poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 25


PASJA


CZ.25




- Uważaj tam na siebie i macie wygrać, bo jak nie to... - przerwał mi całusem.
- Będę - posłał mi szarmancki uśmieszek. - Wy też. Dajcie z siebie wszystko - cmoknął mnie ostatni raz i wsiadł wreszcie do autokaru, którym mieli jechać do Łodzi. 
Kurde, pierwszy raz od bardzo dawno ominie mnie mecz LŚ. A tak, żeby było fajniej, to my mamy o tej samej porze swój mecz. Tylko, że nie w Łodzi, a w warszawskim Torwarze. A już tak na depełnienie naszego szczęścia, pierwszy mecz mamy przeciwko Serbii. Mimo, że wygraliśmy mecz towarzyski, teraz zaczyna się prawdziwa walka. Po prostu świetnie! Chłopcy też nie mają lekko, bo ich pierwszym pieciwnikiem w grupie jest Brazylia, ale przedtem mają jeszcze towarzyski mecz z Australią. A potem już prosto do Toronto...

Pierwsze chwile przed meczem to istny koszmar. Serce mi bije jak oszalałe, staram się skupić, ale mam ogromną tremę. Chłopaki po gładko wygranym meczu z Australią 3:0, polecieli kilka dni temu do Toronto i teraz właśnie zaczytają swój bój z Brazylią, a my póki co w Polsce z serbskimi zawodniczkami. 
Wychodząc na halę miałam gulę w gardle. Trybuny pękają w szwach! Jak to możliwe? Być może nie wszyscy kibice polecieli za chłopakami na starcie w Kanadzie? Znaczną przewagę mają polscy kibice, a wśród nich najgłośniej krzycząca i skacząca po trybunach Weronika. Na sam widok chcę mi się śmiać, dzięki czemu trochę się odprężam.
- Będzie dobrze, zobaczysz - mija mnie Malwina. - Ja na pierwszym meczu też tak miałam - uśmiecha się i zaczyna rozgrzewkę. Tak, łatwo jej mówić jak od kilku lat gra już w reprezentacji, a ja biedna sierota stoję na środku boiska i zamiast zacząć rozgrzewkę gapię się z otwartą buzią na trybuny. 
Nagle rolega się dźwięk z głośników. Mecz czas zacząć. Kieruję swe kroki ku krzesłom, kiedy słyszę swe nazwisko do pierwszej szóstki. Nie ma to jak być uprzednio informowanym, nie ma co. W jeszcze większym szoku, że trener nie posłał mojej kilka lat starszej koleżanki, wkraczam na boisko. Nawet nie mam pojęcia kiedy zaczęłyśmy grać, w ten też sposób pierwsza piłka przelatuje jakby nigdy nic koło mnie.
- Agata! - słyszę krzyk trenera, jednak nie odwracam się w jego stronę, bo wiem jaki ma teraz wyraz twarzy. Staram się skoncentrować i wyciszyć. Zadziałało. Kolejna piłka odbija się zgrabnie od moich palców kierowana do wspaniałej atakującej - Kingi, która z niezwykłą precyzją wbija piłkę prosto w boisko. Cały set grałyśmy punkt za punkt. Praktycznie można powiedzieć, że cały mecz, który kończy się ostatecznie 3:2 dla nas. 
Zmęczone, ale szczęśliwe padamy na płytę boiska. Grałam calutki mecz. Trener tylko raz w drugim secie zdjął mnie na chwilę. 

Jako, że był to nasz pierwszy mecz Grand Prix, zaraz zebrało się wokół nas masa dziennikarzy proszących o wywiad. Znalazły się nawet osoby proszące o autograf. Te "prawdziwe" z krwi i kości reprezentantki zaczęły rozdawać podpisy i udzieleć wywiadów. Ja skierowałam swe kroki do szatni sądząc, że mnie to nie dotyczy. Poza tym, chciałam jak najszybciej poznać wynik meczu chłopaków. Drogę jednak zastawiła mi malutka dziewczynka, która miała łzy w oczach.
- Hej, mała. Co się stało? - podeszłam i ukocnęłam koło niej.
- Jak chcę do mamy - zachlipała. - Nie wiem gdzie ona jest - ledwo mówiła już przez szloch. Miała może z 4 lata. Wzięłam ją za rączkę i zaprowadziłam do speakera, który już się nią odpowiednio zajął i wygłosił czym prędzej odpowiedni komunikat. A ja ponownie skierowałam swe kroki do szatni. 
- Pani Agata Olszewska? - spytał cienki kobiecy głos. Odwróciłam się niechętnie i ujrzałam małą, może mierzącą nieco ponad 160, drobną kobietę. Dziennikarkę, jak przypuszczam po kamerze i dyktafonie. Przy moim 180 wyglądała komicznie. Do tego jej platynowy blond, sztuczny uśmiech i chyba ciężarówka podkładu i tuszu do rzęs. - Można prosić o krótki wywiad? - mówiła już z włączoną kamerą i dyktafonem, i nie czekając na odpowiedź zaczęła swój monolog - Jesteś młodą zawodniczką, a już zdobyłaś sławę - na chwilę się zatrzymałam, bo od kiedy to my jesteśmy na Ty? Mówiła coś dalej, ale zbytnio jej nie słuchałam, dlatego rzuciałam ni skąd ni z owąd.
- Przepraszam, nie mam czasu. Ale nie wie może pani - zrobiłam nacisk na ostotnie słowo -  jaki jest wynik na meczu w Toronto?
- Jakim meczu? - była nieco zdezorentowana.
- No z Brazylią. Jaki jest wynik? - kobieta w ogóle nie wiedziała o co chodzi. Chyba zrobili jej krzywdę posyłając do siatkarek, bo wygladała jakby jednak wolała być u boku mężczyzn i to nie ważne, że nie wie, że grają teraz mecz. Ważne, że są to przystojni sportowcy.
- Tak więc jesteś młoda i zdobyłaś sławę - próbowała jakoś zmienić temat. Wywróciłam tylko oczami.
- Przepraszam, ale jaką sławę? - zaśmiała się, ale też nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Masz 21, a już jakiś czas temu zaczęły pisać o tobie gazety spotrowe i internet - zrobiłam zdezorientowaną minę. - Jesteś w końcu dziewczyną Bartosza Kurka - oniemiałam. Zamurowało mnie i stałam tam przed kamerą z otwartą buzią, a z tego co się zdążyłam domyślić, wywiad leciał na żywo. 
- Co proszę?! - była zdziwiona dlaczego poruszała ten temat, a może bardziej tym, że wiedziała jak się nazywa chociażby jeden siatkarz.
- No jesteś z Kurkiem, prawda? - była nieco zniecierpliwiona moją biernością w odpowiedzi na jej pytanie.
- Wiem, że to może nie zabrzmi najlepiej, ale czy jest tu pani po to, by się dowiedzieć czy jestem z Bartoszem Kurkiem? - podniosłam brwi do góry, - Mi się wydawało, że to jest ważny turniej siatkarski, a nie wywiad do plotkarskiego magazynu - czekałam na odpowiedź, ale była w szoku. Nie spodziewała się takiej reakcji z mojej strony. - Przepraszam teraz bardzo, ale muszę już iść - powiedziałam z udawanym uśmiechem i podążyłam w kierunku szatni, by zaraz rzucić się na telefon. Żadnych wiadomości od Bartka, więc pewnie nie ma czasu, albo śpi zwarzając na inną strefę czasową. Dowiedzieć się o tym nie mogłam z wiadomych przyczyn i osób. 

Wszystkie w ekspresowym tempie się ubrałyśmy i pojechałyśmy do hotelu. Było już po północy, za to w Kanadzie pewnie nad ranem. Postanowiłam zadzwonić jutro, a teraz rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
- Słucham? - spytałam zaspanym głosem. Spojrzałam na wyświetlacz, godzina 4.54. Kto śmie budzić mnie o tej godzinie?!
- Witaj kochanie! - już wiadomo komu życie niemiłe.
- Kurek, do jasnej cholery, czemu dzwonisz do mnie o 5 nad ranem?!
- O 5?... O Boże, przepraszam, u nas jest po obiedzie. Przepraszam, zadzwonię później... - chciał się rozłączyć, ale mu przeszkodziłam.
- Jak już mnie obudziłeś to się nie wykręcaj. Jak mecz? Przepraszam, ale nawet nie miałam kiedy sprawdzić, bo jakieś 4 godziny temu dopiero wróciłyśmy do hotelu - powiedziałam z naciskiem.
- Nie gniewaj sie już. Mecz straszny, muszę przyznać, w sumie prawie taki sam jak wasz...
- Ale mi chodzi o wynik geniuszu!
- 3:2 - powiedział, a ja wyczułam, że się uśmiecha.
- Na serio? To gratulacje!
- No na serio. Bałem się co ze mną zrobisz jak byśmy przegrali - zaśmiał się.
- Wolałbyś nie wiedzieć...
- Kiedy następny mecz?
- No kiedy, dzisiaj. Znów tak samo jak wasz - dodałam smutnym głosem.
- Znów się będziesz wykłócać z dziennikarką? 
- Skąd ty o tym wiesz?!
- Kochanie, to leciało na żywo. Oglądaliśmy cały mecz. To tylko w Polsce lecą transmisje o takich kosmicznych porach.
- Oglądałeś wywiady? - zapytałam z przerażeniem w głosie.
- Tak, byłaś naprawdę bardzo przekonująca - naśmiewał się.
- A weź skończ. Jakaś farbowana blondyna, 150 w kapeluszu... - przerwał mi głośny śmiech Kurka - A ty czego się tak cieszysz?
- To ciekawe. W internecie już jesteś coraz sławniejsze wśród kibiców. Wszyscy komentują twój pierwszy wywiad - dalej się śmiał.
- Nie ma w tym nic śmiesznego.
- Ależ jest. Internauci i komentatorzy skomentowali twój wywiad jednak bardzo pochlebnie. Bronili cię, że chcesz chronić życie prywatne i krytykowali dziennikarkę, która nie zna się na siatkówce - jakże przemyślane słowa wypłynęły z usta Bartosza Kurka. - Bo to prawda, nie? Nie wstydzisz się mnie? - pytał już poważnej.
- No coś ty, ciebie? - zaśmiałam się. - Będę się pokazywać, żeby platynowa blondi zazdrościła.
- Bardzo śmieszne...
- Wiem. Wiem, że ty już najedzony i wyspany, ale u nas jest 5 rano. A poza tym, ty masz mecz za 2 godziny. Dobranoc Bartuś! - powiedziałam i przesłałam buziaka w powietrzu.
- Kocham Cię!
- Wiem, pa - rozłączyłam się i poszłam spać.

__________________________________________________

Najbliżesz rozdziału będę bardziej skupione na meczach i wynikach, mniej na wydarzeniach z życia naszych gołąbków. Mam nadzieję, że to przetrwacie ;)

6 komentarzy:

  1. No to Bartek wie kiedy zadzwonić. Ale w sumie to nic dziwnego :) Chociaż chwilę mogli pogadać ze sobą. świetnie, że dziewczyny wygrały mecz a taką reporterkę wysłali co nie zna się na siatkówce tylko interesuje życie prywatne siatkarzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne opowiadanie!
    Wspaniale się je czyta i w ogóle :)
    Czekam na następy rozdział :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziennikarka jak widać 0 pojęcie o siatkówce;d
    To pewnie musiała mieć dziewczyna stresa w końcu pierwszy mecz w reprezentacji to gruba sprawa;d
    Super rozdział;)
    Pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zawsze super, już nie raz ci o tym wspominałam.
    Przy okazji zapraszam do siebie. :D
    http://czerwonenarty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń