poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 27


PASJA


CZ.27



Pierwsze dwa mecze wygrane, trzeci z Chinami przegrany. Teraz powrót do Polski i kolejne mecze z Chińskim Tajpejem, Dominiką i Włochami. Chłopcą za to szło naprawdę świetnie. Bartek prawie że dotrzymał słowa, bo pierwsze dwa mecze w Katowicach wygrali 3:0, trzeci również wygrali - 3:2, ale to z Barazylią, więc można wybaczyć. No cóż, my wracamy do Polski, a oni lecą do owej Brazylii, potem Finlandii, a później jeśli szczęście dopisze prosto do Sofii. 

Siatkarze grali coraz lepiej, my za to "nieco" gorzej przez co przegrałyśmy nasz ostatni mecz, a Grand Prix zakończyłyśmy za 8 pozycji. Nie to oczekiwałyśmy, liczyłyśmy na więcej. Jedyne pocieszenie to to, że nasi wspaniali siatkarze jadą do Sofii! Gdy tylko się o tym dowiedziałam moja radość była przeogromna i gdy wszyscy na hali rozpaczali po naszym przegranym meczu i zakończenia turnieju na tak niskiej pozycji, ja skakałam i cieszyłam się jak szalona z sukcesów chłopców. Wszyscy dookoła patrzyli na mnie jak na wariatkę, nawet komentatorzy zaczęli coś mówić na mój temat, ja się jednak tym nie przejmowałam.
- Agata? Kochanie... tak mi przykro, nie wiem co mam powiedzieć - Bartek zadzwonił jak byłyśmy już w szatni.
- Boże, kochanie gratuluję, tak się cieszę! - krzyczałam rozradowana do telefonu, nie zwracając uwagi na słowa jakie przed chwilą do mnie wypowiedział.
- Że co? Jak to się cieszysz? - spytał zdezoriendowany Michał. Chyba byłam na głośnomówiącem.
- No tak! Jedziecie do Sofii, idzie wam coraz lepiej! Jak tu się nie cieszyć? - mówiłam dalej wesoła.
- No, ale przecież wy przegrałyście. I ty się tak cieszysz? - nie mogli uwierzyć w moją radość.
- Dzięki Krzysiu, że powiedziałeś, bo nie zauważyłam - powiedziałam z przekąsem. Usłyszałam w tle ciche śmiechy. - Co mam robić? Siedzieć i płakać?
- Nie no, ale... - przerwał Kurek - Wy patrzcie! - krzyknął nagle. W tle usłyszałam głosy komentatorów, którzy relecjonowali nasz mecz. Właśnie wypowiedali się nad dziwnym zachowaniem niejakiej Agaty Olszewskiej.
- No młoda, to zaszalałaś - zaśmiał się ktoś w telefonie - Wszyscy siedzą i płaczą, a ty latasz jak szalona po hali i krzyszycz ze szczęścia. Teraz już na pewno żadna platynowa blondii z dyktafonem ci nie odpuści - zaśmiał się Kurek.
- Wielkie dzięki. Ja wam gratuluję, a wy tacy jesteście? No ładnie...
- Oj, już dobrze. Kiedy się zobaczymy? 
- Rozmawialiśmy już o tym - miałam pewne plany, ale nie chciałam ich jeszcze zdradzać Bartkowi.
- No wiem, ale straaasznie tęsknie.
- Ja też. 
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem.
- A ty mnie kochasz?
- Co to za pytanie? - zostałam nieco zbita z tropu.
- Dawno mi tego nie mówiłaś. Tylko jakieś "wiem", "ja też"...
- Bartuś... o co ci chodzi?
- O to, że mi tego nie mówisz.
- Ja... - przerwała mi Lila.
- Agata, przestań gadać przez ten telefon. Musimy już iść.
- Tak, tak - odpowiedziałam szybko i wróciłam do rozmowy - Przepraszam cię, ale muszę kończyć, zadzwonię jutro - rozłączyłam się.

Rzeczywiście, nie mówiłam tych dwóch słów do Bartka on bardzo dawna. Jeśli w ogóle je mówiłam... tak, ale chyba zaledwie z dwa razy. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nigdy nie byłam dobra w mówieniu o uczuciach. Wszystko kłębiłam w sobie. Za to Bartek powtarzała mi to na każdym kroku. Miłe to było, ale ja nie potrafiłam mu tego powiedzieć. To znaczy mówiłam czasem, ale kosztowało mnie to dużo wysiłku. Oczywiście kochałam go, naprawdę, ale nie umiałam o tym mówić. 

Natępny dzień wolny... tak jak i najbliższe ogólnie 2 tygodnie. Polki nie zakwalifikowały się do Igrzysk Olimpijskich 2012, ale za 2 tygodnie miałyśmy rozegrać mecze z drużynami, które również się nie zakwalifikowały. Nie tak wyobrażałam sobie moją przygodę z reprezentacją w tym roku, ale nie mogłam jednak przecież od razu oczekiwać mistrzostwa olimpijskiego. 
Każda zawodniczka rozjechała się na jednak zasłużony odpoczynek, bo bądź co bądź trenowałyśmy naprawdę cieżko. Wszystkie poza naszą Świętą Trójcą - ja, Lilka i Kinga. My miałyśmy jednak inne plany. Zamiast odpoczywać od siatkówki, brniemy cały czas w jej kierunku. Otóż postanowiłyśmy zrobić chłopakom niespodzienkę i odwiedzić ich w Sofii. Nie, że zależało nam jakoś specjalnie na spotkaniu z nimi, bo mogłyśmy równie dobrze zaczekać parę dni aż wrócą... Chciałyśmy po prostu pojechać na finał Ligii Światowej, a jak nasi siatkarze gdzieś się nawiną to też chętnie się z nimi spotkamy.
- Myślicie, że się ucieszą? - spytała Kinga. Popatrzyłyśmy na nią jak na głupią.
- Słucham? Oni chyba będą skakać z radości, sama widziałaś jak bardzo się chcieli spotkać zaledwie po tygodniu naszej nieobecnosci - przypomniała mi się sytuacja z lotniska.

Podróż minęła nam dość szybko. W końcu z Polski do Bułgarii samolotem nie jest tak daleko, jednak po miesiącu ciągłego latania po kilkanaście godzin miałyśmy serdecznie dość nawet po tych 3 godzinach do Bułagarii.

Sofia powitała nas pięknym słońcem i ładną pogodą. Gdy byłyśmy już na lotnisku zadzwonił Kurek. Musiałam oczywiście coś zmyślać, że jestem u rodziców (z którymi niby się pogodziłam) i takie tam. Jakimś cudem dotarłyśmy do hotelu, a zaraz potem już zwarte i gotowe pobiegłyśmy na mecz Polska - Bułgaria, który zaczynał się za niespełna godzinę. Oczywiście, nie obyło się bez pośpieszania Lilki w łazience, która musiała się wypinzdrzyć dla Kosy. 

Wkroczyłyśmy na halę gdzie miał zacząć się mecz, a tak właściwie to już się zaczął, bo oczywiście jak zwykle się spóźniłyśmy. Starałyśmy się nie wyróżniać, nie chciałyśmy, żeby chłopcy nas zobaczyli.
Mecz zakończył się pięknym 3:0 dla Polski! Jeteśmy w finale!! Radość chłopaków nie do opisania. Zaraz podbiegłyśmy do barierek, by im pogratulować, a jednocześnie zrobić niespodziankę. Misiek zaraz zobaczył Kingę i rzucił się w naszy kierunku, a za nim Grzesiek wypatrujący Lilki, która po chwili wpadła w jego ramiona. Bartuś, mój kochany, nie jest tak spostrzegawczy, ale za to ma dobry słuch. Misiek i Kosok zaraz zaczęli wrzeszczeć i cieszyć się z naszego widoku. Kurek momentalnie odwrócił się w naszym kierunku. Jego wzrok skierował się na moją osobę. Na początku stał wmurowany w parkiet z otwartą buzią, a zaraz potem nawet nie wiem jak to się stało, utonęłam w jego objęciach. Wyciągnął mnie na boisko i zaczął kręcić w powietrzu ciesząc się jak oszalały. Nawet nic nie mówiąc przytulał mnie, całował i szczerzył się cały czas.
- Co ty tutaj robisz?! - wreszcie doszedł do siebie.
- Jak to co? Przyjechałam na mecz - odparłam jakby to nie było oczywiste.
- A nie do mnie? - nieco posmutniał.
- Do ciebie? A z jakiej racji? Przyjechałam na mecz, a jak już się nawinąłeś... - mówiłam z wielkim bananem na ustach.
- Pff, skoro tak to... - zrobił naburmuszoną minę i mnie puścił. Przerwałam mu jednak namiętnym pocałunkiem.
- No. Teraz już lepiej - wyszczerzył się.

Wszyscy chętnie by pewnie poświętowali, ale mieli świadomość jutrzejszego finału, więc grzecznie poszli spać. Chłopcy nalegali, żebyśmy przeniosły się do ich hotelu, ale my pozostałyśmy nieugięte.

Natępnego dnia z chłopakami spotkałyśmy się dopiero przed meczem. Wszyscy chodzili cali spięci i zestresowani. Życzyłyśmy im powodzenia i zajęłyśmi miejsca na widowni. Jakiś starszy pan obok bardzo nam się przyglądał, co było nieco irytujące. W końcu jednak się odezwał.
- Przepraszam, ale ja panią chyba skąś kojarzę - mówił zamyślony, chyba próbował sobie przypomnieć.
- Naprawdę? - wiedziałam, że skoro jest kibicem to może kojarzy i żeńską siatkówkę, ale to by było nieco dziwne, że kojarzył akurat nikomu nie znaną zawodniczkę.
- Tak - przerwał na chwilę - Panie są siatkarkami! Z reprezentacji! - klasną w dłonie zadowolony - Ale przepraszam, nie pamiętam jak się panie nazywają - zaśmiałam się tylko na te słowa, po czym wszystkie trzy się mu przedstawiłyśmy. Teraz jednak na nas spoczeły wzroki jakiś nastolatek. Coś szeptały i pokazywały palcami. Nie powiem, że było to miłe uczucie, ale chyba muszę się jednak przyzwyczaić, że jestem z taką postacią jak Bartosz Kurek, bożyszcze nastolatek i nie tylko. Nagle ktoś zasłonił mi oczy.
- Buu! - zza moich placów wyskoczyła...
- Boże, Weronika, co ty tutaj robisz?! - rzuciłam się jej na szyję.
- Zaraz, zaraz. Bez takich czułości. Możesz mi powiedzieć, jakim prawem pojechałaś na finał LŚ beze mnie?! - krzyczała na mnie z wyrzutem.
- No przepraszam, nie wiedziała, że też chciałabyś z nami jechać...
- Oszalałaś? Ja miałabym nie jechać?! - nadal krzyczała. Jakoś udało mi się ja udobruchać, więc po mękach wybaczyła mi. Jednak nie dowiedziałam się skąd wiedziała, że tu jestem. 

Mecz nareszcie się zaczął. Cały czas siedziałyśmy w napięciu. Jak zdobyli punkt to skakałyśmy z radości, a jak trocili to dosłownie wrzeczałyśmy na nich i chciałyśmy wejść do nich na boisko i skopać tyłki. Zwłaszcza w trzecim secie, gdy nie wytrzymywałyśmy już napięcia i darłyśmy się jak opętane. Nie będziemy się wyróżniać, będziemy sie zachowywać jak normalnie ludzie - tak owszem, były takie plany, ale nie wyszło. Nasze krzyki z pewnością było słychać na parkiecie, co do tego nie miałam wątpliwości. Pod koniec trzeciego seta mało nie zeszłyśmy tam na miejscu. 24:20 dla Polaków, zagrywa Stanley. Serce bije mi jak szalone, kciuki bolą mnie już od trzymania. 
- PRZESTRZELIŁ, PRZESTRZELIŁ STANLEY!!! 
Trybuny w tym momencie mało się nie zarwały od skoków i tańców Polaków. Mi samej pociekły po policzkach łzy, łzy szczęścia. Lila i Wera zaczęły drzeć się jak opętane, a ja z Kingą stałyśmy nieruchomo, a łzy ciekły nam po policzkach. Zaraz zaczęło się wspólne obsciskiwanie, nawet z owym starszym panem, o którego w trakcie meczu trochę się bałyśmy, bo gdy nasi psuli zagrywkę myślałyśmy, że zejdzie nam tam na zawał. 
Na boisku chłopcy zaczęli śpiewać, skakać, tańczyć i nie wiem co jeszcze. Emocje i szczęście na ich twarzach były nie do opisania. Nie miałyśmy zamiaru teraz do nich schodzić, bo uznałyśmy, że jesli w tym momencie w ogóle jeszcze pamietają o naszym istnieniu, to jednak nie będziemy przeszkadzać w świętowaniu na boisku. Chłopcy jednak sobie za jakiś czas o nas przypomnieli, bo gdy stałam odwrócona tyłem ktoś porwał mnie w ramiona i miałam powtórkę z wczoraj. Byłam kręcona w powietrzu, podrzucana i przytulana.
- Gratulacje! Jesteście wspaniali! - darłam się, bo inaczej by mnie nie usłyszał w tym hałasie.
- Ty płaczasz? - zaśmiał się.
- To ze wzruszenia - jeszcze raz wtarłam swoje policzki, po których nadal spływały łzy szczęścia.
- Głupia ty, nie płacz. Ciesz się! - i jeszcze raz zostałam porwana w objęcia. Potem już musieliśmy się rozstać, ale przedtem podeszłam do każdego zawodnika i ich wyściskałam. Nawet Andrea się nawinął. Potem następniła dekoracja zawodników. Nikomu z polskiej drużyny nie schodził banan z twarzy. Nawet Guma szczerzył się do kamer. My w cztery stałyśmy koło szatni chłopaków i beczałyśmy w najlepsze. Koło nas stały żony i dziewczyny innych siatkarzy. Rozpoznałam Iwonę Ignaczak, Dagmarę Winiarską razem z Oliwierem, a reszty w ogóle nie mogłam skojarzyć. Być może widok przysłanały mi łzy, bo obraz miałam rozmazany.

Po kilku godzinach wreszcie można było wyjść z hali. Chłopacy w ogóle nie okazywali zmęczenia, wręcz przeciwnie, tryskali energią. To też spowodowało wielką imprezę w ich hotelu. Zawodnicy, partnerki, trenerzy, cały sztab. Po jakimś czasie, gdy kadra już poszła do siebie zaczęła się prawdziwa impreza. Alkohol lał się litrami. Wszyscy byli w szampańskich humorach. Zapoznałam się z innymi partnerkami, z którymi od razu się polubiłam. Najlepiej chyba rozmawiało mi się z Iwoną. Dagmara musiała wyjść wcześniej z uwagi na Oliwiera, ale Michałowi kazała zostać i bawić się dalej. Cóż na wyrozumiała żona...
Tańczyłam chyba z każdym zawodnikiem i muszę przyznać, że każdy bez wyjątku jest świetnym tańcerzem. Widziałam jak Zibi ciągle kręci się koło Weroniki, lednak ta go ignorowała.
- Do jasnej cholery, Agata, weź go ode mnie, bo nie ręczę za siebie! - podeszła do mnie mocno zdenerwowana.
- Spokojnie Wera, może chce tylko pogadać lub zatańczyć - mówiłam wyjątkowo spokoinym tonem, ale ledwo co powstrzymywałam śmiech. Śmieszyło mnie jej zdenerwowanie i to jak Bartman ciągle za nią biega.
- Ja mam być spokojna? Od ciągle za mną łazi i żyć nie daje! Mało ma tu dziewczyn do tańczenia?
- A może chce właśnie z tobą? - drażniłam się z nią.
- A weź wyjdź! Idę się napić! - i podążyła w kierunku baru. Znów zostałam porwana do tańca, tym razem przez Bartka. Jednak ciągle z lekkim niepokojem zerkałam w kierunku baru, gdzie Weronika bez pohamowań pochłania kolejne kieliszki trunku. Zaraz dosiadł się do niej Bartman i zaczęli pić razem, jednak kłócąc się przy tym ciągle.
- Kochanie? Może starczy tych tańców już na dzisiaj? - wymruczał Bartek i zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi.
- Coś sugerujesz? - zaśmiałam się.
- Tak, bo bardzo, bardzo, ale to bardzo się za tobą stęsniłem - nie przestawał mnie całować.
- I co? Zostawisz tak kolegów? - on tylko kiwnął głową i kazał rozejrzeć się po sali. Wszyscy siedzieli po kątach w parach i coś tam, nie będę wnikać, robili. Teraz Bartek zrobił maślane oczka. Cmoknęłam go tylko szybko.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się słodko, a on zrobił smutną minkę. Teraz właśnie zobaczyłam jak Weronika stara się upić kolejny kieliszek wódki. 
- Starczy tego moja droga - podeszłam do niej i wyrwałam kieliszek. Bartman trzymał się lepiej,  ale wszyscy na sali byli pijani, włącznie ze mną.
- Oddaj to!
- Nie. Jesteś już wystarczająco pijana, ty zresztą też - zwróciłam się do Bartmana.
- Agata, kochanie. Zostaw ich. Niech się bawią - podszedł do nas Kuraś i odciągnął mnie od baru.
- Czy ty nie widzisz jaka ona jest pijana? - zapytałam się go z wyrzutem gdy staliśmy już trochę dalej.
- Tak jak wszyscy, ty też.
- Ale ona jest tam z Zibim.
- No i co z tego? Co w tym złego? - zacisnęłam tylko wargi i popatrzyłam na nich z ukosa.
- Nieważne.
- Agata?
- No bo on nie jest aż tak pijany. Ona go nie lubi, to znaczy na trzeźwo go nie lubi. A on ją za to bardzo.
- Są dorośli i... - zaczął.
- I pijani - dokończyłam.

Weronika i Zbyszek cały czas siedzieli przy barze i rozmawiali, raczej nadal kłócili się o coś tam, czasem rozmawiali na spokojnie. Nie mogłam ich już dalej pilnować, była 4 nad ranem, nie miałam już siły tańczyć, więc poszliśmy do bartkowego pokoju.
- Kochanie, a może... - Bartek już ledwo trzymał się na nogach, ale mężczyznom tylko jedno w głowie. Ja również później jeszcze trochę wypiłam. Zaczął mnie całować i bardzo chciał pozbawić sukienki. Nie stawiałam większego oporu, przez co po chwili stałam już w samej bieliżnie. Nie pozostałam mu dłużna, zaraz potem leżeliśmy już na łóżku, a Kurek nie przestawał mnie całować. Byłam zbyt pijana, żeby myśleć racjonalnie, on zresztą też. Po chwili poczułam go w sobie. Głośno jęknęłam i wbiłam paznokcie w jego umieśnione plecy. Zaczęłam jęczeć mi prosto do ucha, co na niego podziałało, bo przyśpieszył jeszcze bardziej. Po chwili sam zaczął krzyczeć, by zaraz potem opaść koło mnie głośno oddychając.
- Jesteś wspaniała - wysapał lekko gładząc moje plecy. Uśmiechnęłam się na te słowa.
- Strasznie za tobą tęskniłam, Bartuś - przysunęłam się do niego jeszcze bliżej.
- Ja za tobą też, słońce. 
- Kocham Cię - udało mi sie w końcu do powiedzieć. Spojrzałam na Bartka, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Kocham Cię - pocałował mnie ostatni raz i usnęliśmy w swoich objęciach.
_______________________________________________________________________

W tym tygodniu potrzebuję czegoś na depresję... Chryste, za tydzień szkoła ;______;

5 komentarzy:

  1. Szkoda, że dziewczyny przegrały ale za to chłopcy są świetni. Doszli do finału u wygrali go :) Nareszcie Agata powiedziała tak ważne dla Bartka słowa szkoda tylko, że po pijaku.... Jak mówią po pijaku mówi się prawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pijaku, nie po pijaku... ważne, że powiedziała ;)

      Usuń
  2. Fajnie, że dodałaś taki długi rozdział;)
    No nie ma to jak imprezka po zwycięstwie;d
    Ciekawie co z Zibim i Weroniką;d
    Pozdrawiam serdecznie;)
    Nawet nie wiesz jaką mam radochę, jak zobaczyłam informację, że jest nowy rozdział u Ciebie;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziś mijają 2 lata od zwycięstwa w Sofi historia na nowo się rodzi na naszych oczach słowa które każdy na zawsze zapamięta "przestrzelił przestrzelił ... !!!! "

    OdpowiedzUsuń