięki Krzysiu, że powiedziałeś, bo nie zauważyłam - powiedziałam z przekąsem. Usłyszałam w tle ciche śmiechy. - Co mam robić? Siedzieć i płakać?
- Nie no, ale... - przerwał Kurek - Wy patrzcie! - krzyknął nagle. W tle usłyszałam głosy komentatorów, którzy relecjonowali nasz mecz. Właśnie wypowiedali się nad dziwnym zachowaniem niejakiej Agaty Olszewskiej.
- No młoda, to zaszalałaś - zaśmiał się ktoś w telefonie - Wszyscy siedzą i płaczą, a ty latasz jak szalona po hali i krzyszycz ze szczęścia. Teraz już na pewno żadna platynowa blondii z dyktafonem ci nie odpuści - zaśmiał się Kurek.
- Wielkie dzięki. Ja wam gratuluję, a wy tacy jesteście? No ładnie...
- Oj, już dobrze. Kiedy się zobaczymy? 
- Rozmawialiśmy już o tym - miałam pewne plany, ale nie chciałam ich jeszcze zdradzać Bartkowi.
- No wiem, ale straaasznie tęsknie.
- Ja też. 
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem.
- A ty mnie kochasz?
- Co to za pytanie? - zostałam nieco zbita z tropu.
- Dawno mi tego nie mówiłaś. Tylko jakieś "wiem", "ja też"...
- Bartuś... o co ci chodzi?
- O to, że mi tego nie mówisz.
- Ja... - przerwała mi Lila.
- Agata, przestań gadać przez ten telefon. Musimy już iść.
- Tak, tak - odpowiedziałam szybko i wróciłam do rozmowy - Przepraszam cię, ale muszę kończyć, zadzwonię jutro - rozłączyłam się.

Rzeczywiście, nie mówiłam tych dwóch słów do Bartka on bardzo dawna. Jeśli w ogóle je mówiłam... tak, ale chyba zaledwie z dwa razy. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nigdy nie byłam dobra w mówieniu o uczuciach. Wszystko kłębiłam w sobie. Za to Bartek powtarzała mi to na każdym kroku. Miłe to było, ale ja nie potrafiłam mu tego powiedzieć. To znaczy mówiłam czasem, ale kosztowało mnie to dużo wysiłku. Oczywiście kochałam go, naprawdę, ale nie umiałam o tym mówić. 

Natępny dzień wolny... tak jak i najbliższe ogólnie 2 tygodnie. Polki nie zakwalifikowały się do Igrzysk Olimpijskich 2012, ale za 2 tygodnie miałyśmy rozegrać mecze z drużynami, które również się nie zakwalifikowały. Nie tak wyobrażałam sobie moją przygodę z reprezentacją w tym roku, ale nie mogłam jednak przecież od razu oczekiwać mistrzostwa olimpijskiego. 
Każda zawodniczka rozjechała się na jednak zasłużony odpoczynek, bo bądź co bądź trenowałyśmy naprawdę cieżko. Wszystkie poza naszą Świętą Trójcą - ja, Lilka i Kinga. My miałyśmy jednak inne plany. Zamiast odpoczywać od siatkówki, brniemy cały czas w jej kierunku. Otóż postanowiłyśmy zrobić chłopakom niespodzienkę i odwiedzić ich w Sofii. Nie, że zależało nam jakoś specjalnie na spotkaniu z nimi, bo mogłyśmy równie dobrze zaczekać parę dni aż wrócą... Chciałyśmy po prostu pojechać na finał Ligii Światowej, a jak nasi siatkarze gdzieś się nawiną to też chętnie się z nimi spotkamy.
- Myślicie, że się ucieszą? - spytała Kinga. Popatrzyłyśmy na nią jak na głupią.
- Słucham? Oni chyba będą skakać z radości, sama widziałaś jak bardzo się chcieli spotkać zaledwie po tygodniu naszej nieobecnosci - przypomniała mi się sytuacja z lotniska.

Podróż minęła nam dość szybko. W końcu z Polski do Bułgarii samolotem nie jest tak daleko, jednak po miesiącu ciągłego latania po kilkanaście godzin miałyśmy serdecznie dość nawet po tych 3 godzinach do Bułagarii.

Sofia powitała nas pięknym słońcem i ładną pogodą. Gdy byłyśmy już na lotnisku zadzwonił Kurek. Musiałam oczywiście coś zmyślać, że jestem u rodziców (z którymi niby się pogodziłam) i takie tam. Jakimś cudem dotarłyśmy do hotelu, a zaraz potem już zwarte i gotowe pobiegłyśmy na mecz Polska - Bułgaria, który zaczynał się za niespełna godzinę. Oczywiście, nie obyło się bez pośpieszania Lilki w łazience, która musiała się wypinzdrzyć dla Kosy. 

Wkroczyłyśmy na halę gdzie miał zacząć się mecz, a tak właściwie to już się zaczął, bo oczywiście jak zwykle się spóźniłyśmy. Starałyśmy się nie wyróżniać, nie chciałyśmy, żeby chłopcy nas zobaczyli.
Mecz zakończył się pięknym 3:0 dla Polski! Jeteśmy w finale!! Radość chłopaków nie do opisania. Zaraz podbiegłyśmy do barierek, by im pogratulować, a jednocześnie zrobić niespodziankę. Misiek zaraz zobaczył Kingę i rzucił się w naszy kierunku, a za nim Grzesiek wypatrujący Lilki, która po chwili wpadła w jego ramiona. Bartuś, mój kochany, nie jest tak spostrzegawczy, ale za to ma dobry słuch. Misiek i Kosok zaraz zaczęli wrzeszczeć i cieszyć się z naszego widoku. Kurek momentalnie odwrócił się w naszym kierunku. Jego wzrok skierował się na moją osobę. Na początku stał wmurowany w parkiet z otwartą buzią, a zaraz potem nawet nie wiem jak to się stało, utonęłam w jego objęciach. Wyciągnął mnie na boisko i zaczął kręcić w powietrzu ciesząc się jak oszalały. Nawet nic nie mówiąc przytulał mnie, całował i szczerzył się cały czas.
- Co ty tutaj robisz?! - wreszcie doszedł do siebie.
- Jak to co? Przyjechałam na mecz - odparłam jakby to nie było oczywiste.
- A nie do mnie? - nieco posmutniał.
- Do ciebie? A z jakiej racji? Przyjechałam na mecz, a jak już się nawinąłeś... - mówiłam z wielkim bananem na ustach.
- Pff, skoro tak to... - zrobił naburmuszoną minę i mnie puścił. Przerwałam mu jednak namiętnym pocałunkiem.
- No. Teraz już lepiej - wyszczerzył się.

Wszyscy chętnie by pewnie poświętowali, ale mieli świadomość jutrzejszego finału, więc grzecznie poszli spać. Chłopcy nalegali, żebyśmy przeniosły się do ich hotelu, ale my pozostałyśmy nieugięte.

Natępnego dnia z chłopakami spotkałyśmy się dopiero przed meczem. Wszyscy chodzili cali spięci i zestresowani. Życzyłyśmy im powodzenia i zajęłyśmi miejsca na widowni. Jakiś starszy pan obok bardzo nam się przyglądał, co było nieco irytujące. W końcu jednak się odezwał.
- Przepraszam, ale ja panią chyba skąś kojarzę - mówił zamyślony, chyba próbował sobie przypomnieć.
- Naprawdę? - wiedziałam, że skoro jest kibicem to może kojarzy i żeńską siatkówkę, ale to by było nieco dziwne, że kojarzył akurat nikomu nie znaną zawodniczkę.
- Tak - przerwał na chwilę - Panie są siatkarkami! Z reprezentacji! - klasną w dłonie zadowolony - Ale przepraszam, nie pamiętam jak się panie nazywają - zaśmiałam się tylko na te słowa, po czym wszystkie trzy się mu przedstawiłyśmy. Teraz jednak na nas spoczeły wzroki jakiś nastolatek. Coś szeptały i pokazywały palcami. Nie powiem, że było to miłe uczucie, ale chyba muszę się jednak przyzwyczaić, że jestem z taką postacią jak Bartosz Kurek, bożyszcze nastolatek i nie tylko. Nagle ktoś zasłonił mi oczy.
- Buu! - zza moich placów wyskoczyła...
- Boże, Weronika, co ty tutaj robisz?! - rzuciłam się jej na szyję.
- Zaraz, zaraz. Bez takich czułości. Możesz mi powiedzieć, jakim prawem pojechałaś na finał LŚ beze mnie?! - krzyczała na mnie z wyrzutem.
- No przepraszam, nie wiedziała, że też chciałabyś z nami jechać...
- Oszalałaś? Ja miałabym nie jechać?! - nadal krzyczała. Jakoś udało mi się ja udobruchać, więc po mękach wybaczyła mi. Jednak nie dowiedziałam się skąd wiedziała, że tu jestem. 

Mecz nareszcie się zaczął. Cały czas siedziałyśmy w napięciu. Jak zdobyli punkt to skakałyśmy z radości, a jak trocili to dosłownie wrzeczałyśmy na nich i chciałyśmy wejść do nich na boisko i skopać tyłki. Zwłaszcza w trzecim secie, gdy nie wytrzymywałyśmy już napięcia i darłyśmy się jak opętane. Nie będziemy się wyróżniać, będziemy sie zachowywać jak normalnie ludzie - tak owszem, były takie plany, ale nie wyszło. Nasze krzyki z pewnością było słychać na parkiecie, co do tego nie miałam wątpliwości. Pod koniec trzeciego seta mało nie zeszłyśmy tam na miejscu. 24:20 dla Polaków, zagrywa Stanley. Serce bije mi jak szalone, kciuki bolą mnie już od trzymania. 
- PRZESTRZELIŁ, PRZESTRZELIŁ STANLEY!!! 
Trybuny w tym momencie mało się nie zarwały od skoków i tańców Polaków. Mi samej pociekły po policzkach łzy, łzy szczęścia. Lila i Wera zaczęły drzeć się jak opętane, a ja z Kingą stałyśmy nieruchomo, a łzy ciekły nam po policzkach. Zaraz zaczęło się wspólne obsciskiwanie, nawet z owym starszym panem, o którego w trakcie meczu trochę się bałyśmy, bo gdy nasi psuli zagrywkę myślałyśmy, że zejdzie nam tam na zawał. 
Na boisku chłopcy zaczęli śpiewać, skakać, tańczyć i nie wiem co jeszcze. Emocje i szczęście na ich twarzach były nie do opisania. Nie miałyśmy zamiaru teraz do nich schodzić, bo uznałyśmy, że jesli w tym momencie w ogóle jeszcze pamietają o naszym istnieniu, to jednak nie będziemy przeszkadzać w świętowaniu na boisku. Chłopcy jednak sobie za jakiś czas o nas przypomnieli, bo gdy stałam odwrócona tyłem ktoś porwał mnie w ramiona i miałam powtórkę z wczoraj. Byłam kręcona w powietrzu, podrzucana i przytulana.
- Gratulacje! Jesteście wspaniali! - darłam się, bo inaczej by mnie nie usłyszał w tym hałasie.
- Ty płaczasz? - zaśmiał się.
- To ze wzruszenia - jeszcze raz wtarłam swoje policzki, po których nadal spływały łzy szczęścia.
- Głupia ty, nie płacz. Ciesz się! - i jeszcze raz zostałam porwana w objęcia. Potem już musieliśmy się rozstać, ale przedtem podeszłam do każdego zawodnika i ich wyściskałam. Nawet Andrea się nawinął. Potem następniła dekoracja zawodników. Nikomu z polskiej drużyny nie schodził banan z twarzy. Nawet Guma szczerzył się do kamer. My w cztery stałyśmy koło szatni chłopaków i beczałyśmy w najlepsze. Koło nas stały żony i dziewczyny innych siatkarzy. Rozpoznałam Iwonę Ignaczak, Dagmarę Winiarską razem z Oliwierem, a reszty w ogóle nie mogłam skojarzyć. Być może widok przysłanały mi łzy, bo obraz miałam rozmazany.

Po kilku godzinach wreszcie można było wyjść z hali. Chłopacy w ogóle nie okazywali zmęczenia, wręcz przeciwnie, tryskali energią. To też spowodowało wielką imprezę w ich hotelu. Zawodnicy, partnerki, trenerzy, cały sztab. Po jakimś czasie, gdy kadra już poszła do siebie zaczęła się prawdziwa impreza. Alkohol lał się litrami. Wszyscy byli w szampańskich humorach. Zapoznałam się z innymi partnerkami, z którymi od razu się polubiłam. Najlepiej chyba rozmawiało mi się z Iwoną. Dagmara musiała wyjść wcześniej z uwagi na Oliwiera, ale Michałowi kazała zostać i bawić się dalej. Cóż na wyrozumiała żona...
Tańczyłam chyba z każdym zawodnikiem i muszę przyznać, że każdy bez wyjątku jest świetnym tańcerzem. Widziałam jak Zibi ciągle kręci się koło Weroniki, lednak ta go ignorowała.
- Do jasnej cholery, Agata, weź go ode mnie, bo nie ręczę za siebie! - podeszła do mnie mocno zdenerwowana.
- Spokojnie Wera, może chce tylko pogadać lub zatańczyć - mówiłam wyjątkowo spokoinym tonem, ale ledwo co powstrzymywałam śmiech. Śmieszyło mnie jej zdenerwowanie i to jak Bartman ciągle za nią biega.
- Ja mam być spokojna? Od ciągle za mną łazi i żyć nie daje! Mało ma tu dziewczyn do tańczenia?
- A może chce właśnie z tobą? - drażniłam się z nią.
- A weź wyjdź! Idę się napić! - i podążyła w kierunku baru. Znów zostałam porwana do tańca, tym razem przez Bartka. Jednak ciągle z lekkim niepokojem zerkałam w kierunku baru, gdzie Weronika bez pohamowań pochłania kolejne kieliszki trunku. Zaraz dosiadł się do niej Bartman i zaczęli pić razem, jednak kłócąc się przy tym ciągle.
- Kochanie? Może starczy tych tańców już na dzisiaj? - wymruczał Bartek i zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi.
- Coś sugerujesz? - zaśmiałam się.
- Tak, bo bardzo, bardzo, ale to bardzo się za tobą stęsniłem - nie przestawał mnie całować.
- I co? Zostawisz tak kolegów? - on tylko kiwnął głową i kazał rozejrzeć się po sali. Wszyscy siedzieli po kątach w parach i coś tam, nie będę wnikać, robili. Teraz Bartek zrobił maślane oczka. Cmoknęłam go tylko szybko.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się słodko, a on zrobił smutną minkę. Teraz właśnie zobaczyłam jak Weronika stara się upić kolejny kieliszek wódki. 
- Starczy tego moja droga - podeszłam do niej i wyrwałam kieliszek. Bartman trzymał się lepiej,  ale wszyscy na sali byli pijani, włącznie ze mną.
- Oddaj to!
- Nie. Jesteś już wystarczająco pijana, ty zresztą też - zwróciłam się do Bartmana.
- Agata, kochanie. Zostaw ich. Niech się bawią - podszedł do nas Kuraś i odciągnął mnie od baru.
- Czy ty nie widzisz jaka ona jest pijana? - zapytałam się go z wyrzutem gdy staliśmy już trochę dalej.
- Tak jak wszyscy, ty też.
- Ale ona jest tam z Zibim.
- No i co z tego? Co w tym złego? - zacisnęłam tylko wargi i popatrzyłam na nich z ukosa.
- Nieważne.
- Agata?
- No bo on nie jest aż tak pijany. Ona go nie lubi, to znaczy na trzeźwo go nie lubi. A on ją za to bardzo.
- Są dorośli i... - zaczął.
- I pijani - dokończyłam.

Weronika i Zbyszek cały czas siedzieli przy barze i rozmawiali, raczej nadal kłócili się o coś tam, czasem rozmawiali na spokojnie. Nie mogłam ich już dalej pilnować, była 4 nad ranem, nie miałam już siły tańczyć, więc poszliśmy do bartkowego pokoju.
- Kochanie, a może... - Bartek już ledwo trzymał się na nogach, ale mężczyznom tylko jedno w głowie. Ja również później jeszcze trochę wypiłam. Zaczął mnie całować i bardzo chciał pozbawić sukienki. Nie stawiałam większego oporu, przez co po chwili stałam już w samej bieliżnie. Nie pozostałam mu dłużna, zaraz potem leżeliśmy już na łóżku, a Kurek nie przestawał mnie całować. Byłam zbyt pijana, żeby myśleć racjonalnie, on zresztą też. Po chwili poczułam go w sobie. Głośno jęknęłam i wbiłam paznokcie w jego umieśnione plecy. Zaczęłam jęczeć mi prosto do ucha, co na niego podziałało, bo przyśpieszył jeszcze bardziej. Po chwili sam zaczął krzyczeć, by zaraz potem opaść koło mnie głośno oddychając.
- Jesteś wspaniała - wysapał lekko gładząc moje plecy. Uśmiechnęłam się na te słowa.
- Strasznie za tobą tęskniłam, Bartuś - przysunęłam się do niego jeszcze bliżej.
- Ja za tobą też, słońce. 
- Kocham Cię - udało mi sie w końcu do powiedzieć. Spojrzałam na Bartka, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Kocham Cię - pocałował mnie ostatni raz i usnęliśmy w swoich objęciach.
_______________________________________________________________________

W tym tygodniu potrzebuję czegoś na depresję... Chryste, za tydzień szkoła ;______;